DENVER NUGGETS-MIAMI HEAT 94-89 W MECZU PIĄTYM
PIĘKNE ZAKOŃCZENIE BARDZO BRZYDKIEGO MECZU DLA KOSZYKARZY I FANÓW W DENVER
Koszykarzom Denver Nuggets w jakiś cudowny sposób udało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść w końcówce tego brzydkiego i stojącego na mizerniutkim poziomie meczu.
Mecz finałowy nr 5, który rozgrywany był w hali Ball Arena w Denver, w obecności kompletu prawie 20 tysięcy kibiców, dostarczył wielu emocji, nie zabrakło również tych negatywnych. Ale najbardziej liczył się rezultat, a ten ostatecznie dał zwycięstwo w meczu oraz całej serii 4-1 i stolica stanu Kolorado mogła zacząć świętowanie.
Zanim jednak do tego doszło, koszykarze Nuggets, z wyjątkiem Jokica, popisywali się głównie indolencją strzelecką. Zawodziło wszystko: rzuty z półdystansu, rzuty osobiste i za 3 punkty. Wystarczy powiedzieć, że Nuggets nie trafili aż 20 pierwszych rzutów za 3, na 22 próby. Na 13 pierwszych rzutów osobistych trafili tylko 7. Koszykarze z Kolorado mieli również 14 strat piłki.
Dlaczego więc wygrali? Dwa powody zadecydowały o tym, że seria zamiast się przenieść na Florydę na mecz nr 6, zakończyła się w Denver. Najważniejszy powód to NIKOLA JOKIC. To Serb jako jedyny nie zawiódł w tym spotkaniu i poprowadził swój zespół do pierwszego tytułu w 47-letniej historii klubu w NBA.
Jokic zdobył 28 punktów oraz zaliczył 16 zbiórek. W meczu, w którym żaden z jego partnerów nie mógł znaleźć kosza, Nikola Jokić znalazł sposób, aby rzucić celnie 12 razy z 16 prób i zakończyć serię na własnym parkiecie. Po meczu Serb został uznany za MVP (Najbardziej Wartościowy Zawodnik) finału. To trofeum miało dla niego na pewno dużo większe znaczenie niż Ogólne MVP, które zdobył w latach 2021 i 2022.
Drugim powodem triumfu Nuggets, mimo kiepskiej dyspozycji strzeleckiej, była postawa koszykarzy z Miami, którzy sprawiali wrażenie jakby bardzo chcieli, ale nie mogli. Koszykarze z Florydy nie wykorzystali słabszego dnia rywali i sami również się do nich dostosowali.
Jimmy Butler, zanim postraszył graczy z Kolorado w ostatniej kwarcie meczu, miał tylko osiem punktów i rzucił celnie zaledwie dwa razy w trzynastu próbach. Butler ostatecznie, dzięki heroicznej wręcz postawie w czwartej kwarcie, zdobył najwięcej dla Miami, bo 21 punktów. Bam Adebayo dorzucił 20, ale to nie wystarczyło, gdyż pozostali koledzy z zespołu nie byli zbyt pomocni.
Miami miało tylko 34 proc. skuteczność z parkietu oraz 25 proc. z rzutów za 3. Koszykarze Heat, którzy dostali się do playoffs jako ostatni zespół z numerem ósmym, do przerwy wyglądali nieco lepiej od gospodarzy i wyglądało na to, że zrobią wszystko, aby wrócić jako zwycięzcy na następny mecz do Miami. Nie potrafili jednak znaleźć recepty na Jokica, a zryw Jimmiego Butlera, który zdobył dla koszykarzy z Florydy osiem punktów z rzędu, po których nawet wyszli na prowadzenie 87-86, okazał się niewystarczający.
Po końcowej syrenie nad Denver zaczęło fruwać confetti, a koszykarze podawali sobie z rąk do rąk cenne trofeum.
Na zewnątrz Ball Arena rozpoczęła się kanonada z ogni sztucznych na cześć zwycięzców. Po raz pierwszy od 47 lat nikt w całej NBA nie lśnił tak jasno, jak Nuggets. „Kibice w tym mieście są niesamowici” – powiedział właściciel drużyny Stan Kroenke. „To, co zrobiliśmy, ma dla nas ogromne znaczenie” - dodał.
NHL: WIELKI MOMENT DLA VEGAS
GOLDEN KNIGHTS WYGRYWAJĄ PUCHAR STANLEYA
Gdy właścicielem nowej drużyny Złotych Rycerzy został Bill Folley, to zapowiedział, że celem nowej drużyny jest zdobycie mistrzostwa ligi w szóstym sezonie. To zadanie zostało perfekcyjnie wykonane we wtorkowy wieczór.
Golden Knights rozgromili Pantery z Florydy bez Matthew Tkachuka 9-3 i po meczu mogli się cieszyć ze zdobycia Pucharu Stanleya.
Pantery w tych playoffs walczyły nadzwyczaj twardo, sprawiając niespodzianki jedna za drugą, ale nie wystarczyło to na pokonanie dysponujących głębokim składem Rycerzy. Ten bardzo wyrównany skład, bez słabych punktów spowodował, że hokeiści z Vegas szli przez playoffs bardzo sprawnie i wygrali tytuł po rozegraniu zaledwie 22 spotkań.
Mark Stone, jak przystało na kapitana drużyny, zdobył trzy bramki. Był to pierwszy „hat trick” w Finałach od 1996 roku, kiedy podobnym wyczynem mógł się pochwalić Peter Forsberg z Colorado Avalanche.
Stone pierwszego gola zdobył w 1. tercji, gdy jego zespół grał w osłabieniu. W drugiej tercji strzelił gola na 5-1 i już wtedy było wiadomo, że w tym dniu nic nie jest w stanie powstrzymać hokeistów z Nevady w sięgnięciu po puchar.
Wygrali tercję 4-1 i po dwóch wyszli na prowadzenie 6-1. Mimo tego, że w trzeciej tercji nieco rozluźnieni pozwolili Panterom strzelić dwa gole, sami zdobyli ich trzy i ostatecznie wygrali wysoko 9-3. To pozwoliło na rozpoczęcie celebracji na własnym lodzie w T-Mobile Arena.
W tej samej hali świętowali swój sukces Washington Capitals, którzy wygrali Puchar w 2018, pokonując właśnie Rycerzy w Finale. Najlepszym zawodnikiem finału został napastnik Vegas Jonathan Marchessault, który zdobył Conn Smythe trofeum dla MVP (Najbardziej Wartościowy Zawodnik).
Cały zespół Vegas zasłużył na gratulacje i słowa uznania. Wszystkie cztery piątki zapracowały na ten niewątpliwy sukces. Ale na pewno specjalne wyróżnienie należy się bramkarzowi. Adin Hill świecił się wyjątkowym blaskiem wśród Złotych Rycerzy, pomimo tego, że gra była jednostronna i jego drużyna zdominowała poczynania na lodowisku całkowicie. We wczesnej fazie meczu zatrzymał groźny strzał Lundella, potem popisał się świetną interwencją przy próbie Barkova, a w trzeciej tercji „ograbił” Anthony Duclaira z pewnego gola, łapiąc krążek do rękawicy.
Hill nie był pierwszym bramkarzem Vegas. Zastąpił kontuzjowanego w drugiej rundzie Laurenta Brossoita i od tego czasu 11 razy zwyciężał, a tylko czterokrotnie zjeżdżał z lodu jako pokonany.
Poza bramkarzem należy wyróżnić zdobywcę tytułu MVP – Jonathana Marchessaulta. Napastnik Vegas strzelił 13 bramek i miał 12 asyst, co dało w sumie 25 punktów i drugi wynik w playoffs.
Nie sposób nie wspomnieć o kapitanie drużyny, który strzelił w piątym meczu trzy bramki i walnie przyczynił się do końcowego sukcesu drużyny. Jak nakazywała tradycja, Stone jako kapitan uniósł Puchar Stanleya jako pierwszy. Następnie przekazał trofeum Smithowi, a ten pozostałym członkom oryginalnego zespołu z 2018 roku, którzy walczyli wtedy w finale. A byli to, oprócz wymienionych już Jonathana Marchessaulta i Reilly Smitha, William Karlsson, Shea Theodore, Brayden McNabb oraz William Carrier.
Zespół z Florydy został osłabiony w ostatnim spotkaniu brakiem swojego najlepszego zawodnika Matthew Tkachuka. Hokeista Panter nie mógł założyć stroju ani łyżew z powodu złamanego mostka. W trzecim spotkaniu otrzymał potężne uderzenie, pomimo to wrócił na lód i zdobył w tym meczu wyrównującego gola i mecz ten Pantery wygrały w dogrywce. Ale niestety ta kontuzja spowodowała, że w meczu czwartym wystąpił tylko w czterech zmianach w trzeciej tercji i jego zespół przegrał 2– 3.
Ten mecz pokazał wyraźnie, że bez swojego lidera będącego w pełni sił drużyna bardzo wiele straciła na swojej wartości i nie była w stanie rywalizować na najwyższym poziomie.
Golden Knights zdobywając aż dziewięć goli w meczu finałowym, dorównali Seattle Metropolitans, którzy w 1917 roku zaaplikowali również dziewięć bramek obrońcom Pucharu Stanleya Montreal Canadiens i zostali nowymi mistrzami.
Na tym zwycięskim meczu dającym Rycerzom korony Królów, padł również rekord frekwencji: 19,058. W tej 20-tysięcznej hali do meczów hokejowych przystosowanych było zwyczajowo ok. 17,500. Tym razem było inaczej.
Najlepiej nastrój wśród zwycięzców oddaje reakcja jednego z liderów zespołu Jacka Eichela. Po wielu „przegranych” latach w Buffalo, znaczonych kontuzjami i nieporozumieniami, jeden z największych amerykańskich talentów hokejowych odnalazł się świetnie w Vegas i grał fenomenalnie w finale: „To jest teraz dla mnie całym światem. Brakuje mi słów, aby móc powiedzieć wszystko, co dobre o tej organizacji (Las Vegas Golden Knights). Właściciel, menedżerowie, trenerzy, którzy zrobili wszystko dla mnie, abym mógł wrócić do gry. Ale także ludzie zatrudnieni w biurze, czy zwykli od sprzętu i w szatniach. Wszyscy z dużym zaangażowaniem służący zawsze pomocą. To jest naprawdę jak w kochającej się rodzinie, kiedy każdy pomaga drugiemu i dba, aby nie przydarzyło się coś złego. I my czujemy tę miłość jako drużyna”.
Miasto Las Vegas, hokeiści, kibice – jedna wielka rodzina. Gratulujemy!
PARYŻ: WIELKOSZLEMOWY TURNIEJ TENISOWY
IGA ŚWIĄTEK KRÓLOWĄ PARYŻA PO RAZ TRZECI
W finale turnieju tenisowego w Paryżu Iga Świątek pokonała Czeszkę Karolinę Muchovą w trzech setach: 6-2, 5-7 i 6-4. Był to już trzeci triumf Polki na kortach Rolanda Garrosa. Poprzednio Iga wygrywała tu w 2020 oraz w 2022 roku.
Ten finał z Muchovą zapamiętamy jako najbardziej zacięty i wyrównany. Panie walczyły na korcie prawie przez trzy godziny, a sytuacja zmieniała się wielokrotnie: raz na korzyść Polki, by zaraz się odwrócić w stronę Czeszki.
Po świetnym początku i zdominowaniu niemal bezradnej Czeszki w pierwszym secie, którego Iga wygrała 6-2, przyszedł set drugi, który miał dwa oblicza. W pierwszej części tego seta Polka przeważała w dalszym ciągu i szybko wyszła na prowadzenie 3-0. Wydawało się wówczas, że zbliżamy się do łatwego zwycięstwa Świątek, podobnie jak to miało miejsce rok wcześniej w finale z Coco Gauff. Jednak tym razem, niestety dla naszej zawodniczki, sprawy przybrały nieciekawy obrót.
Karolina Muchova wprawdzie nie miała takich osiągnięć jak Polka w przeszłości, ale nie raz udowadniała, że nie można jej skreślać zbyt wcześnie. Czeszka w trakcie swojej kariery wielokrotnie wygrywała z wyżej notowanymi rywalkami i tylko częste kontuzje nie pozwalały jej na zajmowanie wyższych miejsc w rankingu światowym.
Przy stanie 3-0 dla Świątek w drugim secie coś pozytywnego zmieniło się na korzyść Muchovej. Czeszka wygrała swój serwis, a w następnym Polka dała się przełamać. Przy stanie 3-2 dla Polki coraz odważniej grająca Czeszka obroniła ponownie swój serwis i doprowadziła pierwszy raz do remisu 3-3.
Iga po trzech kolejno przegranych gemach wprawdzie znowu wyszła na prowadzenie, ale Muchova ponownie zachowała serwis i znowu wyrównała. Po następnych dwóch gemach, gdzie panie wzajemnie się przełamały już było 5-5. W końcówce szczęście dopisało bardziej pochodzącej z Ołomuńca Czeszce, która ponownie przełamała Polkę, a następnie wygrała własne podanie i całego seta 7–5.
W secie trzecim sytuacja zmieniła się o tyle, że to Czeszka wyszła na prowadzenie. Polka słabo weszła w seta i po rozegraniu dwóch gemów przegrywała 0-2. Iga znana jest jednak z tego, że potrafi opanować emocje i zmienić swoją grę na tyle, aby przyniosło to rezultaty.
Po okresie naprawdę dobrej gry potrafiła najpierw doprowadzić do remisu, a potem objąć prowadzenie 3-2. W nerwowej końcówce to jednak nasza mistrzyni miała więcej argumentów i po wygraniu gema przy własnym serwisie wyszła na prowadzenie 5-4. Presja była teraz po stronie Muchovej. I ona tej presji nie wytrzymała.
Mecz zakończył się podwójnym błędem serwisowym Karoliny i Iga mogła zacząć zbierać gratulacje. Widzieliśmy ją, jak po kilku chwilach utonęła w ramionach najpierw trenera Wiktorowskiego i swojej psycholog Darii Abramowicz, a później ojca i siostry.
Dla Igi Świątek był to już czwarty wielkoszlemowy triumf w karierze. Trzeci w Paryżu. Po trzy razy zwyciężały na tych kortach takie słynne tenisistki jak Serena Williams, Monika Seles czy Arantxa Sanchez Vicario.
Chris Evert Lloyd zwyciężała w Paryżu siedmiokrotnie. Biorąc pod uwagę wiek Igi Świątek (dopiero 22 lata), Polka ma wielkie szanse na to, aby przebić słynną Amerykankę.
NOVAK DJOKOVIC NAJLEPSZY WŚRÓD MĘŻCZYZN
W wielkim finale w rywalizacji mężczyzn zwyciężył Novak Djoković. Serb poradził sobie z finałowym przeciwnikiem, którym był Norweg Casper Ruud w trzech setach 7-6, 6-3 i 7-5. Tym samym Djokovic został samodzielnym liderem w ilości wygranych turniejów wielkoszlemowych.
Wygrana w tym roku w Paryżu była 23. zwycięstwem w tej kategorii. Wielkim nieobecnym (kontuzja) na tegorocznym turnieju Rolanda Garrosa był jego 14-krotny triumfator i obrońca tytułu sprzed roku Hiszpan Rafael Nadal. To właśnie Nadal był do tej pory współrekordzistą razem z Djokovicem w wygranych turniejach wielkoszlemowych.
Hiszpan po wygranej Serba w finale pospieszył z gratulacjami dla odwiecznego rywala, życząc mu dalszych sukcesów. „23 to liczba, która jeszcze kilka lat temu wydawała się niemożliwa do osiągnięcia, a Ty tego dokonałeś” - napisał Nadal.
Novak Djokovic został pierwszym tenisistą w historii, który wygrał wszystkie cztery turnieje główne przynajmniej trzy razy. W Paryżu było to jego 3. zwycięstwo, w Australii wygrywał 10-krotnie, w US-Open 3 razy, a na kortach Wimbledonu liczba triumfów wynosi 7.
Trener Serba ostrzega, że w tej dyspozycji jego podopieczny wygra jeszcze wiele razy. W tym miejscu warto przypomnieć, że 11 trofeów wielkoszlemowych zdobył po ukończeniu 30. roku życia.
Na trybunach dla VIP paryskiego turnieju można było zauważyć wiele gwiazd sportu. Był tam legendarny rozgrywający amerykańskiego futbolu - Tom Brady, wielcy piłkarze Zlatan Ibrahimovic i Kylian Mbappe siedzieli obok siebie. Można było również wypatrzeć byłego mistrza świata w boksie Mike’a Tysona.
Przed nami kolejne tenisowe emocje. Turnieje na trawie, przygotowujące do następnego Wielkiego Szlema, Wimbledonu.
Andy Warta
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.