Izba Reprezentantów zagłosowała za usunięciem McCarthy‘ego ze stanowiska swojego przewodniczącego (speaker of the House). W tym momencie rozpoczęły się intensywne poszukiwania następcy. Obowiązek jego wyłonienia należy do obecnej większości w Izbie, czyli partii republikańskiej.
Wniosek o odwołanie złożył Matt Gaetz, republikański reprezentant z Florydy, który wraz z grupą najbardziej konserwatywnych polityków Izby sprzeciwił się w ten sposób niedawnemu porozumieniu w sprawie tymczasowego finansowania pracy rządu federalnego.
Do ośmiu republikanów skrzydła reprezentowanego przez Gaetza przyłączyli się wszyscy demokraci. McCarthy stracił funkcję mówcy w Izbie, a na jego miejsce mianowany został tymczasowo reprezentant Patrick McHenry, republikanin z Płn. Karoliny.
Dlaczego demokraci pomogli skrajnym republikanom
McCarthy potrzebował wsparcia demokratów, aby zachować stanowisko spikera, ale przedstawiciele tej partii – nawet ci, którzy mają dobre stosunki robocze z GOP – zdecydowali, że nie przyjdą mu na ratunek. Przywódca mniejszości demokratycznej w Izbie Reprezentantów, Hakeem Jeffries, w liście do swoich kolegów podał kilka ku temu powodów, m.in. kwestie dotyczące sposobu, w jaki partia większościowa ustaliła regulamin Izby, praktyki legislacyjne McCarthy’ego oraz decyzja o wszczęciu śledztwa w sprawie impeachmentu prezydenta Joe Bidena.
Przed głosowaniem niektórzy demokraci sugerowali, że byliby skłonni poprzeć McCarthy’ego w zamian za pewne ustępstwa. Ale McCarthy wykluczył taką możliwość. Takie ustępstwa mogły obejmować przekazanie środków dla Ukrainy – co stało się punktem spornym w walce o wydatki w obliczu malejącego poparcia społecznego dla dalszego wspierania wysiłków wojennych tego kraju – lub zakończenie śledztwa w sprawie impeachmentu Bidena.
Oferowanie nawet niewielkich ustępstw jeszcze bardziej osłabiłoby pozycję McCarthy’ego w GOP, potencjalnie osłabiając pozycję jako przewodniczącego we własnej partii. Jednak w końcu to jego niechęć do jakichkolwiek kontaktów z demokratami ostatecznie pogrzebała jego karierę na tym stanowisku.
Kto następny?
Regularna praca w Izbie zostanie wstrzymana do momentu znalezienia następcy, czyli uzyskania niezbędnych co najmniej 218 głosów. Według oficjalnych i nieoficjalnych doniesień zainteresowani rolą mówcy w Izbie są Steve Scalise (R-LA), przewodniczący Komisji Sądownictwa Jim Jordan (R-OH) i przewodniczący Komisji Studiów Republikańskich Kevin Hern (R-OK). Grono potencjalnych kandydatów jest jednak większe.
Niektórzy republikanie wytypowali nawet byłego prezydenta Donalda Trumpa na stanowisko przewodniczącego Izby. Nigdy wprawdzie nie było spikera, który nie byłby już członkiem Izby, ale technicznie rzecz biorąc, jest to możliwe. Nie jest jasne, czy będzie się ubiegał o to stanowisko biorąc pod uwagę, że w przeszłości odmawiał już takim propozycjom. Wydaje się również, że zakazują mu tego przepisy przyjęte przez samych republikanów, biorąc pod uwagę, że postawiono mu zarzuty popełnienia przestępstw, za które grozi kara pozbawienia wolności na dwa lub więcej lat.
Trudno w tej chwili wyobrazić sobie, w jaki sposób którykolwiek z tych kandydatów mógłby zdobyć 218 głosów niezbędnych do objęcia funkcji. Proces ten może przeciągnąć się na kilka dni lub dłużej.
W styczniu potrzeba było 15 rund głosowania, zanim McCarthy ostatecznie został przewodniczącym. Obrady trwały ponad cztery dni, dłużej niż jakikolwiek proces wyłaniania spikera Izby od 164 lat. Skrajni konserwatyści sprzeciwiali mu się do czasu otrzymanie długiej listy ustępstw, w tym zezwolenia dla każdego z członków na złożenie wniosku o usunięcie przewodniczącego, co ostatecznie – o ironio! - doprowadziło do jego usunięcia.
Biorąc pod uwagę, że podziały między konserwatystami i umiarkowanymi republikanami w GOP są głębsze niż kiedykolwiek, głosowanie może potoczyć się podobnie.
Ktokolwiek zostanie przewodniczącym, natychmiast stanie w obliczu podobnego chaosu w gronie republikanów, a do uzgodnienia porozumienia w sprawie dalszego finansowania rządu pozostały zaledwie tygodnie.
„To praktycznie niemożliwe do utrzymania stanowisko, dopóki skrajnie prawicowi szaleńcy bez przerwy uprzykrzają życie każdemu, kto zasiada na tym fotelu” – stwierdził republikański ankieter Whit Ayres w rozmowie z vox.com. „Nie wyobrażam sobie, że w obecnych okolicznościach ktoś chciałby objąć to stanowisko”.
Ayres przewiduje, że biorąc pod uwagę dotychczasowy przebieg walki o wydatki, debaty na temat finansowania rządu prawdopodobnie „znowu potrwają do ostatniej chwili, zanim ktoś ponownie wyciągnie królika z kapelusza”.
źródło: vox.com, thehill
rj