Związki zawodowe pracowników TSA alarmują, że na O'Hare spadł poziom „wewnętrznego” bezpieczeństwa, bo tysiące zatrudnionych tam osób wchodzą każdego dnia na lotnisko bez żadnych dokładnych kontroli.
Kiedy w maju na lotnisku O'Hare pojawiły się problemy związane z kontrolami bezpieczeństwa pasażerów dokonywanymi przez TSA, do pomocy został przesunięty personel, który zajmował się sprawdzaniem pracowników.
Michael Shepski-Lindsted jest pracownikiem Agencji Bezpieczeństwa Transportu (TSA), ale również członkiem zarządu związku zawodowego American Federation of Government Employees Locall 777, który reprezentuje TSA w stanach Illinois i Wisconsin.
Jak mówi, wielu pracowników zatrudnionych na O'Hare parkuje swoje samochody na lotnisku i kursującymi tam autobusami dojeżdża pod tylne wejścia. Przed problemami z kontrolą pasażerów na O'Hare, które pojawiły się w maju, kiedy pasażerowie czekali aż po trzy godziny w kolejkach, prowadzono wybiórcze kontrole pracowników wchodzących na lotnisko.
"Jednak wielu pracowników TSA przesunięto wtedy do sprawdzania pasażerów, aby zmniejszyć kolejki do kontroli bezpieczeństwa"- tłumaczył Shepski-Lindsted .
To spowodowało 90-procentowy spadek liczby kontroli pracowników, w tym mechaników lotniczych i bagażowych.
"O'Hare stało się absolutnie bardziej podatne na zagrożenie z wewnątrz" - stwierdził Shepski-Lindsted.
Rzecznik TSA Michael McCarthy nie zgadza się z tą tezą. Jego zdaniem TSA w 100 procentach sprawdza pracowników na O'Hare i nadal przeprowadza wyrywkowe kontrole, a także "rygorystyczne kontrole przeszłości kryminalnej" oraz weryfikacje danych biometrycznych.
McCarthy powiedział, że nie może ujawnić, czy pracownicy sprawdzający osoby zatrudnione na O'Hare zostali przeniesieni do kontroli pasażerów. Jego zdaniem kolejki zostały rozładowane głównie po zainstalowaniu dodatkowych urządzeń i jednostek z psami szkolonymi do wykrywania materiałów wybuchowych.
Szef Agencji Bezpieczeństwa Transportu (TSA) Peter Neffenger przyznał w kwietniu, że tylko na trzech lotniskach w kraju przeprowadzane są 100-procentowe, regularne kontrole pracowników. Organizacja Judicial Watch ujawniła, że są to lotniska w Atlancie, Miami i Orlando.
W roku 2014 na lotnisku Atlanta Hartsfield-Jackson odkryto operację przemytniczą, w którą zaangażowany był pracownik. Pomógł w nielegalnym transporcie samolotami ponad stu sztuk broni, w tym dwóch karabinów szturmowych, na trasie między Atlantą i Nowym Jorkiem.
Ponadto w ubiegłym roku Departament Bezpieczeństwa Kraju zidentyfikował ponad 70 pracowników na prawie 40 lotniskach, którzy mieli związki z terroryzmem, ale nie byli na liście obserwowanych pod kątem takiej działalności.
Lotniska w Stanach Zjednoczonych ciągle mają problem z bezpieczeństwem. Tylko w Chicago od 2014 roku do połowy lutego tego roku odnotowano 12 przypadków nielegalnego przekroczenia ogrodzenia zabezpieczającego O'Hare i Midway – wynika z raportu sporządzonego przez agencję AP.
Mile ogrodzeń, bramy i wartownie z ochroniarzami, nie zatrzymały jednak wielu intruzów, którym mimo tego udało się wkroczyć na teren lotniska. Co prawda zostali szybko złapani i – jak pisze agencja AP – żaden z 345 incydentów nie miał związku z terroryzmem.
Najczęściej dochodziło do pokonania ogrodzenia – jego przeskoczenia albo czołgania się pod nim. Intruzom udawało się wjechać na teren lotniska samochodem przedstawiając fałszywe dokumenty albo bocznymi, niezabezpieczonymi bramami.
Z raportów policyjnych wynika, że intruzi (tzw. trespassers ) to najczęściej osoby nietrzeźwe albo zdezorientowane. Niektórzy zostali złapani od razu, inni po kilku godzinach. Przy pięciu osobach znaleziono noże, a przy jednej załadowany pistolet.
Konsultant ds. bezpieczeństwa Jeff Cena uważa, że TSA i władze lotnisk mogą zrobić więcej, by zapobiegać takim incydentom. "Na szczęście jeszcze nic poważnego się nie stało" – stwierdza.