----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

19 lipca 2018

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Niektórzy nie są w stanie mówić. Część porusza się na wózkach inwalidzkich, inni już nie opuszczają łóżka. Choroby i wiek odbierają im pamięć, godność. Często zapominają o nich rodziny. Trafiają do domów długoterminowej opieki dla seniorów poszukując pomocy. Zamiast tego stają się ofiarami. Zaniedbania, gwałty, przemoc – tak wygląda codzienność dla wielu pensjonariuszy takich miejsc. Zbyt wielu.

Wiosną tego roku cały kraj wspominał zmarłą Barbarę Bush, byłą Pierwszą Damę, która ostatni dzień życia spędziła w otoczeniu najbliższych i ze szklaneczką bourbona w dłoni. W tym samym czasie, ale w jakże innych okolicznościach, w domu opieki dla seniorów w stanie Georgia zmarła Rebecca Zeni, była modelka, którą przed laty znał cały kraj. Jej ciało pokrywały strupy powstałe w miejscach, gdzie niewielkie pasożyty uwiły sobie gniazda pod skórą. Skóra na kończynach była niemal czarna, palce prawie odpadały od dłoni. W wyniku długotrwałej infekcji bakterie przedostały się do układu krwionośnego, co uznano za bezpośrednią przyczynę śmierci ponad siedemdziesięcioletniej kobiety.

To dość makabryczny opis, ale odpowiedni, bo podobne przypadki wcale nie są rzadkością w takich miejscach, a zaniedbania prowadzące do śmierci pensjonariuszy takich domów są częstsze niż większości z nas się wydaje. Nie ma większego znaczenia, czy zarządzane są prywatnie, czy należą do stanowego systemu opieki, bo liczba zgłaszanych przypadków jest podobna.

Przeprowadzane od lat badania wskazują niezbicie, iż prowadzone dla zysku miejsca tego typu oferują znacznie niższy poziom usług i pomocy od instytucji charytatywnych i kościelnych również zajmujących się osobami starszymi, o opiece rodzinnej nie wspominając. W prawie federalnym istnieje nawet specjalne określenie – obiekty pod specjalnym nadzorem – odnoszące się do domów opieki dla seniorów, które systematycznie łamią obowiązujące przepisy i zagrażają życiu swych pacjentów. Trudno powiedzieć, ile ich jest, ale dane z ostatnich lat mówią, że nawet 40 proc. oferuje opiekę niższą od oczekiwanej. W federalnych dokumentach sądowych mowa jest o 16,000 przypadków seksualnej napaści na pensjonariuszy w tych miejscach i to tylko od 2000 roku. To alarmujące liczby. Zwłaszcza, że istnieje przecież ustawa o nazwie Nursing Home Reform Act, która wymaga od miejsc współpracujących z Medicare i Medicaid stosowania konkretnych zasad i standardów. Niestety, to tylko teoria.

Pomysł, by zarabiać na starzeniu się innych sam w sobie jest smutny i groteskowy. Ale patrząc na model biznesowy przyjęty przez te firmy wydaje się również niedorzeczny. Tak, jak w przypadku każdej innej działalności dochodowej, chodzi przecież o zminimalizowanie kosztów przy maksymalnym dochodzie. W praktyce oznacza to, że wielu właścicieli takich placówek dla seniorów stara się spełnić absolutne minimum opieki wyznaczone przez prawo i pozwalające na utrzymanie dalszej działalności, często otrzymując ostrzeżenia, płacąc kary i odszkodowania. Jednocześnie wyciągając jak największe sumy od pensjonariuszy i pacjentów, ich rodzin, czy z programów miejskich, stanowych i federalnych. Część tych miejsc funkcjonuje więc jak pasożyty, czerpiąc co się da i nie zważając na zdrowie i życie uzależnionych od nich ludzi.

Trudno też uwierzyć, że prywatna firma ubezpieczeniowa może przejąć w ramach kosztów i zysku nawet 15 proc. z każdego dolara wypłacanego przez Medicare na cele opieki dla seniorów, zapewnić lepsze warunki i jeszcze zaoszczędzić pieniądze podatników. Na takie rozwiązanie zdecydowało się wiele stanów borykających się z problemami finansowymi i pragnących ograniczyć wydatki. Wiele z nich zaczyna się z tych umów wycofywać. W żadnym system nie sprawdził się w 100%, choć nie brakuje oczywiście przykładów pozytywnych. Niestety, jest ich niewiele. Ostatnio o negatywnych skutkach prywatyzacji placówek opieki długoterminowej przekonał się choćby stan Iowa, gdzie koszty tej operacji okazały się znacznie wyższe przy jednoczesnym spadku poziomu opieki.

Czasami mamy do czynienia z celowym działaniem zarządu danej placówki, w wielu przypadkach tylko pojedynczy pracownicy dopuszczają się wykroczeń i przestępstw, zdarza się również, iż są wynikiem niedopatrzenia. Jednak smuci fakt, że zarządy tych miejsc oraz nadzorujący je przedstawiciele rządu robią niewiele lub wręcz nie robią nic w tej sprawie.

Bardzo trudno ocenić jest skalę zjawiska, gdyż wielu pensjonariuszy ze względów zdrowotnych i z powodu podeszłego wieku nie jest w stanie wskazać winnych, czasami nie robią tego ze strachu przed konsekwencjami.

W przeprowadzonym w ubiegłym roku dochodzeniu dziennikarzy CNN przyjrzano się uważnie kilkudziesięciu przypadkom gwałtów w domach opieki dla seniorów. Niemal we wszystkich poszkodowani i ich rodziny nie mogli zbytnio liczyć na pomoc urzędów stanowych, federalnych, czy zarządów placówek. Zwykle nie chciano wierzyć zarzutom lub starano się ukryć niewygodne fakty. Policja nie traktowała poważnie tych spraw ze względu na wiek poszkodowanych lub ich nieskładne zeznania. Do sądów trafiło jednak wiele spraw potwierdzających to, o czym się tylko mówi. Na prawdziwość zeznań wskazują też statystyki szpitalne.

W sierpniu ubiegłego roku inspektor generalny Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej wezwał do natychmiastowego działania w skali całego kraju, przywołując przypadki z 33 stanów, gdzie rezydenci domów opieki trafiali do szpitali z połamanymi kośćmi, śladami pobicia, niedożywienia, czy gwałtu. W wydanym oświadczeniu namawiał do odwiedzania bliskich w domach opieki długoterminowej i do zgłaszania lokalnej policji wszelkich przypadków nadużyć i zaniedbań. Posłuchało niewielu.

Każdego dnia w całych Stanach Zjednoczonych ok. 10,000 osób kończy 65 lat. Nawet ⅓ z nich trafia później do tego typu placówek opiekuńczych, w większości zarządzanych przez prywatne firmy. Z tej liczby prawie ¼ doświadczy w nich złego traktowania, zaniedbań, a nawet stanie się ofiarami przestępstw.

Warto jednak pamiętać, że nie tylko wiek sprawia, iż ludzie trafiają w te miejsca. Również konieczna rehabilitacja, choćby po skomplikowanej operacji. Żadna z tych osób nie podejrzewa, że krótki pobyt w placówce stworzonej do opieki może zakończyć się tragicznie.

Robert Pineda, księgowy ze stanu Nowy Meksyk, przeszedł operację kolana w lokalnym szpitalu. Rehabilitację chciał przechodzić w pobliżu, otrzymał więc listę placówek, z której wybrał najbliższą. Niestety, nieodpowiednia opieka doprowadziła do powstania odleżyn, w które wdała się infekcja, z czym wiązało się kilka kolejnych operacji, a następnie dializy i wentylator podtrzymujący funkcję oddychania. Kilka tygodni później, tydzień przed swoimi 69 urodzinami, mężczyzna został odłączony od systemu podtrzymującego życie.

Lana Chmielewski wspomina horror, jakiemu w takiej placówce poddana została jej matka. Okres pobytu kobiety na rehabilitacji pooperacyjnej nazwała „11 dniami piekła”. Miało to miejsce w St. James Square Health and Rehabilitation Centre w miejscowości Syracuse, w stanie Nowy Jork. Podobnie jak w opisanym już przypadku, w wyniku nieodpowiedniej opieki, a właściwie jej braku, zainfekowane odleżyny doprowadziły do śmierci pacjentki kilka dni później.

Za tak tragiczne zdarzenia winić można obojętność administratorów szpitali i przedstawicieli organizacji rządowych nadzorujących ten system. Gdy po zabiegu lub operacji pacjenci otrzymują zalecenie, by zamiast do domu, udali się na kilkanaście lub kilkadziesiąt dni na rehabilitację do takiej placówki, wręczana jest im lista polecanych miejsc.

Trzeba jednak uważać, bo wcale nie znajdują się na niej wyłącznie godne zaufania i sprawdzone punkty, ale po prostu wszystkie położone w pobliżu. Od pacjenta lub jego rodziny zależy do jakiego trafi. Może ono być oznaczone pięcioma gwiazdkami przez Medicare, ale również posiadające jedną lub dwie, co oznacza znacznie niższy poziom opieki i zwykle historię zaniedbań lub nawet wykroczeń. Pracownicy szpitala nas o tym nie poinformują. To od nas zależy sprawdzenie opinii na temat danego miejsca.

Laura Rees zabrała swoją matkę do placówki rehabilitacyjnej znajdującej się w domu opieki dla seniorów, która na szpitalnej liście umieszczona została na pierwszym miejscu. Nic to nie znaczyło, bo w rankingu Medicare placówka uzyskała zaledwie jedną gwiazdkę. Tego jednak wówczas nie wiedziała. Trzy tygodnie później jej matka zmarła. Sędzia z Kalifornii decydujący w sprawie o zaniechanie obowiązku opieki powiedział potem, że unieruchomiona w łóżku kobieta „utonęła w czymś, co przypominało ludzkie odchody”.

Gdy pojawiają się problemy, czy to w domu opieki, czy placówce rehabilitacyjnej, rodziny poszkodowanych nie mają wielu możliwości upominania się o sprawiedliwość. Najczęściej słyszą, iż brakuje ludzi do pracy, pieniędzy, etc. Miejsca te zwykle jednak nie ponoszą odpowiedzialności za własne zaniedbania. Kilka stanów pozwala na wgląd w listę skarg i zażaleń. Inne wprowadzają własne systemy nadzoru. Żaden sposób nie jest jednak w pełni skuteczny. Na liście Medicare wśród najniżej ocenianych placówek nie ma wielu, które w sądzie odpowiadać musiały za śmierć swych podopiecznych. Wciąż funkcjonują i wypełniają łóżka niepodejrzewającymi niczego pacjentami i pensjonariuszami.

Dzisiejszy system opieki nad osobami starszymi nie jest doskonały, znacznie lepszy jednak niż przed okresem Wielkiej Depresji, gdy placówki takie charakteryzowały się odrażającymi warunkami i bardzo wysoką śmiertelnością podopiecznych. Mimo wszystko ich popularność zadziwia. Znane i modne stały się w okresie, gdy w wiek emerytalny wchodzić zaczęli przedstawiciele dumnego, przedwojennego pokolenia. Nie chcąc być ciężarem dla swych dzieci, decydowali się na skorzystanie ze zorganizowanej opieki. Tak zostało, bo kolejne pokolenia młodych skwapliwie korzystały z tego modelu.

Nie tak chyba jednak powinno to wyglądać. Coraz więcej osób decyduje się na opiekę nad rodzicami do końca ich dni, czasami korzystając tylko z krótkotrwałej pomocy takich miejsc. Rosnąca liczba Amerykanów postanawia poświęcić część swojego czasu i dochodu na taką formę odwdzięczenia się za wychowanie i przygotowanie do życia wychodząc z założenia, że choć czasami niedoskonała, zawsze ich opieka lepsza jest od oddania losu bliskich w obce ręce.

Na podst.: theweek, post-gazette, creators, cnn
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor