----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Przepowiednie dotyczące rozpadu Ameryki wypowiadano wielokrotnie. Wróżono, że wystarczy, by odłączył się jeden stan, a inne pójdą jego śladem. Na razie nic nie zapowiada takich wydarzeń, choć niedawne referendum w Wielkiej Brytanii i decyzja o odłączeniu się od Unii Europejskiej na nowo zainspirowała osoby marzące o uniezależnieniu się od rządu federalnego w Waszyngtonie. W gorącym okresie wyborczym nagle dały o sobie znać liczne, choć niezbyt liczebne grupy nawołujące do secesji. To nic nowego, bo w 2014 r. podobny na nie wpływ miało referendum w Szkocji, a jeszcze wcześniej w kanadyjskiej prowincji Quebec.

Separatyści wykazują sporo optymizmu, głównie w związku z trwającymi właśnie wyborami, w których populistyczne hasła padają na podatny grunt i wykorzystują spore niezadowolenie społeczne. Liczą, że mogą to wykorzystać do własnych celów.

Oczywiście gdy mowa jest o ruchach secesyjnych, w pierwszej kolejności myślimy o Teksasie, w którym mają one historyczne podłoże. Nie jest to jednak jedyny stan, gdzie takie pomysły padają na podatny grunt. Przeglądając listę zgłaszanych propozycji tego typu w lokalnych legislaturach widać, że praktycznie każdy stan chce się od czegoś uwolnić, lub też ktoś chce zrzucić z siebie jego kontrolę. W większości przypadków chodzi jednak o nowe powiaty, przyłączenie się do innego, czy stworzenie nowych jednostek administracyjnych. W Teksasie, Kalifornii i kilku regionach północnego-wschodu ma to jednak od dawna nieco inny charakter, bo dotyczy władz federalnych.

Daniel Miller, prezydent organizacji o nazwie Texas Nationalist Movement, zrzeszającej osoby oddane idei politycznej, kulturowej i ekonomicznej niepodległości tego stanu, przekonany jest o nadchodzących zmianach:

“Głosowanie w sprawie Brexitu pokazało nie tylko, że mieszkańcy Teksasu powinni stworzyć niepodległe państwo, ale udowodniło, iż jest to możliwe” - powiedział w udzielonym niedawno wywiadzie. Według Millera ruch secesyjny nabrał ostatnio rozpędu i należy to wykorzystać. Dlatego jego organizacja namawia gubernatora stanu, Grega Abbotta, o poparcie dla referendum niepodległościowego, nazywanego “Texit vote”.

Trudne do wyobrażenia, a tym bardziej zrealizowania marzenie o niepodległości jest żywe w wielu zakątkach kraju. Po niedawnym Brexicie nawoływania do odłączenia się od USA słychać niemal wszędzie, od Alaski po New Hempshire. Są to w większości na razie wpisy i odezwy w mediach społecznościowych, ale ruchy separatystyczne znajdują tam ostatnio wielu sympatyków.

Przykładem może być organizacja o nazwie Yes California Independence Campaign. Jej prezydent, Louis Marinelli, mówi że od czasu głosowania w Wielkiej Brytanii liczba sympatyków i ochotników wzrosła kilkukrotnie. Grupa ta powstała po tym, jak Kongres po raz kolejny nie był w stanie przegłosować reform imigracyjnych. Marinelli nie lubi jednak, gdy w rozmowach na ten temat ktoś zaczyna mówić o Wojnie Secesyjnej. Według niego głosowanie w Anglii było dowodem, iż można tego dokonać pokojowo i zgodnie z prawem.

Nie można jednak w nieskończoność porównywać Brexitu do sytuacji w USA. Choć decyzja o odłączeniu się od EU jest bezprecedensowa i zmienia scenę polityczną, to poza doładowaniem baterii separatystów w najmniejszym stopniu nie pomaga w realizacji ich zamierzeń. W latach 90. amerykańscy secesjoniści dopingowali Quebec podczas referendum niepodległościowego. Zabrakło niewiele, ale do rozpadu Kanady nie doszło. Dwa lata temu wyrażali nadzieję, że uda się to Szkotom. Też nic z tego nie wyszło. Udał się dopiero Brexit, choć jak zauważa wiele osób, było to głosowanie o całkowicie innym charakterze.

Konserwatywny Teksas, liberalny Vermont

Chaos związany z trwającymi właśnie wyborami prezydenckimi też daje zwolennikom odłączenia się nadzieję. Wygląda na to, że Amerykanie będą musieli w listopadzie dokonać wyboru pomiędzy wyjątkowo niepopularnymi kandydatami - Donaldem Trumpem i Hillary Clinton. Niezadowolenie z systemu politycznego przesiąkniętego pieniędzmi i wpływowymi grupami reprezentującymi różne interesy zaowocowało głosami na Trumpa po stronie republikańskiej i Sandersa wśród demokratów. Zwolennicy secesji są pewni, iż wyborcy w USA są gotowi poprzeć propozycje alternatywne dla prezentowanych kandydatów i obowiązującego porządku politycznego.

W wielkim błędzie jest ten, kto myśli, że ruchy secesyjne to wyłącznie domena konserwatywnego południa starającego się zrzucić “jarzmo” liberalnych polityków.

“Trump i Brexit przyniósł nam sporo korzyści. W ostatnim czasie zauważamy znacznie większe zainteresowanie” - mówi Rob Williams, wydawca The Vermont Independent, portalu informacyjnego oddanego idei niepodległości stanu Vermont. Ruch secesyjny w tym stanie nabrał rozpędu po zdobyciu Białego Domu przez George W. Busha, choć jak przyznają jego przywódcy, osłabł nieco po przejęciu prezydentury przez Obamę. Teraz wielu mieszkańców tego stanu przeraża perspektywa prezydentury Donalda Trumpa. Jak mówi Williams, zrównoważeni i spokojni ludzie boją się Trumpa i tego, co sobą reprezentuje. Po czym dodaje, że do ponownego zastanowienia się nad ewentualnym odłączeniem się Vermont od USA wiele osób sprowokuje jego “rasizm, nietolerancja, brak wizji i chęć budowy murów”.

Jak widać chęć odłączenia się od Stanów Zjednoczonych może wynikać z różnych powodów. Innych na południu i na północy. Jednak chęć to za mało. Warto zastanowić się

Czy jest to możliwe?

“Nie ma najmniejszych szans na odłączenie się jakiegokolwiek stanu od Unii” - uważa Douglas Brinkley, profesor historii na Rice University - “Zawsze znajdą się ludzie wspierający niepodległościowe dążenia stanów i odrzucający rząd federalny. Znajdą się tacy, którzy posuną się do zachowań ekstremalnych, czyli potępiania Wujka Sama, wyobrażania sobie, iż Alaska jest niepodległym państwem, a Teksas lada chwila oderwie się od reszty kraju. Od początku istnienia tego państwa tak było. Ale próby takie nie mają szansy powodzenia. To tylko szum”.

To, co najbardziej jednoczy mieszkańców tego kraju, to patriotyzm i przekonanie o wyjątkowości Ameryki. Nawet jeśli bardzo się od siebie różnimy. Weźmy na przykład głębokie południe i północny-zachód. Inna mentalność, akcent, poglądy polityczne, styl życia, wyznawane wartości, a nawet kuchnia. To jakby dwa różne kraje. Podobnie z innymi regionami. A jednak w ważnych momentach znikają wszystkie przeszkody, tak było choćby po 9/11. Nie ma wtedy znaczenia, czy podstawą pożywienia danej grupy jest łosoś, czy kukurydza. Wszyscy stanowią jeden naród, który łączy historia, język i cel.

W jakich krajach może doszło lub może dojść do rozpadu? W tych, gdzie znaczny obszar zamieszkiwała lub zamieszkuje mniejszość posługująca się innym językiem, wyznająca inna religię, najczęściej kiedyś stanowiąca już niepodległą i niezależną enklawę. Przykładem mogą być Serbowie w Bośni, a nawet mieszkańcy Quebec w Kanadzie. Doskonale ilustruje to również rozpad Związku Radzieckiego. USA stanowi dobrze prosperujący, zjednoczony organizm, w którym głosy nawołujące do odłączenia pojawiają się, nie są jednak w stanie niczego dokonać. Poza tym ustrój polityczny został to tak stworzony, by zachować równowagę pomiędzy rządem federalnym, a władzami poszczególnych stanów.

Niewielkie szanse powodzenia nie zrażają prawdziwych wyznawców idei. Zwłaszcza teraz, podczas najbardziej nieprawdopodobnych wyborów prezydenckich w historii kraju.

“Ludzie obserwują ten cyrk, nazywany wyborami, i dochodzą do wniosku, iż to tylko czubek góry lodowej” - mówi Miller z Texas Nationalist Movement - “Jesteśmy świadkami buntu przeciw klasie politycznej i obowiązującemu obecnie porządkowi”.

Podobnie, choć w innych słowach opisuje to Marinelli z organizacji Yes California. Według niego ludzie reagują na trzy przewidywalne sposoby, gdy słyszą o propozycji założenia niezależnej Republiki Kalifornii:

“Mamy ślepych patriotów, którzy nawet nie chcą o tym słyszeć. Po drugiej stronie takich, którym pomysł bardzo się podoba. Pośrodku są ci, którzy wahają się mówiąc, że jeśli Trump wygra wybory, to znaczy że odłączenie się Kalifornii też jest możliwe”.

Można odrzucać pomysły secesjonistów, jako nietypowe zachowania części społeczeństwa. Można je wspierać i wierzyć w powodzenie takich działań. Przede wszystkim jednak należy je traktować jako papierek lakmusowy zadowolenia społeczeństwa. Wraz ze wzrostem niechęci do systemu narzuconego przez Waszyngton i grami politycznymi tam uprawianymi, w wielu częściach kraju wzrasta poparcie dla ruchów niepodległościowych. Do tego w opinii wielu osób lokalny rząd zwykle wie lepiej, czego chcą i potrzebują mieszkańcy danego regionu, choć to akurat nie jest regułą. Ruchy secesyjne nie znikną, będą po prostu raz silniejsze, raz słabsze. Prawdopodobnie w okresie kilku najbliższych pokoleń nie osiągną jednak swego celu. Być może nigdy.

La Republica del Norte

Może się natomiast wydarzyć coś całkiem przeciwnego. Coraz więcej osób przekonanych jest, że obecny podział kontynentu długo się już nie utrzyma. Oczywiście czas jest pojęciem względnym, więc w tym przypadku mówimy o końcu XXI wieku. Kilka zespołów naukowych przeprowadziło symulacje wydarzeń światowych i przewidywalnych zmian geopolitycznych. W wielu powtarzał się podobny scenariusz - połączenie największych krajów Ameryki Północnej w jeden organizm. Przez ostatnie ponad 160 lat Stany Zjednoczone były niekwestionowanym przywódcą tego kontynentu. Przez ostatnie kilkadziesiąt również świata. USA nie są jednak szczelnym, odizolowanym państwem. Z roku na rok przybywa tu imigrantów z południa, język hiszpański jest drugim, a w niektórych rejonach najważniejszym sposobem porozumiewania się. Kanada jest w dużym stopniu uzależniona kulturowo i ekonomicznie od USA. Współpraca tych trzech krajów jest konieczna i wszystkie funkcjonują na zasadzie naczyń połączonych. Wizje jednego, wielkiego kraju kontynentalnego są przedwczesne i znacznie wyolbrzymione. Wyobraźmy sobie jednak, że w innej części globu powstaje potęga zagrażająca obecnemu porządkowi ekonomicznemu i politycznemu. Naturalnym odruchem jest poszukiwanie sojuszników i łączenie sił. Zlikwidowanie granic, wprowadzenie wspólnej waluty, sił zbrojnych, etc. wydaje się naturalnym posunięciem w takiej sytuacji. To oczywiście tylko teorie i to bardzo daleko wybiegające w przyszłość. W opinii wielu osób są one jednak bardziej prawdopodobne od perspektywy odłączenia się któregoś stanu od obecnej Unii. Warto się nad tym zastanowić.

Na podst. slate.com, theatlantic, wikipedia, fivethirtyeight.com, gallup.com
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor