----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

23 sierpnia 2016

Udostępnij znajomym:

Wskaźnik wykrywalność sprawców morderstw w Chicago kształtuje się na poziomie zaledwie 34.5 procent. Jednym z problemów, na które natrafia policja, jest brak współpracy ze strony świadków i zmowa milczenia wśród ludzi ze środowisk przestępczych.

19-letnia studentka Marissa Boyd-Stingley została zamordowana trzy lata temu. Zabójca ciągle pozostaje na wolności. Zdarzenie miało miejsce 25 czerwca 2013 roku. Młoda kobieta była jedną z pięciu osób znajdujących się w samochodzie, który został ostrzelany w nocy z innego pojazdu przy 73rd Street i King Drive.

Kula trafiła 19-latkę w głowę, dziewczyna zginęła na miejscu. Kierowca i pozostali pasażerowie przeżyli. Żadna z tych osób nie współpracowała z policją w śledztwie.

"Modlę się codziennie za nich wszystkich, aby Bóg dotknął ich serc i umysłów tak, by w końcu udzielili nam pomocy. Pięć osób w samochodzie, wszyscy zostali postrzeleni a moja córka umarła, jak można pozwolić, aby taki człowiek był na wolności?" - żali się matka zamordowanej 19-letniej studentki, Nortasha Stingley.

Detektywi byli w stanie dokonać aresztowania w sprawie morderstwa Marissy Boyd-Stingley, ale ponieważ świadkowie nie pojawili się na rozpoznaniu sprawcy i nie odbierali telefonów, nikt nie został oskarżony.

Sprawa Marrissy Boyd-Stingley pokazuje chroniczny problem, z którym zmaga się chicagowska policja - brak współpracy ze strony świadków.

"Nie jestem zaskoczony, że mamy do czynienia ze zmową milczenia na ulicach" - mówi Eddie Bocanegra, pracownik ds. młodzieży na YMCA w Chicago.

Jego zdaniem niechęć świadków do współpracy z policją wynika z nieufności wobec swoich sąsiadów. "Wiele razy, gdy sąsiad widzi, że twoje drzwi są zbyt długo otwarte, kiedy rozmawiasz z policją, jest to interpretowane jako współpraca" - tłumaczy.

Kościół św. Sabiny w dzielnicy Auburn-Gresham przekazał $5,000 na nagrodę w wysokości $15,000 za informacje, które mogłyby doprowadzić do ujęcia sprawcy mordercy Marissy.

"Zawsze jest ktoś, kto coś wie. Ktoś, kto był tam w tym miejscu w ten dzień, albo ktoś, kto dowiedział się czegoś od innych" - mówi proboszcz kościoła, ksiądz Michael Pfleger. Jego zdaniem "zmowa milczenia ulicy" jest konsekwencją zepsutych relacji między policją a społecznością.

"Musimy odbudować te relacje. W każdej dzielnicy ludzie powinni nad tym pracować. To nie jest zadanie dla nowego komendanta Eddiego Johnsona, ale dla mieszkańców" - stwierdził ksiądz Pfleger.

Dlaczego niektórzy świadkowie nie chcą dzielić się informacjami z policją? I co departament próbuje zrobić, by rozwiązać ten problem? Między innymi na te pytania odpowiadali w programie "Chicago Tonight" w telewizji publicznej WTTW szef detektywów CPD Gene Roy i dyrektor wydziału prasowego Anthony Guglielmi.

WTTW: Jak ważna jest współpraca świadków przestępstw z policją?

Gene Roy: Jest to niezwykle istotne. Dla nas relacje świadków zbrodni są kluczowe, ponieważ przede wszystkim potrzebujemy informacji, aby rozpocząć poszukiwania. Musimy wiedzieć kogo szukamy. Kto to zrobił, jakiego rodzaju samochodem się poruszał, itp. Tak więc, gdy mamy ludzi, którzy nie chcą z nami rozmawiać o tym wszystkim, już natrafiamy na przeszkody w dochodzeniu. A później, kiedy dojdziemy do punktu, w którym wiemy, kto to zrobił, kto jest za to odpowiedzialny, potrzebujemy ludzi, którzy to potwierdzą, np. spojrzą na tablicę ze zdjęciem i potwierdzą: "Tak, to jest ta osoba, która prowadziła samochód; to jest ten człowiek, który wyszedł i oddał strzały, które trafiły i zabiły innego człowieka. Takie informacje są dla nas kluczowe.

WTTW: Czy chronicznie mamy do czynienia z brakiem współpracy ze strony świadków ?

Roy: Tak, to prawda.

Anthony Guglielmi: Przybyłem do pracy do Chicago z Baltimore i tam policja też się z tym zmagała. Słynny "stop snitching" - film o rzekomych donosicielach, który pojawił się na YouTube kilka lat temu, powstał właśnie w Baltimore. Więc niej jest to tylko problem, który dręczy Chicago.

WTTW: Dlaczego więc ludzie nie chcą się dzielić informacjami z policją?

Roy: Składa się na to wiele różnych czynników. Po pierwsze, największym czynnikiem jest strach przed angażowaniem się, strach przed odwetem. Ludzie wykazują większą lojalność do ulicznego gangu niż do swoich społeczności w dzielnicy, w której mieszkają.

Guglielmi: Jestem przekonany, że brak zaufania do nas (chicagowskiej policji) to bardzo poważny problem. Dlatego nadinspektor naprawdę stara się skupić się na współpracy z mieszkańcami.

WTTW: Co jeszcze chicagowska policja może zrobić w tym zakresie? Co mogą zrobić mieszkańcy?

Roy: Społeczeństwo musi mieć do nas zaufanie. Jestem tego zwolennikiem. Idziemy w tym kierunku. Robimy rzeczy, które trzeba zrobić, aby odbudować to partnerstwo. Ludzie muszą wiedzieć, że wszyscy jesteśmy tutaj dla ich dobra, bez względu na dzielnicę, w której mieszkają. Każdy jednak ma swoją rolę do wypełnienia w kwestii bezpieczeństwa w mieście.

Guglielmi: Nowy komendant (Eddie Johnson) uważa, że jeżeli chcemy uzyskać informacje, to musimy lepiej dzielić się informacjami. Chodzi o lepsze kontakty policjantów z mieszkańcami w poszczególnych dzielnicach. Dlatego departament naprawdę zaczął dużo inwestować w media społecznościowe. Dzięki temu więcej informacji trafia na zewnątrz, do ludzi. Chcemy, żeby byli lepiej poinformowani o przestępstwach w ich dzielnicach, mają prawo o tym wiedzieć. A z kolei ich informacje mogą nam bardzo pomóc. Mamy nadzieję, że będzie to wymiana informacji. (...) Oczywiście mamy społeczności, które chętnie współpracują z policją, a inne nie. Myślę, że musimy doprowadzić, aby wszyscy byli na tym samym poziomie. Chcemy mieć bardziej spójną wymianę informacji w przypadku, kiedy dojdzie do przestępstwa.

Roy: Chciałbym podkreślić, że pomimo faktu, iż mamy wiele wyzwań, wiele przeszkód, mamy niezwykle wyspecjalizowaną i profesjonalną grupę detektywów, którzy nie akceptują porażki i nadal pracują na tymi sprawami. Sprawa Tyshawna Lee była doskonałym przykładem - niektórzy ludzie byli otwarci na współpracę, a inni wręcz wrogo nastawieni.

W połowie maja policja z powiatu Vermilion, na południowym-wschodzie Illinois, zatrzymała 23-letniego Kevina Edwardsa. Mężczyzna poszukiwany był listem gończym przez chicagowską policję w związku z jego udziałem w morderstwie 9-letniego Tyshawna Lee w listopadzie ubiegłego roku.

Edwards był trzecią osobą oskarżoną o zastrzelenie chłopca. Wcześniej policja aresztowała 22-letniego Dwrighta Boone-Doty'ego i 27-letniego Coreya Morgana. Tyshawn Lee stał się niewinną ofiarą porachunków dwóch najstarszych chicagowskich gangów - Gangster Disciples i Black P Stones. Ojciec chłopca, Pierre Stokes, należał do frakcji Killa Ward gangu Gangster Disciples.

JT

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor