Wypełniając tegoroczne zeznania podatkowe, podobnie zresztą jak każde poprzednie, wiele osób zastanawiało się na pewno, dlaczego jest to tak skomplikowany proces, czy przypadkiem nie płacimy za dużo i czy cały system jest sprawiedliwy. Mało kto zdał sobie jednak sprawę z faktu, że w porównaniu do mieszkańców wielu innych krajów, federalny urząd podatkowy obchodzi się z nami dosyć łagodnie.
Przynajmniej pod pewnymi względami. Prawdą jest, iż amerykański system podatkowy jest wyjątkowo skomplikowany, bo celowo został w ten sposób skonstruowany na przestrzeni lat. Posiadające odpowiednie środki grupy i osoby, które współtworzyły prawo podatkowe, są dzięki temu w stanie swobodnie się w nim poruszać. Jeśli chodzi o rozliczenia indywidualne, te mogłyby być o wiele prostsze, bo utrzymywanie skomplikowanego systemu nie przynosi wielu korzyści ani zwykłym śmiertelnikom, ani budżetowi. Niektórzy twierdzą, choć dowodów na to nie ma, iż jest to działanie celowe, bo wraz z uproszczeniem systemu nie potrzebowalibyśmy tylu biur rozliczania podatków, księgowych, czy kupowanych przez nas programów komputerowych. Odłóżmy jednak te graniczące ze spiskowymi teoriami rozważania na bok i zajmijmy się czym innym. Choćby próbą odpowiedzi na pytanie:
Czy Amerykanie płacą za dużo w podatkach?
Niemal każdy zapytany o to mieszkaniec tego kraju odpowie, że tak. To naturalne, nikt nie lubi oddawać części zarobionych pieniędzy. Nawet jeśli w porównaniu z innymi oddaje mniej.
W Stanach Zjednoczonych stosunek płaconych podatków do PKB wynosi 26%, czyli mniej od 34%, jakie średnio płacą mieszkańcy rozwiniętych ekonomicznie krajów należących do OECD, czyli Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju oraz znacznie mniej, niż niektórych krajów europejskich. Przykładem może być choćby Dania, gdzie wspomniany przed chwilą stosunek podatku do PKB wynosi aż 46%. Dla konserwatystów i libertarianów wyjaśnienie jest proste: niższe podatki oznaczają więcej wolności. Zostaje nam więcej w kieszeni, więc mamy swobodę wydawania pieniędzy na co chcemy. Czy rzeczywiście?
W przeciętnym kraju europejskim, gdzie płaci się wyższe podatki, często dużo wyższe, mieszkańcy otrzymuja sporo w zamian: powszechną opiekę zdrowotną, darmową opiekę nad dziećmi, długie i płatne urlopy macierzyńskie, darmowe szkoły wyższe, itp. W niektórych nawet podstawowa pomoc prawna jest gwarantowanym przez państwo świadczeniem. Duńczyk, Francuz, czy Niemiec nie muszą martwić się o wymienione przed chwilą rzeczy, bo mają do nich dostęp w ramach płaconych podatków. Amerykanin z drugiej strony spędza wiele czasu próbując znaleźć w domowym budżecie pieniądze na pokrycie tych wydatków.
Wszystko to oczywiście kwestia wyboru. Teoretycznie decydując sami o rodzaju posiadanej polisy zdrowotnej, szkoły, czy opieki nad dzieckiem dokonujemy lepszego wyboru, niż narzucony nam przez państwo. Z drugiej widzimy, iż system nie zawsze działa, gdyż większość Amerykanów dokonuje takiego wyboru, na jaki ich stać.
A mimo to wcześniejsze stwierdzenie, iż w USA płaci się niższe podatki od większości innych, rozwiniętych krajów, też nie jest do końca prawdziwe. Dokonując porównań ograniczamy się bowiem do poziomu federalnego, podczas gdy sporą część dochodu zabiera się nam na poziomie stanowym, lokalnym, czy w postaci astronomicznych sum pobieranych w ramach podatku od nieruchomości.
Podatek stanowy, zło konieczne
Podatki stanowe uznawane są jedne z najgorszych. Głównie dlatego, że są w wielu przypadkach regresywne, opierają się w dużej mierze na sprzedaży i akcyzie zamiast wyłącznie na dochodzie jednostki. Dlatego szczególnie mocno obciążają najmniej zarabiających oraz klasę średnią. Dla porównania, podatki pobierane przez rząd federalny są progresywne, pozwalając najuboższym i klasie pracującej na mniejszy wkład do budżetu. Choć zabrzmi to dla wielu nieprawdopodobnie, federalny system podatkowy jest o wiele bardziej sprawiedliwy.
Na poziomie lokalnym różnice widać choćby w geograficznym rozłożeniu opodatkowania. Oczywiście, różne regiony mają różne potrzeby i stawiają czoła różnym wyzwaniom. Małe miasteczka i wsie mają inną gospodarkę, niż wielkie metropolie. Jednak ekonomiczna geografia nie pokrywa się z granicami stanów. Pojawiają się w związku z tym dziwne problemy. Jak choćby opodatkowanie, a właściwie jego brak, sprzedaży w internecie.
W 1992 r. Sąd Najwyższy zadecydował, iż sklepy, które nie posiadają fizycznego przedstawicielstwa w danym stanie, nie muszą odprowadzać do tego stanu podatku od sprzedaży. Wzburzyło to tradycyje sieci, które przekonują do dziś, iż pozbawiono je możliwości zdrowego konkurowania z internetowymi sklepami. Oczywiście mają rację, w związku z czym decyzja sprzed dwudziestu kilku lat jest ponownie przez sąd rozpatrywana i w kilku stanach zadecydowano już o częściowym opodatkowaniu sprzedaży w sieci. Z drugiej strony dlaczego lokalny rząd ma mieć możliwość opodatkowania biznesów w innych częściach kraju, skoro jego polityka, wprowadzane prawa i podejmowane decyzje budżetowe nie będą miały nigdy na nie wpływu? Dyskutując ponownie w tej sprawie sąd ma odpowiedzialne i niezwykle trudne zadanie. Zobaczymy co postanowi.
Są inne przykłady świadczące o niespójności lokalnych podatków.
Legislatorzy poszczególnych stanów zależnie od potrzeb zmieniają system i próbują przyciągać inwestorów. Działanie takie nie podnosi ogólnej liczby miejsc pracy w kraju, a jedynie nieustanie przenosi je z jednego miejsca w drugie. Jednocześnie firmy korzystające z takich obniżek i kredytów potrafią w okresie kilkudziesięciu lat płacić symboliczne podatki przenosząc się z miejsca na miejsce.
Poza tym, stanowe rządy nie kontrolują waluty, w której rozliczają przychody i wydatki. Robi to rząd federalny, mogący tworzyć pieniądze w zależności od potrzeb. Więc w przypadku recesji i obniżonych przychodów nie musi drastycznie ograniczać wydatków, by zbalansować budżet. Podatki są pobierane w ramach kontrolowania inflacji i gospodarki, ale inne narzędzia pozwalają na fukcjonowanie systemu. Rządy stanowe nie posiadają takich możliwości, w związku z czym w razie spowolnienia gospodarki i obniżenia dochodu z podatków, zaczyna brakować na wszystko pieniędzy. Między innymi na służbę zdrowia, czy edukację, za które są w dużym stopniu odpowiedzialne. Mając możliwość pożyczania bez kontrolowania waluty rządy wielu stanów zadłużyły się w stopniu, który już nie pozwala na wyjście na prostą bez drastycznego podnoszenia wszelkich podatków.
Wielu specjalistów od lat przekonuje, że w kilku sytuacjach rząd federalny poradzi sobie lepiej. Na przykład Medicare w całości jest regulowane przez Waszyngton i jest to w miarę sprawnie zarządzany program, podczas gdy odpowiedzialnością finansową za borykające się z wieloma problemami Medicaid częściowo obciążone są poszczególne stany. Z kolei lokalne samorządy finansują edukację na poziomie podstawowym głównie z podatków od nieruchomości i podobnie jak stany, mają problemy z właściwą dystrybucją pieniędzy w razie ich braku. W końcu nawet podczas recesji podstawowe usługi i świadczenia są potrzebne, a mimo to właśnie na nie w pierwszej kolejności obcinane są zwykle wydatki.
Doskonałym przykładem jest Illinois, którego mieszkańcy płacą jedne z najwyższych podatków w różnej formie, mieszkają w jednym z najbardziej zadłużonych regionów, gdzie brakuje pieniędzy na większość programów publicznych, do tego bez większej perspektywy na naprawę sytuacji.
Pomysł podsuwany od wielu lat polega na tym, by podwyższyć nieco podatki federalne przy jednoczesnym ich obniżeniu na poziomach lokalnych, ograniczając jednocześnie wiele decyzji finansowych lokalnym władzom. Rozwiązałoby to wiele problemów i ujednoliciło rozłożenie funduszy. Jest to jednak czysto teoretyczne rozważanie, bo wejście w życie takiego systemu jest w tym momencie praktycznie niemożliwe.
Amerykanie uważają płacenie podatków za swój obowiązek
Tak, to prawda. Narzekamy na nie, mamy wiele uwag i wątpliwości co do sposobów wydawania publicznych pieniędzy, ale zdecydowana większość mieszkańców USA traktuje płacenie podatków jako cnotę obywatelską, a nie rządowy przymus.
Może to wydać się dziwne, zwłaszcza gdy tak często podatki są głównym tematem poruszanym przez polityków. Ale łatwiej jest dzięki temu zrozumieć, dlaczego partia republikańska miała tak duże problemy ze zdobyciem społecznego poparcia dla ostatnich reform. W tym roku Kongres postanowił obniżyć nieco podatki i uprościć system, o czym chyba nie trzeba nikomu przypominać. Co ciekawe, przeprowadzony w marcu przez Quinnipiac University sondaż wykazał, iż w dalszym ciągu aż 47 procent badanych nie popiera tych reform, podczas gdy zadowolonych ze mian jest 38 procent. Oczywiście na wskazania wpływ ma ocena intencji. Większość pytanych o zdanie wskazywała na niesprawiedliwy podział zobowiązań podatkowych, a także sposób gospodarowania pieniędzmi. Dwie trzecie badanych wciąż uważa, że na zmianach najbardziej skorzystają najbogatsi.
Jednocześnie aż 53 proc. Amerykanów ocenia swoje podatki jako „odpowiednie”, a 40 proc. jako „nieco zawyżone”. 58 procent uważa, iż powinny one być podwyższone dla najbogatszych, 56 proc. przekonanych jest, że korporacje też powinny płacić więcej niż obecnie.
„Często nie zdajemy sobie sprawy, w jakim stopniu Amerykanie traktują płacenie podatków jako swój obywatelski obowiazek” – mówi Vanessa Williamson z Brookings Institution, autorka wydanej w ubiegłym roku książki pt.: Read My Lips: Why Americans Are Proud to Pay Taxes. „Jest to głęboko zakorzenione w społeczeństwie” – dodaje Williamson.
Ponieważ zjawisku poświęcono wiele opracowań naukowych, można się nimi posłużyć i wyciągnąć pewne wnioski. Przede wszystkim mieszkańcy USA uważają, iż podatki są niezbędnym elementem zdrowej demokracji. Ponieważ wybierają władze, dają jej odpowiednie narzędzia do jej sprawowania.
Choć zgadzamy się z koniecznością płacenia, to jednak niekoniecznie ze sposobami wydawania publicznych pieniędzy. Amerykanie czują się odpowiedzialni za swój kraj, o czym mogą świadczyć kolejne liczby. Inny sondaż, tym razem na zamówienie CBS, wykazał bowiem, iż 63 proc. respondentów martwi deficyt budżetowy, a aż 70 proc. przekonanych jest, że są ważniejsze problemy, niż reformy podatkowe. Jednocześnie 54 proc. ma nadzieję na rozwój ekonomii wynikający z wprowadzonej obniżki.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną zależność. W czasach prezydentury Ronalda Reagana, ok. 70 proc. społeczeństwa uważało swe podatki za zbyt wysokie i mało kto martwił się wypłacalnością rządu, deficytem, brakiem pieniędzy na programy socjalne. Od tamtego czasu przeprowadzono kilka reform i obniżono podatki. Dziś za zbyt wysokie uważa je niecałe 40 proc. badanych, ale zdecydowana większość martwi się stanem budżetu i kondycją finansową kraju.
Na podst.: csmonitor, theatlantic, theweek, npr
opr. Rafał Jurak