----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

W minioną środę, po przeprowadzeniu najdłuższego jak dotąd testu rakiety balistycznej, Korea Północna ogłosiła pomyślne zakończenie swego programu i zaliczyła się w poczet globalnych potęg nuklearnych. W opinii rządowych mediów koreańskich, pocisk balistyczny o nazwie „Hwasong-15” jest zdolny przenosić ciężkie głowice bojowe (w tym nuklearne) na odległość pozwalającą razić cele na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Dotychczasowa analiza napływających danych nie wskazuje, by były to informacje nieprawdziwe.

Pytanie pojawiające się teraz na ustach wszystkich brzmi: Co dalej? Bo na razie wygląda na to, że z potyczki tej Korea wychodzi zwycięsko, z czym Stany Zjednoczone będą musiały się pogodzić. Czy nastąpi teraz typowy dla potęg nuklearnych okres rozmów i ustaleń pozwalający na utrzymanie śmiercionośnego potencjału w ryzach, tak jak miało to miejsce wielokrotnie w przeszłości od czasu, gdy dwa pociski jądrowe spadły na Hiroszimę i Nagasaki? Czy też może Stany Zjednoczone nie pogodzą się z porażką i w dalszym ciągu dążyć będą do unicestwienia programu nuklearnego Korei Płn? Jeśli tak, to czego można się spodziewać?

Wiemy już, że Donald Trump nie akceptuje przegranej. „Załatwimy tę sprawę!” – ogłasza na Twitterze, obiecując jeszcze twardsze sankcje wobec Korei Płn. Zajmujący wysokie stanowiska w administracji, w tym doradca do spraw bezpieczeństwa, szef CIA, sam prezydent, wielokrotnie powtarzali, iż należy zrobić wszystko, włączając w to działania militarne, by powstrzymać ten kraj przed osiągnięciem statusu mocarstwa nuklearnego mogącego zagrozić USA.

Osoby te przekonywały w przeszłości, że niedopuszczalnym jest, by reżim Kim Jong Un`a mógł grozić Stanom Zjednoczonym i za pomocą broni jądrowej trzymać je w szachu. Jednak sytuacja zmieniła się i jeden z ekspertów podsumował ją znanym powiedzeniem: Nie ma sensu zamykanie wrót stajni po tym, jak konie się rozbiegły.

Z technicznego punktu widzenia środowy test był imponujący, rakieta przeleciała 1,000 km na wysokości 4,500 km i utrzymywała się w kontrolowanym locie przez 50 minut wystrzelona niemal pionowo w górę. To oznacza, że przy innej trajektorii lotu pokonałaby 13,000 km lub 8,100 mil, sięgając każdego zakątka kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Poza tym była to próba nocna, a więc w prawdopodobnych warunkach bojowych, do tego najprawdopodobniej z wykorzystaniem mobilnej wyrzutni, niemożliwej do namierzenia i zniszczenia przez USA. Pociski północnokoreańskie są więc coraz doskonalsze, coraz bardziej wytrzymałe i coraz groźniejsze.

Ze strategicznego punktu widzenia niewiele to zmienia. Od 2006 r. Korea Płn. posiadała możliwości nuklearnego zagrożenia bazom amerykańskim i sojuszniczym w tamtym regionie świata. Dwie wcześniejsze próby rakietowe w tym roku pokazały, iż jest w stanie dosięgnąć niemal całego obszaru USA, kwestią czasu było odpowiednie dopracowanie pocisków. Od dawna też podejrzewano, iż kraj ten z własnej woli nie przerwie programu jądrowego i rakietowego. Głównym celem było odstraszenie USA i prace nad realizacją tego planu trwały od wielu lat. Przekonanie, iż Korea Płn. nie posiada jeszcze możliwości zaszkodzenia USA pozwalały administracji na rozpatrywanie planów prewencyjnych ataków wojskowych. Dziś jest już na to za późno, choć pewności, że ktoś wciąż o tym nie myśli, niestety, nie mamy.

Z politycznego punktu widzenia powinno zmienić się więc wiele, ale na razie tego nie widać. Ostatni test obnażył poważne błędy w polityce względem Korei Płn. Siłowe podejście administracji USA domagającej się natychmiastowego i całkowitego zaprzestania prac pod groźbą sankcji, a nawet akcji militarnej na nic się nie zdały. Wiedząc, że Korea nigdy nie zrezygnuje ze swych planów, było to do przewidzenia. Komentarze prezydenta, choćby słynny o użyciu „ognia i siły” tylko przyspieszały prace nad pociskami balistycznymi i skracały czas pomiędzy kolejnymi próbami. Błędem było również niedocenianie przeciwnika i przekonanie, iż lider Korei Płn. jest nieracjonalny i ma skłonności samobójcze, co miało utwierdzić go w przekonaniu, iż amerykański atak to kwestia czasu i zmusić do uległości. Stałe przypominanie, iż czasu na okiełznanie Korei Płn. jest coraz mniej, też tylko wyzwalały niespotykane zasoby energii ze strony rządu w Pjongjangu.

Już po wszystkim?

„Znajdujemy się w sytuacji, gdy rakieta mogąca dotrzeć do każdego zakątka USA pomyślnie przeszła wszystkie testy. Przeprowadzono też wcześniej udaną próbę z ładunkiem o sile kilkuset kiloton, podobno był to zminiaturyzowany ładunek termojądrowy, który według mnie tak właśnie wyglądał” – mówi Jeffrey Lewis, dyrektor East Asia Nonproliferation Program z siedzibą w Middlebury Institute of International Studies w Monterey – „Już po wszystkim. To koniec”.

Szansa na powstrzymanie Korei Płn. przed uzyskaniem możliwości zagrożenia Stanom Zjednoczonym przepadła 4 lipca, gdy kraj ten przeprowadził próbę pierwszego, własnego pocisku balistycznego o nazwie Hwasong-14, przekonuje Jeffrey Lewis i dodaje, że głównym celem prewencji jest niedopuszczenie do powstania czegoś. Gdy się nie uda, trzeba zmienić taktykę.

Kiedy Kim Jong Un ogłasza zakończenie programu nuklearnego, ma na myśli realizację wszystkich wcześniejszych założeń – wyjaśnia Lewis. Etapami tymi były rakiety Hwasong-12, -14, wreszcie -15. Podobnie jak uczyniły to Chiny w latach 60. realizując własny, podobny program o nazwie „cztery rakiety w osiem lat”. Szczegóły ostatniego testu wciąż nie są w pełni znane, ale według ekspertów wielkie znaczenie ma fakt, iż do wystrzelenia pocisku użyto podobno ruchomej wyrzutni umieszczonej na 18 kołowym pojeździe własnej produkcji. Oznacza to, że Korea Płn. nie musi już polegać na podobnych, 16 kołowych pojazdach chińskich, a to z kolei, że odcięcie dostępu do mobilnych wyrzutni nie jest już tak proste, jak dotychczasowe domaganie się od Chin, by zaprzestały eksportu podobnych pojazdów do swego sąsiada. Korea Płn. ma teraz pełen zestaw niezbędnych elementów własnej produkcji, by stworzyć cały arsenał broni nuklearnej o dalekim zasięgu.

“Podczas moich rozmów z przedstawicielami Korei Północnej bardzo jasno przekonywali, iż ich głównym celem jest zademonstrowanie Amerykanom możliwości uderzenia w USA za pomocą pocisków wyposażonych w głowice jądrowe, w celu powstrzymania ewentualnego ataku ze strony Stanów Zjednoczonych” – mówi z kolei Suzanne DiMaggio z organizacji New America, która uczestniczyła w serii nieoficjalnych spotkań z osobami związanymi z rządem Kim Jong Un`a, po czym dodaje:

„Powiedziano nam, iż celem nie jest zgromadzenie wielkiej ilości takich ładunków, ale posiadanie takiej ich liczby, by wystarczyły one do zapewnienia bezpieczeństwa reżimowi i dopiero wtedy zajęcie się sprawami ekonomicznymi kraju. Oczywiście to ich słowa. Naszym obowiązkiem jest je zweryfikować”.

DiMaggio uważa też, że ostatni test świadczy o bliskości realizacji tego celu, co potwierdza opinie innych ekspertów, że na działania prewencyjne jest już raczej za późno.

Mimo ewidentnej zmiany w układzie sił polityka administracji USA nie zmienia się. Sekretarz Stanu, Rex Tillerson, zapowiedział właśnie, iż celem USA jest wciąż całkowita denuklearyzacja Korei Płn. Mimo oficjalnego potwierdzenia przez Sekretarza Obrony, Jamesa Mattisa, iż kraj ten może razić pociskami nuklearnymi praktycznie każdy zakątek globu, prezydent rzuca krótkie „załatwimy to”. Świat ma wrażenie, że władze amerykańskie celowo nie przyjmują do wiadomości osiągnięć Korei Płn., dzięki czemu wciąż aktualne są plany groźnej, wojskowej interwencji, a tym samym ryzyko wywołania konfliktu regionalnego, w najgorszym przypadku światowego. Jeśli do tej pory okno pozwalające na taką akcję pozostawało uchylone, w środę Korea Płn. zatrzasnęła je z hukiem.

To nie koniec

Ostatnie dokonania i oświadczenia nie oznaczają, że Korea Płn. zakończyła swój program nuklearny i testowanie pocisków.

„Nikt nie kończy pracy na tym etapie” – uważa Jeffrey Lewis, który spodziewa się, że kraj ten będzie teraz eksperymentował z rakietą Hwasong-15, głównie z jej napędem, a także przeprowadzał kolejne wybuchy podziemne. Podobnie jak inni specjaliści, przewiduje test pełnego pocisku z aktywną głowicą jądrową, przeprowadzony nad oceanem, tak jak robili to Amerykanie, Rosjanie i Chińczycy kilkadziesiąt lat temu. Zrobią to na pewno, jeśli rząd w Pjongjangu podejrzewał będzie, iż ktokolwiek ma wątpliwości co do możliwości kraju w tym zakresie. DiMaggio wydaje się jednak, że wybuch nuklearny w atmosferze, czym Korea Płn. groziła w przeszłości, nie zostanie przeprowadzony ze strachu przed ewentualną reakcją innych krajów i wiążącymi się z tym konsekwencjami.

Żaden kraj znajdujący się na tak zaawansowanym etapie nie negocjuje też jego likwidacji.

„Koreańczycy nie oddadzą swej broni nuklearnej” – przekonuje Lewis. Wydaje się, że gotowi są rozmawiać, ale nie na temat amerykańskich żądań, dotyczących całkowitej likwidacji arsenału. DiMaggio wierzy, że wkrótce, prawdopodobnie w okolicach Nowego Roku lub w czasie zimowych igrzysk w Korei Południowej, Kim Jong Un ogłosi jeszcze większe dokonania w tym zakresie i wyrazi gotowość do rozmów. Jednak jego celem będzie wymuszenie obietnicy bezpieczeństwa i choćby częściowego zniesienia sankcji ekonomicznych ze strony USA i innych krajów.

Nowa strategia USA?

Jeśli ukończenie programu nuklearnego zmienia cokolwiek, to na pewno nie politykę Korei Północnej, a raczej podejście Stanów Zjednoczonych do problemu. Władze USA powinny zaakceptować fakt, że Korea może zaatakować z użyciem broni jądrowej i ograniczyć oczekiwania dotyczące ewentualnych sukcesów dyplomacji – uważają eksperci międzynarodowi.

„Mimo że polityka USA w stosunku do Korei Płn poniosła klęskę i znaleźliśmy się w nowej, niespodziewanej i niebezpiecznej sytuacji, wciąż mamy określone cele – uważa Jeffrey Lewis – „Problem w tym, że ich nie realizujemy, bo nie chcemy przyznać się do porażki”.

Te bardziej realistyczne cele wymagające jak najszybszej realizacji, to ograniczenie napięcia pomiędzy obydwoma krajami i nawiązanie dialogu. W ramach rozmów Stany Zjednoczone powinny wyraźnie poinformować, jakie ruchy ze strony Korei Płn. wywołają określone reakcje ze strony Zachodu, włączając w to działania militarne. Amerykańscy dyplomaci mogliby, tak jak robiono to w przeszłości w przypadku innych krajów, zasiąść do rozmów i na przykład w zamian za obietnicę ograniczenia presji politycznej, ekonomicznej i wspólnych manewrów wojskowych w pobliżu wód terytorialnych Korei Płn., wymóc obietnicę wstrzymania programu nuklearnego oraz sprzedaży technologii i gotowych rozwiązań innym krajom, czy organizacjom terrorystycznym.

„Demontaż programu jądrowego w Korei Płn. już raczej już nie wchodzi w grę” – uważa Suzanne DiMaggio z organizacji New America, a Jeffrey Lewis dodaje: „Rozumiem, że to nie będzie denuklearyzacja, nawet nie będzie to zadowalająca nas umowa, ale głównym celem jest teraz uniknięcie śmierci w nuklearnej wojnie”.

Na podst.: reuters, theatlantic, nuclearweaponarchive.org,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor