----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

02 kwietnia 2018

Udostępnij znajomym:

Większość najbogatszych i odnoszących największe sukcesy ludzi mieszka w Stanach Zjednoczonych, które wciąż pozostają największą gospodarką świata. Są one ojczyzną Coca Coli, Google i Facebooka, a także tysięcy innych firm rozpoznawalnych na całym globie. To kolebka współczesnej demokracji i źródło wielu trendów w różnych dziedzinach życia. Pojedźmy do jakiegokolwiek miasta, na którymkolwiek kontynencie, a prawdopodobnie usłyszymy w radio jakiś amerykański przebój, czy zobaczymy w telewizji film wyprodukowany w Hollywood. Dlaczego więc mieszkańcy tego kraju, który pod wieloma względami dominuje i nadaje ton reszcie świata, tak słabo wypadają w rankingach poczucia szczęścia?

Od opublikowania dorocznej listy najszczęśliwszych krajów świata upłynęło już kilka dni, napisano też na ten temat tysiące artykułów. Większość autorów zauważyła, że Stany Zjednoczone znów spadły w rankingu, tym razem aż o 4 miejsca, bardzo niewielu pokusiło się jednak o analizę tego zjawiska. Twórcy raportu twierdzą, że to przede wszystkim wynik gorzej odczuwanych swobód obywatelskich, słabszego wsparcia socjalnego i gorszego zdrowia psychicznego Amerykanów. Dlatego sklasyfikowano nas dopiero na 18 pozycji. W skali świata niby nieźle, ale...

Przez większą część roku Finlandia zmaga się z zaledwie kilkugodzinnym dniem i temperaturami poniżej 0 st. F. Mimo to właśnie obywatele tego kraju uznani zostali w dorocznym raporcie ONZ, zatytułowanym World Happiness Report, za najszczęśliwszych na planecie. Na drugim miejscu Norwegia, również kraj północy, trzecia Dania, leżąca w nieco tylko łagodniejszej strefie klimatycznej. Spośród krajów najczęściej odwiedzanych przez turystów żaden nie znalazł się w pierwszej dziesiątce raportu. Wniosek? Słońce, palmy, zabytki i obecność luksusowych resortów niewiele mają wspólnego z poczuciem szczęścia. Więc co ma?

W drugiej połowie XX wieku USA znajdowały się u szczytu rankingu, jeśli nie na pierwszych miejscach, to zwykle w pierwszej 10. Ostatnio zaczęło się to zmieniać. Już w 2010 r. znaleźliśmy się na 12 miejscu listy najszczęśliwszych krajów, tuż za Panamą zajmującą pozycję 11. Potem były coraz niższe miejsca, a w tym roku zaledwie 18, daleko za Belgią, Kostaryką, Izraelem, Kanadą, czy Islandią. Wszystkie kraje oceniane wyżej od nas mają znacznie mniejszą gospodarkę i nie mogą poszczycić się podobnym do USA dochodem na głowę mieszkańca. Nie chodzi więc też o pieniądze.

Antropolodzy i psycholodzy mówią nam, że jesteśmy istotami społecznymi. Grupa ludzi jest podobno czymś więcej niż zbiorem jednostek. Wpływ społeczny jest istotną siłą, stojącą u podłoża zjawisk, które warunkują postęp cywilizacji. Dużo radości i szczęścia czerpiemy z kontaktów z innymi, poczucia wspólnoty i celu. Pod tym względem, pomimo niewątpliwych osiągnięć ekonomicznych i zróżnicowanej kultury, Stany Zjednoczone zaczynają odstawać od podobnie funkcjonujących, najszczęśliwszych krajów.

Spada zaufanie do mediów, rządu i innych instytucji. Coraz więcej osób uważa, że system faworyzuje wielkie korporacje, elity lub po prostu inne grupy społeczne. Praca i pogoń za pieniędzmi, dobra konsumpcyjne, czy bezpieczeństwo zdominowały życie większości z nas. Czas poświęcany rodzinie i przyjaciołom, zajęcia budujące relacje z innymi, a także realizacja innych, niematerialnych celów traktowane są marginalnie. Jesteśmy podzieleni, nie tylko politycznie, zaczynamy odczuwać zazdrość z byle powodu. Samotność jest już epidemią. Podobnie uzależnienie od farmaceutyków, niezdrowa żywność i technologia. Najbardziej wyobcowani w społeczeństwie sięgają po naładowaną broń i dają upust swemu niezadowoleniu.

Nie miejmy złudzeń, Finlandia, Norwegia i Dania, trzy najszczęśliwsze kraje na tegorocznej liście, też borykają się z wieloma problemami. Nie są to kraje ubogie, zaawansowane technologicznie, doświadczone wydarzeniami z przeszłości. Naukowcy uważają jednak, że to co wyróżnia kraje szczęśliwe, to nacisk jaki ich społeczeństwa kładą na harmonijne, serdeczne kontakty z bliskimi i naturą. Duńczycy mają nawet na to własne określenie. „Hygge” oznacza błogostan, komfort bycia zarówno ze sobą, jak i z innymi. Hygge nie jest kojarzone z wartościami materialnymi i konsumpcjonizmem, stoi w opozycji do niego, dotyczy bardziej stanów i nastrojów, niż rzeczy.

Amerykanie może są bogaci, ale nie są szczęśliwi

Pytanie dotyczące związku pomiędzy zamożnością i szczęściem od wielu lat trapi badaczy. Wielu zaskoczonych było niedawnymi badaniami prowadzonymi wspólnie przez Harvard i University of British Columbia, z których wynikało, iż Nowy Jork – gdzie mamy przecież Broadway, Statuę Wolności, Central Park i sporą część amerykańskich miliarderów – okazało się najbardziej nieszczęśliwym miastem w USA.

„Nowi mieszkańcy wydają się równie nieszczęśliwi, co mieszkający tam od pokoleń” – napisali autorzy badania – „A mimo to wciąż wiele osób decyduje się na przenosiny w to miejsce”.

Warto dodać, iż najszczęśliwszym miastem amerykańskim okazało się Lafayette w Luizjanie.

Jeśli z dorocznych raportów ONZ możemy jako jednostki i społeczeństwo wyciągnąć jakiś wniosek, to chyba taki, że bogactwem jest kontakt z innymi, a dochód krajowy ma wbrew pozorom niewielkie przełożenie na odczuwane szczęście. Obietnica podniesienia stopy życia i siły nabywczej pieniędzy, tak często stosowana przez polityków, nie sprawi, że poczujemy się szczęśliwsi – mówią badacze tematu. Stała poprawa czynników gospodarczych widoczna jest w USA od ostatniej recesji, a mimo to poczucie szczęścia wśród mieszkańców kraju jest najniższe od 2006 r. Międzynarodowe badania prowadzone przez instytut Gallupa wskazuje, że Stany Zjednoczone osiągnęły wynik nieco ponad 6 pkt. w 10 stopniowej skali.

„Głównym tematem dyskusji politycznej jest wzrost ekonomiczny i oczekiwany, związany z tym wzrost zadowolenia wśród mieszkańców” – to fragment raportu opracowanego przez Columbia University – „Jest to jednak błędne podejście”.

W 2017 r. naukowcy przebadali grupę około 1000 osób w kilkudziesięciu krajach i analizowali różne czynniki, w tym między innymi dochód na mieszkańca, spodziewaną długość życia, sumy przekazywane na cele charytatywne, postrzeganie korupcji w rządzie i biznesie, pomoc ze strony przyjaciół i rodziny, a także swoboda w dokonywaniu życiowych decyzji.

Amerykanie uważają, że korupcja jest coraz większa – od 2006 r. liczba osób o tym przekonanych wzrosła o 15%. Coraz mniej przekazują też na cele charytatywne, mniej odczuwalne jest wsparcie ze strony rodziny i znajomych. Badanie wykazało również, że mieszkańcy USA coraz częściej przekonani są o ograniczaniu ich swobód i praw. Te i inne obniżające się czynniki wpływają na coraz niższą pozycję kraju w różnych rakingach dotyczących zadowolenia z życia i poczucia szczęścia. Mało tego, w wielu raportach pojawia się ostrzeżenie, że skupianie się wyłącznie na wzroście gospodarczym może być w wielu krajach przyczyną pogłębiającego się kryzysu społecznego.

“Stany Zjednoczone mogą i powinny podnieść poczucie szczęścia i zadowolenia swoich mieszkańców rozwiązując choćby część problemów wielopłaszczyznowego kryzysu społecznego – rosnące nierówności, korupcję, izolację i brak zaufania” – mówi inny fragment wspomnianego wcześniej raportu Columbia University.

Bezpieczeństwo socjalne

Poczucie szczęścia jest pojęciem względnym, trudnym do uchwycenia. Można jednak próbować, co z większym lub mniejszym powodzeniem robią wyspecjalizowani w temacie specjaliści. Kiedy spojrzymy na wyniki najszczęśliwszych krajów uwzględnionych w najnowszym raporcie ONZ łatwo zauważymy powtarzający się motyw. To przekonanie ich mieszkańców, że w razie czego mogą liczyć na innych i na system. Czy dotknie ich nieszczęście, a może niespodziewane koszty związane z przyjściem na świat dziecka, przejście na emeryturę, problemy zdrowotne, itp. ludzie ci wiedzą, że mogą liczyć na funkcjonujące tam programy socjalne.

Wszystkie kraje z pierwszej 10 charakteryzuje niespotykana w USA hojność państwa względem swych obywateli i troska o ich byt. Od programów edukacyjnych dla młodzieży, przez urlopy macierzyńskie, po świadczenia emerytalne; czy to Finlandia, Norwegia, Dania, Szwecja, Islandia lub Szwajcaria; w krajach tych obywatele żyją w przekonaniu, że w żadnej sytuacji nie będą pozostawieni sami sobie. To co w USA postrzegane jest jako nadopiekuńczość państwa, czyli nadmierne wydatki na programy socjalne uzależniające od pomocy federalnej rzesze obywateli, tam uznawane jest za inwestycje w przyszłość i gwarancje bezpieczeństwa. Co ciekawe, w krajach tych w przeliczeniu na mieszkańca nie wydaje się wcale więcej na te cele niż w Stanach Zjednoczonych, wydaje się jednak mądrzej i w dokładnie określonym celu.

Okazuje się również, że polityczne poglądy społeczeństwa również nie grają większej roli. Współczynnik szczęścia jest znacznie wyższy niż w USA zarówno w konserwatywnych Niemczech jak i liberalnej Holandii.

Może jest tak, jak napisał na łamach Huffington Post felietonista Robert Piper, że żyjemy w kraju, w którym kumulacja dóbr ważniejsza jest od własnej pomyślności i szczęścia, gdzie na każdym kroku gloryfikuje się sukces finansowy – od sportowców, przez gwiazdy estrady i filmu, po biznesmenów na okładkach czasopism. Jak zaznacza Piper, nie ma nic złego w ciężkiej pracy i zarabianiu pieniędzy, chodzi tylko o to, by więcej osób skupiło uwagę na innych rzeczach.

“Przez tysiące lat ludzie komunikowali się ze sobą bezpośrednio. Nie zajmowali się wyłącznie materialną stroną życia, nie marnowali go wpatrując się w ekrany telefonów, nie poświęcali całego życia na kupno lepszego samochodu od sąsiada, nie spędzali tysięcy godzin na siłowniach starając się upodobnić do gwiazd spoglądających na nich z wyższością z okładek czasopism, nie zmieniali co tydzień diety w tym samym celu” – pisze Robert Piper w swoim artykule. Po chwili dodaje, że szczęście zaczyna się od ograniczenia liczby przepracowanych godzin, by więcej czasu mieć dla rodziny. Od poświęcenia uwagi osobie, z którą się rozmawia i oderwania wzroku od ekranów elektronicznych urządzeń. To według niego także przepuszczenie przodem kierowcy starającego się włączyć do ruchu na ruchliwej ulicy, czy wyłączenie laptopa, kiedy rozmawia się ze swoim dzieckiem. To także pomoc obcemu człowiekowi lub choćby dobre słowo do niego skierowane. Wreszcie – pisze Piper – powinniśmy uzmysłowić sobie, że szczęście jest zaraźliwe. To taki efekt domina, gdy dobry uczynek może poprawić komuś nastrój, a tym samym pięciu kolejnym, z którymi osoba ta będzie miała później kontakt.

Oczywiście możemy tak, jak sugeruje to cytowany autor artykułu, zacząć od siebie i własnego życia. Możemy również skorzystać z sugestii naukowców i zmienić się jako społeczeństwo. Wskazane byłoby również, by mówiąc o postępie nie ograniczać się wyłącznie do kwestii zysków i strat, ale do publicznej dyskusji na ten temat włączyć inne, nieobecne na razie elementy. Na poczucie szczęścia wpływa bowiem znacznie więcej pozaekonomicznych czynników, niż by się nam mogło wydawać – swoboda w podejmowaniu decyzji, zdrowie fizyczne i psychiczne, zaufanie do jednostek i instytucji, czy otaczające nas środowisko naturalne.

Na podst.: fortune, theweek, forbes, marketwatch, huffingtonpost, clearerthinking.org
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor