----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

20 września 2018

Udostępnij znajomym:

Gospodarka Stanów Zjednoczonych radzi sobie nieźle, stopa bezrobocia wynosi mniej niż 4 procent, korporacje liczą swe dochody w miliardach, do tego obowiązuje już wprowadzona w ubiegłym roku obniżka podatków. W czasie, gdy właściciele, udziałowcy i szefowie firm zarabiają coraz więcej, analizy Pew Research Center oraz wielu podobnych organizacji wskazują, iż siła nabywcza zarobków przeciętnego Amerykanina, oczywiście po wzięciu pod uwagę inflacji, jest taka sama jak w 1978 r. W tym roku średnie podwyżki w kraju wyniosły 2.7 proc. Średnia inflacja w tym samym czasie wyliczona została na 2.9 proc.

Większość mieszkańców USA przyznaje, że żyje od wypłaty do wypłaty. Nie jest to zjawisko nowe, ale gwałtownie narasta z roku na rok. Ktoś może zapytać, dlaczego te miliardy zysku będące wynikiem doskonałej koniunktury w gospodarce, rosnącej wartości giełdowej akcji czy reformy podatków, nie przekładają się na dochody niższej i średniej klasy? Ekonomiści wyliczają wiele powodów takiego stanu rzeczy, rynkowych, społecznych, politycznych. Wydaje się, że jednym z najważniejszych może być fakt, iż wielkie korporacje coraz rzadziej lub w ogóle nie odczuwają żadnych zobowiązań wobec swych pracowników i nie chcą dzielić się z nimi swymi sukcesami. 

Można wręcz zaobserwować zjawisko odwrotne. Kwartalne dochody i ceny akcji są dla firm najważniejsze. Większość korporacyjnych szefów, dyrektorów czy administratorów przekonana jest, że są odpowiedzialni wyłącznie przed udziałowcami i zarządem, a nie przed pracownikami. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale na Wall Street przyznawanie podwyżek odbierane jest jako dowód nieumiejętnego zarządzania firmą.

W ramach ubiegłorocznej reformy Kongres obniżył stawkę podatkową dla korporacji, w związku z czym większość firm w ramach zaoszczędzonych pieniędzy - a mówimy o setkach miliardów dolarów do tej pory - zdecydowała się na wykupienie własnych akcji, co podniosło wartość udziałów i dywidend, tym samym czyniąc właścicieli, udziałowców i kadrę kierowniczą jeszcze bogatszymi. Jednocześnie bardzo niewiele skorzystali na tym szeregowi pracownicy.

Wyobraźmy sobie sytuację, w której wielkie korporacje zamiast wykupywania własnych akcji i podnoszenia dywidend udziałowcom decydują się na przeznaczenie tych pieniędzy na podwyżki dla swych pracowników. Okazuje się, że na przykład Home Depot i CVS mogłyby każdemu przez siebie zatrudnionemu dać dodatkowe $18,000 rocznie. Starbucks byłby w stanie podnieść wynagrodzenia o $7,000. Doskonale znany McDonald`s mógłby podwyższyć pensje wszystkich pracowników, czyli ok. 2 milionów osób, aż o $4,000.

Oczywiście nikt nie oczekuje, że korporacje będą aż tak dobrze traktować swych pracowników, w końcu przeznaczanie całego zysku wyłącznie na podwyżki żadnej firmie nie wyjdzie na dobre. Z drugiej strony, jeśli sukces finansowy nie jest dzielony choćby w niewielkim stopniu, wówczas ludzie zaczynają sięgać po ekstremalne rozwiązania. System ekonomiczny, w którym niewielką grupkę ludzi nazwać można wygranymi, a wszystkich pozostałych przegranymi, prędzej czy później upadnie.

Wykupywanie własnych akcji

Jeszcze niedawno było to nielegalne, bo uznawano, że pieniądze przeznaczane na ten cel odciągane są od wynagrodzeń pracowniczych, badań i rozwoju, a także innych, koniecznych wydatków, przez co negatywnie wpływają na dynamikę rozwoju, powiększają nierówności finansowe i klasowe, przyczyniają się do stagnacji płac klasy pracującej, w związku z czym mają niepożądany wpływ na rozwój kraju.

Wykup ma miejsce, gdy jakaś firma przeznacza swój dochód, rezerwy finansowe lub pożyczone pieniądze na zakup własnych akcji na rynku publicznym. Praktyka ta stała się legalna dopiero za czasów administracji Ronalda Reagana. Zdania na ten temat były i są podzielone. Jedni uważają, że proceder ten pozwala korporacjom na manipulację rynkami, inni są zdania, iż firmy powinny mieć prawo robienia ze swymi pieniędzmi to, co im się podoba.

W ostatnich latach, czyli w okresie notowanych wysokich zysków korporacyjnych, amerykańskie firmy wykupują swe akcje niezwykle gorliwie. Dane Rezerwy Federalnej wskazują, że wykup stanowi już 4 proc. całkowitego produktu gospodarczego, choć w latach 90. wynik ten wynosił 0 proc. W latach 2004-2014 amerykańskie firmy przeznaczyły na ten cel około 7 bilionów dolarów, z czego tylko w ostatnich kilku miesiącach kilkaset miliardów.

„Za każdym razem, gdy ze strony pracowników pojawia się pytanie o wyższe wynagrodzenia, ze strony kadry kierowniczej pada ta sama odpowiedź, że nie możemy sobie na to pozwolić, musielibyśmy dokonać zwolnień lub podnieść ceny naszych produktów” – mówi Irene Tung z National Employment Law Project (NELP), która wraz z Katy Milani reprezentującą Roosevelt Institute dokładnie zbadały wydatki firm na wykup własnych akcji w latach 2015 – 2017 i wnioski opisały w opublikowanym niedawno raporcie.

„To nieprawda, pieniądze by się znalazły. Są jednak przeznaczane na inne cele, wręcz wysysane z firm, a nie kierowane na inwestycje w ludzi i produkcję” – tłumaczy Tung.

Raport obejmuje okres tuż przed wprowadzeniem przez prezydenta Trumpa cięć podatkowych w wysokości $1.5 biliona, które wpłynęły na gwałtowne przyśpieszenie i zwiększenie wykupu własnych akcji przez firmy, tym samym podniesienie zysków właścicieli kapitału. W tym samym czasie wynagrodzenia pracowników nawet nie drgnęły. Reforma podatkowa obniżyła stawkę dla firm z 35 proc. do 21 proc., co według wyliczeń ekonomistów oznacza, że rzeczywista stawka spadła do poziomu ok. 9 proc., a więc znacznie niższego, niż dla gospodarstw domowych. Obniżenie podatku zachęciło też firmy do skorzystania z kapitału przetrzymywanego za granicą. Taki zresztą był plan, by poprzez lepsze stawki zachęcić korporacje do ściągnięcia pieniędzy i ich zainwestowania.

A gdzie reszta rąk?

Co firmy zrobiły z tymi pieniędzmi? Przeznaczyły je na wykup akcji i wypłatę dywidend udziałowcom. Można się było tego spodziewać, bo w listopadzie 2017 roku, a więc na miesiąc przed zapowiedzianą reformą podatków, The Wall Street Journal zorganizował spotkanie ówczesnego prezydenckiego doradcy ekonomicznego z szefami publicznie notowanych spółek. W pewnym momencie padło tam pytanie:

„Jeśli reforma zostanie przeprowadzona, czy planujecie zwiększyć inwestycje waszych spółek? Ręka w górę!”

Podniosło się zaledwie kilka, zdecydowana większość zgromadzonych pozostała nieruchoma, co wywołało dodatkowe pytanie ze strony prowadzących spotkanie:

„A gdzie reszta rąk?”

Liczne badania wykazały dużo wcześniej, że spółki planowały wykorzystać nagły prezent ze strony rządu na wypłatę wyższych dywidend udziałowcom, niż przeznaczyć te fundusze na badania, rozwój, zakupy sprzętu, programy szkoleniowe, czy wynagrodzenia pracowników. Analizy banków inwestycyjnych oraz niezależnych badaczy wykazały, iż od tego czasu największe korporacje przeznaczają od 40 do 60 proc. zaoszczędzonych w wyniku reformy pieniędzy na wykup własnych akcji. Specjaliści są zgodni – trend ten nie tylko się utrzyma, ale w najbliższych latach będzie coraz bardziej widoczny.

Oczywiście nie wszyscy ekonomiści są zdania, iż wykup stanowi problem dla gospodarki.

„Firmy należące do indeksu giełdowego S&P 500 nie narzekają na brak pieniędzy i obecnie inwestują więcej niż zwykle, do tego mają nieprawdopodobne zapasy” – mówią Jesse Fred oraz Charles Wang z Harvard Business Review – “W okresie ostatnich 10 lat około 41 proc. dochodu trafiło do udziałowców, znacznie mniej, niż wskazują krytycy”.

Poza tym wykup akcji to właściwie transfer pieniędzy z biznesu do inwestorów, którzy wtedy przenoszą pieniądze w inne, bardziej dynamiczne biznesy, więc wpływ na gospodarkę może nie być od razu widoczny – dodają eksperci z Harvardu.

Takich głosów jest jednak zdecydowanie mniej. Większość utrzymuje, że wykup wyniszcza gospodarkę, pracowników i ogranicza rozwój na kilka sposobów. Raz, jest to myślenie na krótką metę, bo zwiększa zysk udziałowców, w najmniejszym stopniu nie przyczyniając się do zwiększenia wartości firmy. Dwa, wykup zniekształca dane dotyczące wartości akcji. Jest to sztucznie wpompowany pieniądz, a nie wynik działalności rynkowej spółki. Trzy, odsuwa się wydatki w inwestycje. Dolar wydany na własne akcje nie może być użyty na zakup sprzętu, wejście na nowy rynek lub cokolwiek innego. Na koniec wspomnieć można o powiększaniu nierówności społecznych, co ma już wpływ na gospodarkę kraju. Im nierówności są większe, tym mniej konsumenci wydają na różne dobra i mniej wymagają od ich producentów, a to prowadzi do niższego dochodu narodowego. Ekonomia charakteryzująca się niskim nakładem w inwestycje nie jest innowacyjna i konkurencyjna, bardziej skostniała.

Zmienić prawo?

Na razie jednak nie można mówić wyłącznie o minusach, bo większość tych opracowań przestrzega przed potencjalnymi konsekwencjami, czyli wydarzeniami i procesami, które mogą zachodzić w przyszłości. Wcale nie musi do tego dojść, w końcu mamy wolny rynek, który sam potrafi poradzić sobie z wieloma problemami. Jednak coraz więcej osób zastanawia się, czy nie byłoby rozsądnie powrócić do praw obowiązujących przed 1982 rokiem, gdy wykup własnych akcji przez notowane publicznie spółki był niedozwolony. Wspomniane wcześniej Tung i Milani argumentują, że w tamtym okresie firmy mogły wykorzystywać zarobione lub zaoszczędzone pieniądze wyłącznie do wypłacania dywidend, na czym korzystali udziałowcy i kadra kierownicza. Miało to znacznie mniejszy wpływ na ceny akcji spółek i możliwość manipulowania nimi niż dopuszczony ponad 30 lat temu wykup.

Wśród planujących zmiany prawa zdecydowaną większość stanowią politycy demokratyczni i sympatyzujący z nimi ekonomiści. Elizabeth Warren z Massachusetts, Tammy Baldwin z Wisconsin, Cory Booker z New Jersey, Chris Van Hollen z Maryland, a także kilku innych legislatorów już zapowiedziało złożenie projektu ustawy wymierzonej w takie działania. Oznacza to, że w razie przejęcia władzy w Kongresie przez partię demokratyczną, istnieje wysokie ryzyko poddania pod głosowanie zapisów zabraniających lub ograniczających spółkom prowadzenie takich operacji finansowych.

W wydanym oświadczeniu senator Tammy Baldwin zapowiedziała już, że “Musimy przepisać na nowo zasady naszej ekonomii w ten sposób, by działała nieco bardziej na korzyść zwykłych pracowników, a nie tylko ludzi na samej górze”.

Na razie jednak nic się nie zmienia, kolejne firmy planują wykup własnych akcji. Mająca siedzibę w Illinois spółka Caterpillar zapowiedziała w lipcu przeznaczenie jeszcze w tym roku miliarda dolarów na wykup swych akcji i kontynuowanie tego procesu w styczniu przyszłego roku za sumę 10 miliardów. Jednocześnie trwa w tej firmie restrukturyzacja, czyli zwalnianie kolejnych pracowników. Dla posiadających akcje tej firmy to dobra wiadomość, bo zapewne ich inwestycja wzrośnie na wartości już niedługo. Dla pozostałych nie ma to żadnego znaczenia, przynajmniej nie w tym momencie.

Na podst.: marketwatch, theweek, theatlantic, wsj.
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor