Stany Zjednoczone pełne są różnego rodzaju haseł, często zdobiących plakaty i programy partii politycznych. Podczas ostatnich kilku cykli wyborczych najbardziej zapamiętane były „Yes We Can” oraz „Make America Great Again”, utrzymane w typowo amerykańskim stylu i zawierające patriotyczne i pozytywne motywy, choć zwykle niewiele mówiące o konkretnym programie jaki reprezentowały. Ich wykorzystanie jest swego rodzaju charakterystyczną cechą debat politycznych, w których przedstawiciele różnych grup prowadzą ożywioną dyskusję na ważne dla siebie i innych tematy. Jednak slogan głoszony przez neonazistów podczas niedawnego wiecu w Charlottesville w stanie Virginia - „Blood and Soil” - należy do innego świata i nie ma nic wspólnego z historią tego kraju, doświadczeniami jego mieszkańców i stoi w absolutnej sprzeczności z tzw. wyjątkowością Ameryki.
Blut und Boden
Powiedzenie „Krew i Ziemia” pochodzi z Niemiec, dotyczy wyłącznie Niemców i choć stworzone zostało przed dojściem do władzy nazistów, to stało się ideologią używaną w III Rzeszy, opartą na idei przywiązania ludzi do ziemi, na której żyją. Charakterystyka Blut und Boden głosiła, że chłopstwo jest źródłem życia rasy nordyckiej i w przeciwieństwie do ludności miejskiej, chłopi są ostoją społeczeństwa, która odrodzi naród i rasę. Termin został stworzony przez niemieckiego pisarza naturalistę Georga Conrada w 1901 roku, ale głównym popularyzatorem teorii krwi i ziemi był Richard Walter Darré, wpływowy polityk NSDAP oraz znany teoretyk kwestii rasowych III Rzeszy. Jego polityka doprowadziła do masowego wzrostu poparcia dla partii nazistowskiej na terenach wiejskich. W późniejszych latach idea Richarda Darre stała się podstawą niemieckiej polityki eksterminacyjnej w czasie II wojny światowej.
Naziści za „rasę panów” uważali najczystszą genetycznie część Aryjczyków, która była definiowana jako tożsama z rasą nordycką. Na dole hierarchii znajdowały się rasy „pasożytnicze” oraz Untermenschen, czyli „podludzie”, którzy byli postrzegani jako stanowiący zagrożenie dla społeczeństwa. W literaturze nazistowskiej termin Untermensch był używany w stosunku do Słowian, wliczając w to Rosjan, Serbów i etnicznych Polaków. Ideologia nazistowska uważała Słowian za główną niearyjską grupę, która nadawała się tylko do eksterminacji lub zniewolenia. Po Słowianach, najniżej ze wszystkich ras według nazistowskiej polityki rasowej znajdowali się Cyganie i Żydzi, których naziści uznali za Lebensunwertes Leben, czyli „życie niegodne życia” i zakładali ich eksterminację podczas Holocaustu.
Hasło Krew i Ziemia nie ma więc żadnego znaczenia w Stanach Zjednoczonych, bo nie ma czegoś takiego jak amerykańskie pochodzenie lub amerykańska krew, przynajmniej nie w znaczeniu definicji głoszonej przez tutejszych neonazistów. Stany Zjednoczone powstały z brytyjskich kolonii i wielu fal imigracji z krajów okupowanych później przez III Rzeszę, w tym Słowian i przedstawicieli innych, gorszych narodów.
Tak więc pochodzenie etniczne wielu dzisiejszych neonazistów w Ameryce jeszcze kilkadziesiąt lat temu kwalifikowałoby ich do sterylizacji lub unicestwienia według ideologii głoszonej przez Hitlera, tak przez nich dziś gloryfikowanej. Idea czystej rasy nordyckiej w nazistowskich Niemczech była wykorzystywana jako narzędzie pomagające sięgnąć po władzę. Wykorzystywanie tych samych haseł i teorii we współczesnych Stanach Zjednoczonych jest po prostu idiotycznym naśladowaniem błędnej ideologii dla celów propagandowych.
Kim jest Amerykanin?
Warto się nad tym zastanowić. Z prawnego punktu widzenia to osoba urodzona w tym kraju lub naturalizowana po przybyciu do niego. To jednak wyłącznie status jednostki i nie może, wręcz nie powinno być traktowane jako definicja. Tożsamość mieszkańców tego kraju opiera się na zbiorze praw, wartości, swobód i przywilejów, a nie krwi, ziemi, języku oraz fizycznych cechach.
American exceptionalism, czyli głoszona od lat wyjątkowość Ameryki nie jest więc próbą wywyższania się ponad innych, a jedynie wskazaniem, iż kraj ten skonstruowany jest inaczej od pozostałych. Tu tożsamość opiera się na zbiorze politycznych zasad oraz idei: równości, wolności, indywidualizmie, konstytucjonalizmie, demokracji, przy czym wartości te pozostają w pewnej opozycji do władzy. W krajach europejskich demokrację tworzyły społeczeństwa i narody dorastając do niej, w Stanach Zjednoczonych wprowadzono najpierw zasady demokracji, które dopiero stworzyły naród i społeczeństwo. Właśnie dlatego w USA istnienie grup neonazistowskich nie ma sensu, bo nie ma ku temu żadnych podstaw społecznych. Czym innym jest jednak rasizm, głęboko zakorzeniony w historii USA i głoszące go grupy typu Ku Klux Klan.
Być może po 240 latach istnienia państwa trudno jest dziś już zrozumieć na czym polega niepodległość i niezależność Ameryki. Ani nie była ona pierwszą demokracją na świecie, ani pierwszą republiką, nie była też pierwszą kolonią, jaka zbuntowała się przeciw rządom jakiegoś państwa. Co odróżnia Stany Zjednoczone to fakt, iż kraj ten w całości odrzucił narzucany styl rządów i stworzył całkiem nowy. Ameryka nie odłączyła się od Korony Brytyjskiej tworząc po prostu kolejną monarchię konstytucyjną, ale zamiast tego ludzie wypracowali szereg nowych praw regulujących różne sfery życia, które w równym stopniu dotyczyły wszystkich mieszkańców.
Oczywiście Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych, czyli osoby które stworzyły instytucje polityczne, twórcy pewnych idei, organizacji, zasad, czyli tego wszystkiego, co uznać można za podwaliny tożsamości narodowej w USA, nie uniknęli wielu błędów. Niektóre stany pozostawiły u siebie bazujący na podziale rasowym system podobny do feudalnego. W niewielkim stopniu zmieniła to Wojna Secesyjna, nieco bardziej kolejne 100 lat rządów prawa narzucającego równość wszystkich obywateli. W takich warunkach każda jednostka w takim samym stopniu może korzystać z przywilejów i cieszyć się najpełniejszą swobodą działania i ekspresji. W miejsce podziałów rasowych i klasowych wkracza bazująca na zasługach i umiejętnościach ekonomia, dzięki czemu, przynajmniej w teorii, lepiej prosperuje społeczeństwo jako całość, tak jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych.
Jakakolwiek filozofia lub ruch polityczny opierający się na pochodzeniu jednostki, wyznaniu lub jej atrybutach fizycznych stoi w sprzeczności z duchem Ameryki. Zwolennicy hasła Krew i Ziemia i jemu podobnych lub od niego pochodnych ignorują zdobycze naukowe, społeczne, historię swego kraju i kompletnie tracą poczucie rzeczywistości. To, co wpływa na wyjątkowość tego kraju, to dążenie do równości, którego raczej nie uda się zatrzymać.
Gniewny, biały mężczyzna
Nie każdy uczestnik wieców organizowanych przez białych suprematystów jest automatycznie neonazistą. Są tam też członkowie wymierającego Ku Klux Klanu, ludzie o poglądach skrajnie nacjonalistycznych, zwolennicy podziału rasowego, ale też ubodzy rolnicy i robotnicy poszukujący odpowiedzi na wiele pytań. Wiele ich łączy, ale też dzieli. Kim więc oni są?
Nie ma oficjalnych danych na ten temat, nikt nie przeprowadził konkretnych badań, pozostają więc obserwacje poczynione na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Geograficznie większość pochodzi z niewielkich miasteczek, w większości terenów rolniczych oraz odległych przedmieść wielkich metropolii. Z miejsc kiepsko prosperujących gospodarczo, funkcjonujących w cieniu niegdyś tętniących życiem rejonów przemysłowych. Wbrew pozorom, nie łączy ich historia i umiłowanie pomników Konfederacji, które pełnią raczej funkcję symboli dumy południa i dla mieszkańca stanu Michigan lub Pensylwanii przybywającego na taki wiec nie mają większego znaczenia.
Co ich łączy to niska pozycja społeczna, kłopoty asymilacyjne we współczesnym społeczeństwie oraz głęboko zakorzenione przekonanie, że kto inny bogaci się ich kosztem. W większych miastach mają wielu cichych sprzymierzeńców i sympatyków, którzy oficjalnie nie wstępują w ich szeregi, ale czują podobnie, że ich niepowodzenia są wyłącznie wynikiem działań innych ludzi.
Gdy w małym miasteczku upada jakaś farma i często dobytek całego życia trafia na publiczną aukcję, to właśnie przedstawiciele skrajnej prawicy pocieszają rodzinę tłumacząc, że odpowiedzialni za ich niepowodzenia są „żydzi, murzyni, imigranci i tajna grupa rządząca światem”. W ten sposób zyskują nowych członków i wyznawców własnych ideologii. Wraz z rozwojem internetu łatwiej jest im wymieniać opinie, poglądy, rozmawiać i wspierać się nawzajem. Biali suprematyści w USA w pewnym sensie podążają śladami Ku Klux Klanu, który kilkadziesiąt lat temu zrzeszał kilkaset tysięcy osób, a dziś według różnych szacunków stanowi grupę liczącą od 2 do 3 tysięcy. Co łączy tych ludzi, to niezadowolenie z własnej pozycji i obawa przed dominacją innych.
Jeden z ekspertów zajmujących się tematem przedstawił teorię, że gdyby nawet udało im się stworzyć społeczeństwo idealnie odpowiadające ich potrzebom i wizjom, to i tak znajdowaliby się na jego dnie, niezdolni do jakichkolwiek samodzielnych dokonań.
Są to w większości chrześcijanie, ale głównie protestanci ewangelikańscy, wywodzący się z nich pentakostalianie i członkowie wielu sekt głoszący czystość rasową. Wielu przywódców ruchu to weterani ostatnich kilku wojen i konfliktów zbrojnych, głównie z Wietnamu. Po powrocie do kraju nie mogli pogodzić się z negatywnym przyjęciem społecznym i przegraną wojną. Część uznała to za porażkę kraju, inni doszli do wniosku, że zostali wykorzystani przez rząd federalny. Wielu świetnie wyszkolonych, byłych żołnierzy, patriotów, uznała iż czas na zmiany. Podjęli się szkolenia grup paramilitarnych przyciągając w ten sposób młodych, żądnych przygód ludzi z małych miasteczek i wsi. Wielu zwolenników i sympatyków tego ruchu to weterani ostatnich działań militarnych w Iraku i Afganistanie. Podobnie jak ich starsi koledzy, powracali rozczarowani i przekonani, iż narażali życie dla ochrony interesów naftowych kraju i w obronie Izraela przed państwami Arabskimi.
Wszystkich łączy też przekonanie, iż biała rasa wymiera i traci panowanie nad światem. Do końca lat 90. liczba członków organizacji nacjonalistycznych i ekstremistycznych w USA utrzymywała się na podobnym poziomie. W 2000 roku ukazały się dane U.S. Census mówiące, że w latach 40. XXI wieku biali mieszkańcy USA stanowić będą mniejszość, co stopniowo przyczyniło się do wzrostu popularności grup tego typu w całym kraju. Wciąż stanowią ułamek procenta w społeczeństwie i choć od czasu przejęcia władzy przez Donalda Trumpa ich aktywność wzrosła, to nikt nie spodziewa się, że zaczną odgrywać one poważniejszą rolę.
Warto też mieć świadomość, że biali suprematyści nie stają w obronie każdej białej osoby, a wyłącznie klasy średniej i niższej, zwykle pracującej fizycznie. Biali lekarze, prawnicy, wykładowcy i przedstawiciele tzw. wolnych zawodów są według nich zniewieściali, słabi i podatni na wpływy, a więc również stanowią zagrożenie. Nie zapominajmy o kobietach, dla których w tej ideologii nie ma miejsca.
Na podst.: theweek, atlantic, salon, znak, guardian, chicagotribune,
Rafał Jurak