„My już nie przekazujemy uzbrojenia na Ukrainę, my teraz sami się zbroimy w najnowocześniejszą broń” - powiedział premier Polski Mateusz Morawiecki w wywiadzie dla Polsat News. O słowach polityka rozpisują się największe redakcje na świecie, bo Polska - obok Stanów Zjednoczonych - była największym partnerem pod względem pomocy humanitarnej i militarnej przekazywanej Ukrainie.
Ma chodzić o budowanie silnej polskiej armii
Polska nie dostarcza już Ukrainie systemów uzbrojenia, bo nie ma czego przekazać. Nadal realizowane są dostawy amunicji, podzespołów itp. Polska przekazała siłom zbrojnym Ukrainy broń, czołgi, myśliwce z czasów radzieckich oraz szkolenia wojskowe. Polskie sprzęty służą na ukraińskim froncie. Na Ukrainę trafiło wiele armatohaubic KRAB produkowanych w Hucie Stalowa Wola i w tym miejscu serwisowanych. Wśród dostarczonych Kijowowi czołgów z Polski dominuje T-72 – doskonale Rosjanom znany, bo radzieckiej konstrukcji. Najwięcej tego typu pojazdów przekazała właśnie Polska – według oficjalnych danych do Ukrainy trafiło co najmniej 250 egzemplarzy w wersjach T-72M, T-72M1, T-72M1R. Oprócz czołgów Polska wiedzie też prym pod względem liczby dostarczonych wozów piechoty, choć tu też mowa o pojazdach produkcji radzieckiej. Przekazano ponad 200 pojazdów BWP.
Jak to jest z tą silną polską armią?
Wojsko Polskie liczy ponad 170 000 żołnierzy zawodowych, ale celem rządu Prawa i Sprawiedliwości jest zwiększenie liczebności do około 300 000 – to stawiałoby polską armię w europejskiej czołówce. Stąd m.in. programy zachęcające do założenia munduru skierowane do cywilów bez doświadczenia po odpowiednim szkoleniu. To nie koniec. W tym roku polski budżet na modernizację oraz uzbrojenie jest rekordowy. „Przeznaczamy do 4% PKB na ten cel. W 2024 r. zaplanowaliśmy, że będzie to 4,2% PKB. Jesteśmy wśród liderów Sojuszu NATO pod względem wydatków na obronność” – informował minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Biorąc pod uwagę, że przekazywane Ukrainie sprzęty często są produkcji radzieckiej coraz rzadziej używane przez kraje NATO, rodzi się więc pytanie – na ile słowa Mateusza Morawieckiego mają odzwierciedlenie w rzeczywistości?
W tle konflikt zbożowy?
„Przyjaźń ukraińsko-polska wykazuje oznaki załamania w związku ze sporem dotyczącym zboża i dostaw broni" - informuje amerykański "Time". Z kolei POLITICO przypomina, że w Polsce w październiku odbędą się wybory parlamentarne, dlatego też konflikt z Ukrainą może być posunięciem strategicznym w kampanii. Większość ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem jest bliska twierdzeniu, że słowa Mateusza Morawieckiego mogą być eskalacją konfliktu związanego z importem ukraińskiego zboża do Polski. Zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji został wprowadzony przez Komisję Europejską na początku maja i zniesiony 15 października, bo tamtejsze płody rolne były tanie i destabilizowały krajowe rynki. Na przedłużenie regulacji na poziomie wewnętrznym zdecydowała się m.in. Polska, co spotkało się ze sprzeciwem Ukraińców. Posunięcie polskiego rządu otwarcie skrytykował w Nowym Jorku Wołodymyr Zełenski. O aspekcie politycznym w kontekście trwającej kampanii wyborczej także nie można zapominać. Po twardej reakcji polskiego rządu w stosunku do ukraińskich dyplomatów poparcie spadło m.in. Konfederacji. Ta formacja „antyukraińską” postawę prezentowała już wcześniej.
fk