----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Jest rok 2040. W jakiejś części świata dochodzi do konfliktu militarnego. Na spotkanie z nowoczesnymi samolotami bojowymi Chin i Rosji wylatują 70-letnie F-15. Są wolniejsze, słabiej uzbrojone i już od co najmniej 30 lat powinny znajdować się na złomowisku. To nie streszczenie filmu, ale wielce prawdopodobny scenariusz, który od pewnego czasu nie daje spać politykom i generałom w Waszyngtonie. A wszystko zaczęło się od wspaniałej wizji...

Podczas drugiej kadencji Billa Clintona, czyli pod koniec lat 90, narodził się pomysł stworzenia uniwersalnego myśliwca bojowego. Miał on wykonywać wszystkie zadania, do których wcześniej potrzeba było kilkunastu różnych samolotów znajdujących się na wyposażeniu wielu jednostek. Miało być taniej i lepiej. Tak powstał program F-35 Joint Strike Fighter (JSF), który dość szybko zamienił się w koszmar.

Dziś, po 16 latach, jego realizacja jest opóźniona o 6 lat i kosztuje setki miliardów więcej, niż zakładano. Całkowity koszt, jakim zamknie się ta operacja, ocenia się już na ok. 1.4 tryliona. To absolutnie najdroższy projekt w historii amerykańskiej wojskowości, który nie tylko wpłynął negatywnie na finanse kraju, ale również na stan obronności.

Po latach prac nad nowym samolotem i zachwytami nad jego możliwościami, w okresie pierwszych miesięcy tego roku kolejni przedstawiciele rządu federalnego i wojska zaczęli publicznie przyznawać, iż program stworzenia supersamolotu bojowego daleki jest od ideału. Wielu nazwało go wręcz wielką porażką. Jest jednak za późno, by cokolwiek zmienić, choć byłoby to najwłaściwsze rozwiązanie z różnych powodów.

Krytyka F-35 zbiegła się w czasie z pokonaniem ostatnich, biurokratycznych przeszkód, przez co zaniechanie programu stało się praktycznie niemożliwe. Wydano za dużo pieniędzy, stworzono zbyt wiele miejsc pracy, samoloty już zaczęły opuszczać taśmy montażowe. Przedstawiciele rządu i Pentagon mogą już teraz bez obaw o jakiekolwiek konsekwencje przyznać, że się nie udało. Nikt za to głowy nie straci, a tym bardziej stanowiska.

Już jakiś czas temu pojawiły się doniesienia, że nowy samolot nie jest wystarczająco zwrotny, że szwankuje elektronika i oprogramowanie. Ostatnio dowiedzieliśmy się, iż wbrew obietnicom producenta, planowane trzy wersje F-35 nie są ze sobą kompatybilne, co ma ogromne znaczenie dla kosztów ich produkcji i eksploatacji. Do tego są tak drogie, że wyposażenie w nie wszystkich eskadr lotniczych Air Force wymagałoby ograniczenia liczby obecnych maszyn co najmniej o jedną piątą.

Jakby tego było mało, dwóch generałów przyznało niedawno, iż sam pomysł stworzenia samolotu mogącego wykonywać wszystkie zadania był z założenia nierozsądny, w związku z czym Pentagon w przyszłości podobnego błędu nie popełni. Już teraz Air Force i Navy opracowują zarys myśliwca szóstej generacji, który jak najszybciej zastąpić ma F-35. To stanie się jednak dopiero za jakiś czas. W tej chwili musimy radzić sobie z tym, co mamy.

Wspominając o przyszłym następcy JSF generał Christopher Bogdan zaznaczył, że należy wziąć pod uwagę różne potrzeby Air Force i Navy. Jego kolega, gen. James Homes dodał, iż prawdopodobnie będzie to całkowicie inny samolot. Czytając między wierszami dochodzimy do wniosku, że obydwaj są programem F-35 JSF rozczarowani. Samolot nie spełnił oczekiwań wojska, a wizja uniwersalnego myśliwca bojowego pozostała tym, czym była wcześniej - marzeniem.

Zanim powrócimy do listy minusów, warto zaznaczyć, że Joint Strike Fighter jest bardzo nowoczesnym i groźnym samolotem. Jest być może ostatnim, jaki zostanie wypuszczony na rynek, bo specjaliści przekonują już od dłuższego czasu, że kolejnych samolotów do powietrznych walk raczej nie będzie, zastąpią je drony. Żadna dotychczasowa maszyna nie była tak naszpikowana nowoczesną elektroniką, nie użyto do jej budowy tak drogich i nowoczesnych materiałów, które miały między innymi zapewnić jej "niewidzialność". Osiągnięcie tego ostatniego celu było marzeniem konstruktorów i inżynierów samolotów od bardzo dawna. Co prawda ostateczny test przyjdzie na polu walki, bo nigdy nie ma pewności, jak precyzyjnymi radarami dysponuje przeciwnik, ale producent, czyli Lockheed Martin przekonuje, że tak sprawnej, groźnej i niezawodnej maszyny jeszcze nie było.

Oczywiście powyższe słowa producenta traktować trzeba ostrożnie. Lepiej poznać opinie użytkowników.

Program powstania F-35 był bardzo ambitny. Ten niezbyt atrakcyjny z wyglądu samolot, wyposażony w pojedynczy silnik, dwa stateczniki na ogonie, krótkie skrzydła i szeroki kadłub miał być wystarczająco szybki i zwinny, by w walce stawić czoła innym, nowoczesnym maszynom wroga. Miał również być niewidoczny dla radarów, mieć możliwość niszczenia celów naziemnych. Samolot ten miał nie tylko startować z tradycyjnego pasa, ale też z lotniskowca i posiadać możliwość pionowego startu z mniejszych jednostek Navy. Plan ten udało się zrealizować. Jednak spełniając wszystkie wymagania JSF w żadnej funkcji nie jest wybitny. Ani jako myśliwiec, ani jako bombowiec.

W tej chwili Pentagon dysponuje co najmniej ośmioma samolotami realizującymi wspomniane zadania. Na przykład F-15 oraz F-16 służą do walki w powietrzu, A-10 atakuje cele naziemne, kilka odmian F/A-18 startuje z lotniskowca, do pionowego startu służy Harrier.

Joint Strike Fighter ma zastąpić wszystkie te modele, czyli kilka tysięcy sztuk obecnie wykorzystywanych przez Air Force czy Navy. Mają to zrobić trzy jego wersje - F-35A jako myśliwiec sił powietrznych, wersja pionowego startu F-35B dla Korpusu Piechoty Morskiej oraz F-35C posiadająca nieco większe skrzydła przystosowana do startu z lotniskowców Navy. Ograniczając prawie 10 różnych modeli do trzech odmian tego samego samolotu miało w opinii specjalistów od wojskowości zwiększyć wydajność produkcji, ułatwić trening, uprościć naprawy, czyli przynieść miliardy oszczędności. Oczywiście przy założeniu, iż wszystkie odmiany - A, B i C - będą do siebie podobne. Miały posiadać wspólny kadłub i kabinę, a tylko różnić się skrzydłami i silnikiem. Pierwotnie zakładano, że w 70 procentach będą identyczne. Okazało się to niemożliwe. Każdy chciał, by samolot spełniał określone parametry wymagane w konkretnych sytuacjach. Co chyba nie dziwi nikogo, bo inne potrzeby ma Navy, Air Force, czy Marine Corp. W efekcie zaledwie nieco ponad 20 procent maszyny jest do siebie podobne. Można śmiało powiedzieć, że są to różne samoloty. Już pierwsze, główne założenie programu okazało się więc niewykonalne.

Brak kompatybilności podzespołów F-35 tłumaczy więc tak wysoka cenę. Każdy samolot kosztuje bowiem ponad 100 milionów dolarów, a więc kilkadziesiąt milionów więcej, niż na początku przewidywali specjaliści z Lockheed Martin. To z kolei zmusiło poszczególne rodzaje amerykańskich sił zbrojnych do ograniczenia planowanych zakupów. Na przykład Air Force zamiast 80 sztuk rocznie zamawia mniej niż 50. W ten sposób chcąc wymienić szybko wszystkie znajdujące się na stanie stare F-15, F-16, czy A-10, trzeba by było ograniczyć liczbę eskadr bojowych. Wtedy jednak lotnictwo nie mogłoby realizować wszystkich planów, treningów, misji zagranicznych, etc. wymaganych przez Pentagon.

"Gdyby ktoś powiedział mi, że ograniczamy liczbę gotowych do walki oddziałów lotniczych z 54 do 45, ale za to wszystkie wyposażone będą w F-35, to nie wiem czy uznałbym to za dobra wiadomość" - stwierdził w marcu br. Robert Work, deputowany sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych w rozmowie z dziennikarzami magazynu Flight Global.

Air Force nie może więc ograniczyć liczby swych oddziałów, jednocześnie nie ma wystarczających funduszy na zakup wystarczającej liczby nowych maszyn.

W związku z tym jedynym rozwiązaniem jest stopniowe kupowanie F-35 przy jednoczesnym utrzymaniu starych myśliwców, z których wiele wyprodukowanych zostało w latach 70. Amerykańskie wojsko zwykle wykorzystuje samoloty maksymalnie przez okres trzydziestu kilku lat. W tym przypadku musiałyby one służyć do 2040 r. czyli przez 70 lat. Byłoby to wydarzenie bez precedensu w historii wojska USA. Poza tym za kolejne 25 lat już teraz wysłużone modele byłyby poważnie zdeklasowane przez znacznie bardziej nowoczesne maszyny bojowe Rosji i Chin.

Perspektywa udziału 70-letnich F-15 w walce z nowymi myśliwcami rosyjskimi wywołuje dreszcze na plecach u niektórych legislatorów. Zasygnalizowali oni, że mogą dołożyć do budżetu na 2017 r. pieniądze na zakup dodatkowych pięciu F-35, mimo tak powszechnej krytyki programu ich budowy.

Eksperci wojskowi mają pretensje do administracji Clintona i Busha. Do pierwszej za zainicjowanie programu, który od początku miał niewielkie szanse powodzenia. Do kolejnej, za kontynuacje programu. Już 10 lat temu zdawano sobie sprawę z problemów i był czas, by coś zmodyfikować, przerwać, wprowadzić inne rozwiązanie. Być może dziś mielibyśmy nowy supermyśliwiec pozbawiony wszelkich niedoskonałości. A jest ich wiele. Kilkaset maszyn już znajduje się na wyposażeniu wojska, ale żadna z nich nie jest gotowa do walki. Wciąż trwają testy. Piloci oblatujący F-35 przyznają, że to nowoczesny samolot wielozadaniowy, nie pozbawiony jednak wad. Wśród nich zbytnie naszpikowanie elektroniką i błędy oprogramowania. Na razie JSF musi unikać burz, bo ewentualne dotknięcie pioruna może spowodować blokadę wielu systemów. Kiepsko działa radar pokładowy. By zachować niewidzialność kadłuba nadano mu dziwny kształt ograniczający możliwości manewrowania. To tylko część problemów. Kolejne zaczną pojawiać się w momencie, gdy trafi on na pole walki. Wielu pilotów wojskowych tego testu obawia się najbardziej.

Odrzucenie programu w tej chwili jest niemożliwe. W produkcję samolotu zaangażowanych jest 1,300 firm zatrudniających 133 tysiące osób w 45 stanach. Poza aspektem militarnym rząd patrzy również na ekonomię. Na obecnym etapie i w dzisiejszych czasach kraj nie może sobie na to pozwolić. Ważna jest również polityka. Przyznanie się do błędu nie wchodzi w grę. Przynajmniej oficjalnie. F-35 wejdzie na wyposażenie wojska USA. To nie jest zły samolot. Tyle, że miał być znacznie lepszy.

Na podst. dailybeast.com, dlapilota.pl, pogo.org,

opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor