----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

07 listopada 2023

Udostępnij znajomym:

Władze Nowego Jorku definitywnie wycofały się z zakupu zeroemisyjnych – elektrycznych pługów śnieżnych, które miały jeździć po tamtejszych drogach w okresie jesień-wiosna. Testy tego typu maszyn okazały się klapą. Największy zarzut dotyczy zasięgu. Ten deklarowany przez producenta okazał się trzykrotnie mniejszy niż ten rzeczywisty w warunkach drogowych. Chodzi stricte o pługi – pojazdy elektryczne najgorzej radzą sobie w okresie zimowym ze względu na śnieg i niskie temperatury.

Eksperyment

Elektryczne ciężarówki dostarczył koncern Mack na zamówienie Departamentu Oczyszczania Nowego Jorku. Maszyny pierwotnie pracowały jako śmieciarki. Dopiero potem w ramach eksperymentu podczepiono do nich pługi – to rozwiązanie jest praktykowane w większości amerykańskich metropolii. W Nowym Jorku przy takiej konfiguracji pług wymagał częstego ładowania ze względu na trudne warunki atmosferyczne.

„Maksymalnym czasem pracy były trzy godziny, a realna potrzeba wynosiła dwanaście godzin. Wiceprezes Macka przypieczętował to zaś stwierdzeniem, że przy obecnym stanie technologii, uwzględniając wydajność baterii oraz ich masę, nie ma możliwości dostarczenia do DSNY elektryków, które sprawdziłyby się przy odśnieżaniu” – informują amerykańskie media.  

Wraca stare, wraca diesel

Wiadomo już, że o ile śmieciarki będą napędzane silnikami elektrycznymi, tak pługi nadal będą zasilane dieslem. Teoretycznie to wbrew założeniom samorządu i władz stanowych. Departament Sanitarny Nowego Jorku dąży do osiągnięcia neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla, a celem stanu jest ograniczenie emisji do 2040 roku. Na początku wymienione miały być sprzęty ciężkie emitujące najwięcej zanieczyszczeń i CO2 – m.in. śmieciarki, pługi czy auta służb drogowych.

Ile daje inwestycja w elektryki?

Według nowego badania przeprowadzonego przez Northwestern University, gdyby w rejonie metropolitalnym Chicago zastąpiono 30% wszystkich pojazdów spalinowych na drogach – w tym motocykli, samochodów osobowych i ciężarowych, autobusów, śmieciarek oraz ciężarówek krótko- i długodystansowych – wersjami elektrycznymi, rocznie do samorządu trafiałoby 10 miliardów dolarów, a zmiany pozwoliłyby na uratowanie 1 000 osób. Tak brzmi podsumowanie raportu.

Elektryczne nie zawsze dają rade

W ubiegłym roku w dobie rosnącej inflacji i wysokich cen energii wiele polskich miast zaczęło rezygnować z trolejbusów, a na trasy wyjeżdżały tradycyjne autobusy napędzane silnikami wysokoprężnymi. Na przykład w Lublinie czasowo wycofano kilkanaście trolejbusów, a władze miejskiego przewoźnika tłumaczyły to oszczędnościami. Przy ówczesnych stawkach można było zaoszczędzić nawet 7 tys. zł dziennie, co w skali miesiąca oznaczało nawet 140 tys. zł (w wyliczeniach uwzględniono kursy w dni robocze). Według wyliczeń lokalnych mediów koszt energii zużywanej podczas jednego kursu trolejbusy wynosił po podwyżkach ponad 81 zł. W przypadku tradycyjnego autobusu z dieslem koszt przejazdu byłby znacznie mniejszy – 54 złote za kurs.

fk

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor