----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Konserwatyści chcieli kiedyś zakazać sprzedaży magazynu Playboy, zabronić tworzenia utworów w stylu rap zawierających obsceniczne teksty, czy karać za przedstawianie Jezusa w obraźliwym świetle. Lewica natychmiast przeciwstawiała się tym zapędom przytaczając wolność słowa i równouprawnienie, próbując jednocześnie w imię tolerancji ograniczać niezgodne z własnym światopoglądem zachowania i słowa. Prawo do swobody wypowiedzi ma w USA długą tradycję, jednak respektowanie tego prawa jest tu w powijakach. Kiedy myślimy o cenzurze, zwykle na myśl przychodzą nam inne, dalekie kraje, a nie Stany Zjednoczone. Tymczasem w kraju nazywanym kolebką wolności cenzura ma się coraz lepiej.

Według organizacji ACLU cenzura jest „tłumieniem słów, obrazów lub idei uznanych za obraźliwe lub ofensywne”, do czego dochodzi „gdy jacyś ludzie lub grupy narzucają innym własne, polityczne lub moralne wartości”. Nasza wolność wypowiedzi może być ograniczona wtedy, gdy „powoduje wyraźne i natychmiastowe szkody dla istotnych wartości społecznych”. Tyle definicja.

Oczywiście mieszkańcom Zachodu cenzura kojarzy się z krajami rządzonymi przez dyktatorów i monopole partyjne, gdzie jakikolwiek przejaw sprzeciwu wobec rządu, jego krytyka, czy próba poruszenia kontrowersyjnych tematów kończy się poważnymi reperkusjami. Cenzura ma jednak wiele twarzy i istnieje nawet w najbardziej demokratycznych i rozwiniętych krajach świata. W wielu przypadkach jest niezbędna i popierana przez całe społeczeństwo.

Jako przykład weźmy większość krajów europejskich, gdzie zakazana jest działalność grup komunistycznych i nazistowskich, w których publiczne wyrażanie pewnych poglądów i pokazywanie nielegalnych symboli jest ścigane prawem. W Niemczech za tzw. pozdrowienie nazistowskie można trafić do więzienia. W Polsce z urzędu ścigane są kłamstwa oświęcimskie, czyli świadome fałszowanie prawdy historycznej dotyczącej hitlerowskich obozów śmierci. Prawa te wynikają z doświadczeń obydwu krajów i nie do pomyślenia jest, by w najbliższym czasie coś mogło się zmienić.

W USA takich zakazów nie ma, a próba odgórnego wprowadzenia podobnych odebrana byłaby jako zamach na przysługujące mieszkańcom tego kraju swobody i prawa. Karalnym nadużyciem wolności słowa jest tu tylko pośrednie lub bezpośrednie nawoływanie do przemocy fizycznej, co bardzo trudne jest do zdefiniowania, wychwycenia i ukarania. Wbrew pozorom publiczne wygłaszanie rasistowskich tekstów karalne nie jest, podobnie z opiniami krytycznymi wobec środowiska LGBT, czy jawne wyznawanie ideologii nazistowskiej. Jedyne, na co narażają się czyniący to ludzie, to potępienie społeczne i negatywne opinie w mediach. To, że coś karalne nie jest, nie znaczy że jest dozwolone. Organizacje prywatne i publiczne, firmy, szkoły, wojsko, etc. mogą kierować się własnym statutem i kodem, który nie zezwala na podobne zachowania i wyciągać konsekwencje wobec je łamiących. Do więzienia więc nie trafią, ale mogą stracić pracę, pozycję społeczną, itd.

Poza tym poparcie dla wyrażania wszelkich opinii jest w USA coraz mniejsze. Zdecydowana większość Amerykanów domaga się na przykład prawnego ukrócenia tzw. mowy nienawiści, która w ostatnim czasie zdominowała publiczny dialog. Jednocześnie podejmowane są przez niektóre środowiska próby ograniczenia wypowiedzi obraźliwych dla pewnych grup, czyli prawne usankcjonowanie tzw. poprawności politycznej. Według osób zajmujących się tematem jest to przejaw typowej cenzury, gdy jedna grupa narzuca innej tematy i formy wypowiedzi zgodne tylko z jej światopoglądem.

W Stanach Zjednoczonych istnieje urząd działający jak cenzorski, ale ma on nieco inne zadania i całkiem inną nazwę. Jako jedyna instytucja, poza tajnymi służbami – nie ujawnia nazwisk swoich pracowników. Ich zadaniem nie jest przeglądanie materiałów prasowych pod kątem poprawności politycznej, czy zgodności tekstów z oficjalną polityką rządzącej partii, ale walka z wszelkimi przejawami rozwiązłości seksualnej w filmach i telewizji. Ameryka jest bowiem jedynym krajem zachodniego kręgu kulturowego, w którym bynajmniej nie wizualna przemoc jest najważniejszym powodem, dla którego młodzież nie powinna oglądać filmu. Czterokrotnie częściej filmy kwalifikuje się tu jako „dla dorosłych” z powodu nagości lub scen erotycznych, niż ze względu na przemoc i niesione przesłanie. Ameryka jest również jedynym krajem, w którym kategorie wiekowe są nie tylko wskazówką dla rodziców i właścicieli kin, ale mają bardzo szerokie konsekwencje prawne i finansowe. Czy to cenzura? Trudno powiedzieć. Jedni twierdzą, że tak, inni że to tylko przejaw ochrony określonych wartości.

Choć odgórnej cenzury u nas nie ma, ale w jej miejscu szaleje nieco wykrzywiona, społeczna kontrola. Obserwując pewne wydarzenia często umyka nam najważniejszy przekaz, bo skupieni jesteśmy na mało istotnym szczególe. Oto przykłady z obydwu stron:

- Naukowiec Matt Taylor pomógł w stworzeniu, wysłaniu w kosmos i lądowaniu sondy na przelatującej w pobliżu Ziemi komecie. Było to pierwsze takie wydarzenie w historii ludzkości i niesamowite osiągnięcie techniczne. Jednak tłumacząc w mediach wagę tego wydarzenia miał na sobie koszulę zaprojektowaną przez przyjaciółkę, na której widniały komiksowe rysunki przedstawiające kobiety w seksownych ubraniach i pozach. Z daleka wyglądała ona jak typowa koszula hawajska, dopiero z bliska można było rozpoznać postacie ze świata fantasy. Lądowanie na komecie poszło w zapomnienie, bo według niektórych obraził on swym ubraniem miliony osób. Rozpętała się burza. Na kolejnej konferencji zamiast opowiadać o cudach kosmosu i zdobyczach nauki Taylor niemal ze łzami w oczach przepraszał za zły dobór garderoby.

- Brendan Eich był młodym, ambitnym, wyjątkowo uzdolnionym programistą komputerowym. Zaczął od zbudowania projektu Netscape, potem stworzył wykorzystywany na całym świecie JavaScript i internetową przeglądarkę Mozilla Firefox. Kiedy jednak grupa aktywistów odkryła, że przekazał 1,000 dolarów w ramach wsparcia dla kalifornijskiej propozycji 8, zakazującej małżeństw osób tej samej płci, przylepiono mu łatkę „hejtera” i „wroga publicznego”. W krótkim czasie stracił wszystko – firmę, pozycję – i przez kolejne 2 lata nie mógł znaleźć w Dolinie Krzemowej żadnej pracy.

Za typową cenzurę we wszystkich krajach uznaje się jednak odgórne ograniczanie wolności mediów. Do tej pory jedynymi jej przejawami we współczesnych Stanach Zjednoczonych (w przeszłości bywało różnie) było samoograniczanie się w odniesieniu do pewnych tematów. Po brutalnych atakach ISIS na redakcje publikujące wizerunek proroka Mahometa większość stacji telewizyjnych, redakcji i portali internetowych zdecydowała się tego nie robić ze względu na bezpieczeństwo swych pracowników. Nie zobaczymy też w relacjach telewizyjnych ciał martwych żołnierzy amerykańskich z honorami witanych w kraju, czy ciał ofiar zamachów terrorystycznych. Jednak wyrażanie wszelkich opinii, nawet najbardziej krytycznych, nie stanowi problemu. Wolność mediów nie bez powodu uznawana jest za jeden z filarów demokracji i wolności społeczeństwa. O wolności słowa możemy mówić tak długo, jak każdy z nas bez obawy będzie mógł wypowiadać się otwarcie na różne tematy. Ale czy tak będzie zawsze?

Prezydent Donald Trump publicznie wezwał niedawno Senat i Komisję d/s Wywiadu, by bliżej przyjrzeli się mediom publikującym krytyczne pod jego adresem, czyli nieprawdziwe materiały prasowe i telewizyjne. Uczynił to w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli za pomocą Twittera.

Sugestia, by wspomniana komisja zajęła się tą sprawą wynika z działań innej, badającej sprawę zaangażowania Rosji w amerykańskie wybory i ewentualnej roli, jaką popularny Facebook pełnił w rozpowszechnianiu niesprawdzonych informacji podczas kampanii do Białego Domu, a tym samym wpływania na politykę kraju. Trump wielokrotnie przekonywał, że dochodzenie to ma na celu wyłącznie podważenie jego zwycięstwa. Nie mogąc na razie powstrzymać działań tejże komisji stara się uciszyć krytyków. Mówiąc wprost, prezydent zastanawia się nad cenzurowaniem wolnych mediów w Stanach Zjednoczonych. Trudno powiedzieć, na ile poważne są to zapędy. W końcu w ostatnich miesiącach wielokrotnie okazywało się, że przekazywane prze niego informacje nie miały żadnego potwierdzenia i były od razu prostowane. Ostatnio choćby podczas wizyty w Puerto Rico, gdy w wywiadzie Donald Trump zapowiedział umorzenie długu tego kraju, po czym sekretarz skarbu tłumaczył na konferencji, iż prezydent nie miał tego na myśli. Niezależnie od intencji niepokojące powinno być to, że w jednym z wpisów internetowych prezydent Stanów Zjednoczonych sugeruje łamanie praw gwarantowanych przez Konstytucję.

Co jest jeszcze bardziej niepokojące to fakt, że ewentualna kontrola mediów dotyczyłaby tylko niektórych. Głównie NBC News, CNN oraz The New York Times, z którymi od wielu miesięcy jest w stałym konflikcie. Inne media, prezentujące przyjazne mu informacje, nie znalazły się na celowniku Białego Domu.

Można śmiało powiedzieć, że ze wszystkich dotychczasowych prezydentów Trump ma największą obsesją na punkcie mediów. Z jednej strony potrafi je odpowiednio wykorzystać do własnych celów, z drugiej nie jest w stanie znieść jakiejkolwiek krytyki. W czasie kampanii prezydenckiej zaufanie do mediów w USA znacząco spadło, bo do poziomu 39 proc. Jednak od listopada ubiegłego roku wskaźniki zmieniają się. Wraz ze spadkiem zaufania do prezydenta rosną notowania mediów wynoszące obecnie już 48 procent.

Problem jest poważniejszy, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Nawet jeśli prezydent ma rację i część mediów przekazuje niesprawdzone, fałszywe informacje, to nie ma na razie metody na walkę z tym zjawiskiem. Każda próba polegała będzie na ukaraniu dla przykładu jednego lub kilku networków, co pozostawia otwarte pole do zakrojonej na szeroką skalę, powszechnej cenzury. A co, jeśli nie ma racji, a tylko próbuje wykorzystać stanowisko do ograniczenia nieprzychylnych sobie głosów?

W niedawnym badaniu Gallupa 60 procent respondentów uznało media za stronnicze. Zdanie takie mają wyborcy republikańscy i demokratyczni, choć ich opinia dotyczy skrajnie różnych źródeł wiadomości. Większość badanych przyznała też, że media nadużywają praw gwarantowanych pierwszą poprawką. 75 proc. uznało, iż tzw. fake news nie powinny być w żaden sposób chronione.

Pojawia się pytanie, kto odważy się stworzyć sprawiedliwe prawo, które skutecznie chronić nas będzie przed niesprawdzonymi, burzącymi porządek informacjami? Jakakolwiek próba wiązać się będzie z ingerencją rządu, tego lub kolejnego, a to z kolei zaburzy demokratyczne struktury, na jakich opiera się kraj.

Sprawa ta jest dla administracji wielką pułapką. Bo jeśli USA w dalszym ciągu będą pozwalały na niekontrolowane funkcjonowanie wszelkich mediów i przekazów, to automatycznie będą zgadzały się na legalizację narzędzi propagandowych innych rządów i wewnętrznych grup nacisku. Przykładem może być telewizja Russia Today i jej rola w amerykańskiej polityce. Z drugiej strony zaostrzając przepisy i kontrolując takie media USA wyślą w świat sygnał, że ich wolność jest iluzoryczna i nie odnosi się do wszystkich.

Na podst.: foxnews, theatlantic, thoughco, polityka, Wikipedia.
Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor