Krystalicznie czysta woda, kolorowe, portowe miasteczka, malownicze wyspy i w większości kamieniste, ale urokliwe plaże. Chorwacja - obiekt westchnień turystów, a w ostatnim czasie głównie żeglarzy, i to nie tylko tych z Polski, ale także ze Stanów Zjednoczonych. To właśnie Amerykanie przyjeżdżając na wakacje do Europy coraz chętniej jachty wypożyczają właśnie w Chorwacji, i z tego kraju rozpoczyna się większość rejsów po morzu Adriatyckim.
Edyta Kos-Jakubczak i Adam Jakubczak to małżeństwo żeglarzy i podróżników. Razem z córką Kaliną przemierzają wody całego świata, a większość swojego życia – zawodowego i prywatnego spędzają na morzach i oceanach. Co roku odwiedzają przynajmniej 3 kontynenty, 10 krajów i 50 wysp. Ostatni rok był wyjątkowo trudny także dla nich, bo jak większości innych osób także im koronawirus pokrzyżował plany. Epidemia zatrzymała ich u wybrzeży Hiszpanii, z której w czerwcu rozpoczęli rejs do Chorwacji. To właśnie u wybrzeży tego kraju spędzili lato i ostatnie, zimowo - wiosenne miesiące. Kilka dni temu zakończyli 4 tygodniowy rejs po północnych wodach Morza Adriatyckiego. Kapitan Adam Jakubczak opowiedział czytelnikom Tygodnika Monitor, jak obecnie wygląda sytuacji w Chorwacji i czy warto obrać ten kierunek za cel na tegoroczne wakacje – zakładając i mając nadzieję, że sytuacja epidemiczna pozwoli na międzynarodowe podróże.
Rejs
My wypłynęliśmy na morze 20 lutego z centralnej Dalmacji z rejonów Sibenika. W pierwszym tygodniu między 20 a 27 lutym popłynęliśmy do Puli. Przepłynęliśmy sporo, bo oczywiście zimą jacht nie płynie prostą drogą. Odwiedziliśmy po drodze piękne, spektakularne miejsca. Zajrzeliśmy do mariny Tribuj, do mariny Sali. Byliśmy też przy wspaniałej latarni przy marinie Veli Rat. A po drodze zajrzeliśmy do mariny Losinj. Z Dalmacji, czyli centralnej części Chorwacji popłynęliśmy na północne krańce Morza Adriatyckiego, w okolice Istrii i Rjeki. Po drodze minęliśmy kilkanaście portów i marin, kilkadziesiąt wysp, przepłynęliśmy też kilkaset mil na morzu. Sporo godzin spędziliśmy w trudnych warunkach, w których wiatr wiał z prędkością powyżej 6 stopni w skali Beauforta. Pływaliśmy też nocami i we mgle ograniczającej widoczność do 20 metrów. W sumie, przez 4 tygodnie nie kąpał się w wodzie nikt z członków załogi. Latem byłoby to chyba niemożliwe. W drodze powrotnej byliśmy zmuszeni do kilku dłuższych postojów w różnych portach, czekając na załagodzenie się pogody, która kilkakrotnie przekraczała granicę sztormu. Mimo to ogólne warunki żeglarskie były naprawdę bardzo dobre. Temperatura wody w czasie naszego pobytu oscylowała w okolicach od 14 do 17 stopni Celsjusza. W Bałtyku latem temperatura wody bywa podobna, ale w Chorwacji po prostu wszyscy liczą na lazurowe słońce, piękne plaże i wszechogarniające ciepło. Zima to oczywiście nie jest jeszcze czas dla osób lubiących gwar i zabawę restauracjach i klubach. Dla podróżników nie było ograniczeń nawet zimą.
Sytuacja Covidowa
Otwarte są w Chorwacji restauracje, kawiarnie, kina, teatry, szkoły, przedsiębiorstwa – wszystko jest otwarte. Dzieci chodzą do szkół, a dorośli do pracy. Żeby zakwaterować się w hotelu nie musimy być na wyjeździe służbowym, nie musimy też w inny sposób omijać miejscowych przepisów. Na ulicach nie chodzi się w maseczkach. Gdy my pływaliśmy po Chorwacji, po najbardziej odległych wyspach chorwackich, nie mieliśmy żadnego poczucia, że na świecie panuje pandemia. Właśnie tak wygląda dzisiaj Chorwacja. To znów oaza wypoczynku w całej Europie, ale dzisiaj to też oaza bezpieczeństwa. Wydaje się to logiczne – Chorwacja z powodu koronawirusa nie bije na alarm, a działa systematycznie już od miesięcy. Trzeba pamiętać, że wszystkie zakażenia są skoncentrowane w kilku najbardziej zaludnionych miastach jak Zagrzeb, Dubrownik, Rijeka, Zadar, Split. Dlatego też, ktokolwiek wybierałby się do tego wspaniałego kraju, powinien omijać wszystkie duże skupiska ludności. Nawet będąc na morzu, jeśli ważne dla nas jest bezpieczeństwo epidemiologiczne, to trzeba omijać – Dubrownik, Split, Biograd, Zadar, Rijeke. I może też dzięki temu nareszcie turyści poznają prawdziwą Chorwację. Na małych wyspach i w małych miasteczkach nie ma teatru dla turystów. Tam nadal jeszcze jest prawdziwa Chorwacja i prawdziwi Chorwaci.
Restauracje
Wraz z końcem lutego restauracje w Chorwacji zostały otwarte. Mają one pewne obostrzenia, ponieważ, gdy restauracja w marinie przyjmuje gości mariny, to może przyjąć nawet kilkadziesiąt osób. Jednak gdy przyjęłaby gości z poza mariny, może ich przyjąć tylko kilku, przy bardzo oddalonych od siebie stolikach. Już od drugiego tygodnia rejsu cieszyliśmy się w Chorwacji otwartymi restauracjami. W każdym z odwiedzanych portów i marin, przynajmniej jedna restauracja była otwarta. Mimo, że poza dużymi nowoczesnymi marinami, w portach nie spotykaliśmy restauracji przygotowanych tylko dla żeglarzy, to na głównym rynku miast zawsze można było coś zjeść. Można było też cieszyć się ogrzewanymi pomieszczeniami, chociaż były to najczęściej ogródki ogrzewane dodatkowo jakimś zewnętrznym źródłem ciepła. Serwowano naprawdę już świeże i smakowite dania i owoce morza stanowiące podstawę menu Chorwacji. Ceny nie zaskakiwały – nie były ani niskie ani wysokie. Syty posiłek w restauracji można zjeść było spokojnie za około $20-25. Jeżeli ktoś będzie chciał zjeść jeść posiłek składający z dwóch dań, zakończyć deserem, po drodze napić się jeszcze drinka i wypić na koniec kawę – to na pewno nie zapłaci więcej niż $50
Ceny
Mit Chorwacji jako bardzo drogiej nie jest prawdziwy. Wystarczy porównać ceny z pobliskimi Wochami, gdzie za te same kwoty w dobrej restauracji można zjeść tylko pizze. Chorwacja to normalny kraj śródziemnomorski, a ceny za posiłki i noclegi są najczęściej niższe niż we Włoszech, w Hiszpanii czy nawet w Grecji. Oczywiście ceny marin i obsługa jest droga, ale za to są to setki najlepiej przygotowanych marin, jakich nie spotkamy w Grecji czy nawet we Włoszech.
Przeciwności losu
Po drodze spotkaliśmy się z różnymi przeciwnościami losu. Po pierwsze – pogoda. Zima w Chorwacji nas nie rozpieszczała. Temperatury między dniem a nocą miały duże amplitudy dochodzące do kilkudziesięciu stopni. Do tego krótki dzień zmuszał nas do tego, że wielokrotnie wpływaliśmy do marin po zmroku. I jak to żeglarze – musieliśmy być ubrani zimowo o żeglarsku, czyli spodnie i kurtka - sztormiak, ciepłe oddychające ubrania pod spodem, obowiązkowa czapka i rękawiczki.
Jednak temperatura w przeciągu tych 4 tygodni nigdy nie spadła poniżej 5 stopni Celsjusza na plusie. Chociaż odczuwalna była oczywiście na morzu dużo niższa. Trudnością dla nas były też same mariny, które były zupełnie pozbawione ludzi. W związku z czym chodząc po zmroku musieliśmy być wyjątkowo czujni i odpowiedzialni, by zachować pełne bezpieczeństwo na pokładzie, by nic nieprzyjemnego się po drodze nie wydarzyło. Ale mimo wszystko były to warunki całkowicie nieporównywalne z łatwym, letnim żeglowaniem w Chorwacji.
Ciekawostka
W drodze powrotnej do Sibenika przeżyliśmy dodatkowo kilka ciekawych przygód morskich.
Jako jedni z pierwszych w Chorwacji spotkaliśmy rekina olbrzymiego, którego w tym kraju widziano raptem 35 razy. Widzieliśmy bardzo młodego osobnika w doskonałych warunkach i przy doskonałej pogodzie. Mogliśmy się cieszyć jego wspaniałym widokiem. Oczywiście z dużej odległości nie narażając go na żadne nieprzyjemności związane z naszą obecnością. Widzieliśmy go przy wyspie Ces, która cieszy się od lat opinią wyspy bardzo egzotycznej, a przede wszystkim wyspy, na której jest bardzo niewielu turystów – i tak też było tym razem.
Podsumowanie
Przez 4 tygodnie nacieszyliśmy się doskonałym stażem żeglarskim, otwartymi restauracjami, brakiem maseczek wszędzie, gdzie się poruszaliśmy (oczywiście poza wnętrzem sklepów), no i oczywiście wspaniała atmosferą. Po 4 tygodniach wróciliśmy do portu zapomniawszy zupełnie o tym, że jest pandemia na świecie, a przecież Chorwacja to centrum Europy. Po prostu Chorwacja ma zupełnie inną strategię walki z koronawirusem. Ludzie są odpowiedzialni. Witając się z kimkolwiek zachowywaliśmy kilkumetrowy odstęp i dla nikogo nie było to niczym wyjątkowym. Wszyscy zachowują maksymalne odstępy, codziennie też wykonuje się tysiące testów, a badają się nie tylko ludzi z objawami infekcji.
Pozdrawiam z pokładu jachtu Sistrum – po 4 tygodniach rejsu zimowego u wybrzeży Chorwacji na wodach Morza Adriatyckiego. My przez 4 tygodnie koronawirusa nie widzieliśmy, nie spotykaliśmy nikogo zarażonego oraz nikt z nas się nie zaraził. Teraz znów cieszę się dobrymi warunkami w Chorwacji, znów mając u boku żonę Edytę i córeczkę Kalinkę.