Pogląd opinii publicznej w USA na politykę jest w przeważającej mierze negatywny. Mieszkańcy kraju wydają się tracić wiarę w system polityczny i są niezadowoleni zarówno z kandydatów jak i reprezentowanych przez nich partii, coraz częściej wyrażając opinię, że system jest zepsuty i nie reprezentuje ich. Coraz większa polaryzacja sprawia, że szanse na znalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia oddalają się coraz bardziej.
W obliczu poważnych problemów –imigracji, nierówności, broni, zadłużenia i deficytu, klimatu – rząd i politycy wydają się niezdolni do osiągnięcia konsensusu. W każdej z tych kwestii społeczeństwo jest podzielone, często obsesyjnie. Ale w każdym przypadku istnieją również obszary porozumienia, choć wśród osób znajdujących się u władzy całkowicie zanikła wola, aby wyjść poza podziały i osiągnąć kompromis.
Okoliczności powstania przed laty Konstytucji - debaty i kompromisy, których efektem była reprezentacja polityczna w Izbie oparta na liczbie ludności, a w Senacie na równej pozycji stanów; dziwny system, według którego wybiera się prezydentów; dożywotnie nominacje sędziów Sądu Najwyższego. Historycy zgadzają się, że generalnie twórcy kraju i systemu często nie ufali masom i starali się stworzyć przed nimi strukturalne zabezpieczenia.
W rezultacie przedawnienia systemu wyborczego i rosnącej polaryzacji społeczeństwa mniejszość populacji może wywierać ogromny wpływ na politykę i przywództwo, co powoduje, że wielu Amerykanów w coraz większym stopniu ma poczucie, że rząd jest więźniem rządów mniejszości.
Stan demokracji nie jest jednoznacznie negatywny. Szczególnie w chwilach kryzysu wybrani urzędnicy znaleźli wspólną płaszczyznę porozumienia. Czasami działania rządu odzwierciedlają wolę społeczeństwa. Pod rządami Trumpa ponadpartyjna większość w Kongresie przyjęła, a prezydent podpisał wiele rund pomocy podczas pandemii Covid-19. Biden i Kongres zebrali się, aby w 2021 r. przyjąć duży pakiet infrastrukturalny. W zeszłym roku osiągnięto ponadpartyjne porozumienie w sprawie przepisów mających pobudzić produkcję półprzewodników w Stanach Zjednoczonych. Przykłady są, niestety, nieliczne.
Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja jest teraz tragiczna. Według sondaży Amerykanie są bardziej niezadowoleni ze swojego rządu niż obywatele niemal każdej innej demokracji.
Brak zaufania do rządu
W latach 60. zaufanie do rządu wynosiło ponad 80%, podczas gdy obecnie nie przekracza 20%. Zaczęło spadać podczas wojny w Wietnamie w latach sześćdziesiątych, a następnie mocno się obniżyło po skandalu Watergate na początku lat siedemdziesiątych. Od czasu do czasu zdarzały się ożywienia – po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. lub pod koniec lat 90., kiedy gospodarka radziła sobie dobrze. Jednak przez ostatnie dwie dekady – zarówno w dobrych, jak i złych okresach gospodarczych – utrzymywała się nieufność społeczeństwa wobec rządu.
Pojedyncze instytucje również ucierpiały. Ostatnio to reputacja Sądu Najwyższego została nadszarpnięta z powodu orzeczeń sprzecznych z opinią większości społeczeństwa i zwiększonego poczucia, że sąd ten został upolityczniony.
Dla Kongresu spadek ten trwa od dziesięcioleci. Z obliczeń opublikowanych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Nauki wynika, że w ciągu ostatnich czterdziestu lat bardziej gwałtowny spadek zaufania zaobserwowano jedynie wobec Wall Street i w wiadomości telewizyjnych.
Amerykanie od dawna są sceptyczni co do siły rządu centralnego. Skandale i korupcja na przestrzeni lat pogłębiły problem. W ostatnim czasie urzędnicy otwarcie atakowali same instytucje, których są częścią, co jeszcze bardziej utrudnia biurokracji efektywne funkcjonowanie. Najbardziej było to widoczne w okresie prezydentury Donalda Trumpa - ataki na instytucje były znakiem rozpoznawczym tego okresu.
Polaryzacja
Przez większą część historii Stanów Zjednoczonych system konstytucyjny stworzony przez założycieli kraju działał całkiem dobrze. Wojna Secesyjna jest oczywistym wyjątkiem, a inne okresy wystawiały na próbę wolę większości. Jednak ogólnie rzecz biorąc, rząd funkcjonował, nawet jeśli nie doskonale.
Jednak ostatnio słabości systemu stały się bardziej widoczne, gdy trybalizm zaczął kształtować znaczną część zachowań politycznych, a Partia Republikańska odeszła od swoich historycznych założeń.
„W porównaniu z krajami europejskimi nasz system konstytucyjny nie jest dobrze dostosowany do spolaryzowanych partii politycznych” – powiedział Nathaniel Persily, profesor prawa w Stanford Law School w rozmowie z Washington Post.
Wybór prezydentów
Konstytucja stworzyła niezwykły mechanizm wyboru prezydenta – kolegium elektorów. Został zbudowany na założeniach, które z biegiem lat okazały się błędne.
Założyciele nie ufali systemowi opartemu na głosowaniu powszechnym, obawiając się, że wielu obywateli nie będzie zbyt dobrze poinformowanych i dokona niewłaściwego wyboru. Oddali więc władzę w ręce reprezentujących stany elektorów. Myśleli, że to Izba często będzie wybierać prezydenta, nie spodziewając się skutków tego, co szybko stało się w Stanach Zjednoczonych systemem dwupartyjnym. Uzasadnienie dla obowiązującego systemu zostało przytłoczone realiami dzisiejszej polityki.
„Powstał taki system, ponieważ założyciele kraju nie do końca wiedzieli, co zrobić” – uważa George C. Edwards III, profesor nauk politycznych i autor. „On wcale nie działa tak, jak planowali jego twórcy”.
W ciągu pierwszych dwóch stuleci historii tego kraju tylko w trzech przypadkach osoba wybrana na prezydenta przegrała głosowanie powszechne – w latach 1824, 1876 i 1888. Ostatnio zdarzyło się to dwukrotnie w ciągu ćwierćwiecza i może się powtórzyć w 2024 r. Zarówno w 2000 r., kiedy Bush został prezydentem, jak i w 2016 r., kiedy wybrano Trumpa, powszechne głosowanie poparło innego kandydata, jednak głosy w kolegium elektorów wypadły na korzyść przyszłego prezydenta.
Ponieważ o wyniku w najbardziej konkurencyjnych stanach może decydować stosunkowo niewielka liczba głosów, republikanie mają obecnie znacznie większe szanse na wygraną w kolegium elektorów niż w głosowaniu powszechnym. Tymczasem demokraci zwiększają przewagę w niebieskich stanach, takich jak Kalifornia, co nie daje im wzrostu w matematyce dotyczącej kolegium elektorów.
Kongres
W ramach Wielkiego Kompromisu między delegatami na Konwencję Konstytucyjną Izba Reprezentantów miała zostać podzielona według liczby ludności danego stanu, a Senat zapewniłby każdemu równą reprezentację niezależnie od liczby ludności.
W przeszłości wiele delegacji stanowych do Senatu było podzielonych między dwie główne partie. Na przykład w 1982 r. około połowy stanów miało podzieloną reprezentację. Obecnie istnieje tylko sześć takich podziałów, a stany te obejmują około 9 procent populacji USA.
Republikanie mają zwykle pełną kontrolę w mniej zaludnionych stanach, co powoduje brak równowagi w liczbie senatorów wysyłanych do Waszyngtonu i odsetku reprezentowanej przez nich populacji. Nawet jeśli zdobywają większość w Senacie, stanowią mniejszość społeczeństwa. W 2024 roku dwa najmniej zaludnione stany w kraju – Zachodnia Wirginia i Montana – mogą przynieść im kontrolę nad ta izbą.
Sąd Najwyższy
Demokraci wygrywali w głosowaniu powszechnym w siedmiu z ostatnich dziewięciu wyborów prezydenckich. Jednak w tym czasie republikańscy prezydenci nominowali aż sześciu z dziewięciu obecnych członków Sądu Najwyższego. Czterech z dziewięciu sędziów, w tym trzech nominowanych przez Trumpa, zostało zatwierdzonych przez senatorów reprezentujących mniejszość społeczeństwa.
Legislatury stanowe
W Waszyngtonie podziały polityczne doprowadziły do impasu i bierności w wielu kwestiach. W stanach sytuacja jest odwrotna, ponieważ stany stają się coraz bardziej zdominowane przez jedną z partii – są albo niemal w całości czerwone albo niebieskie.
Tylko w dwóch stanach doszło do podziału legislatury pomiędzy republikanami i demokratami. W ponad połowie stanów partia dominująca cieszy się większością, co oznacza, że może uchylić weto gubernatora drugiej partii lub w dowolny sposób wyrazić swoją wolę w zakresie legislacji.
Podobnie pełna kontrola nad władzą stanową – władzą ustawodawczą i urzędem gubernatora – jest raczej regułą niż wyjątkiem. Dziś aż 39 stanów pasuje do tej definicji. Rezultatem są coraz ostrzejsze rozbieżności w programach polityki publicznej poszczególnych stanów.
Opinia publiczna a porządek publiczny
Rozdźwięk między podejmowanymi decyzjami a opinią publiczną jest jedną z głównych konsekwencji dzisiejszego zablokowanego rządu federalnego. Odzwierciedlają to trzy najczęściej omawiane kwestie: aborcja, broń i imigracja.
W kwestii aborcji większość Amerykanów sprzeciwia się zeszłorocznej decyzji Sądu Najwyższego, która zniosła konstytucyjne prawo do aborcji. Jeśli chodzi o broń, zdecydowana większość opowiada się za propozycjami zaostrzenia przepisów. Jeśli chodzi o imigrację, od kilku lat większość opowiada się za zaostrzeniem kontroli granicznych przy jednoczesnej możliwości uzyskania obywatelstwa z pewnymi karami dla milionów mieszkających już tutaj nieudokumentowanych imigrantów. Jednak wszelkie wysiłki podejmowane w Kongresie w ciągu ostatnich dwudziestu lat nie powiodły się.
Co można zrobić
Jednym ze sposobów rozwiązania niektórych problemów strukturalnych byłaby zmiana konstytucji. Jednak Konstytucja Stanów Zjednoczonych, choć napisana z myślą o poprawkach, okazała się praktycznie niemożliwa do zmiany. Nie ma też ponadpartyjnego porozumienia co do tego, co dolega systemowi.
Twórcy lokalnych, stanowych Konstytucji, widzieli potrzebę nowelizacji takich dokumentów. W historii stanów były one zmieniane lub uzupełniane tysiące razy – przyjęto ponad połowę propozycji. Jednak w przypadku Konstytucji USA, chociaż zaproponowano w historii około 12 000 poprawek, Kongres zgodził się na zaledwie 33, z czego 27 zostało ratyfikowanych przez stany.
Ostatnia poprawka została zatwierdzona w 1992 r. i była to Karta Praw (Bill of Rights). Biorąc pod uwagę warunki polityczne w kraju, perspektywa przyjęcia i ratyfikowania jakiejkolwiek poprawki wydaje się niezwykle mało prawdopodobna.
Aby Konstytucja pozostała żywym dokumentem, musi przystosowywać się do zmieniających się czasów, perspektyw i warunków. Alternatywą dla zmiany Konstytucji jest wykładnia dokonywana przez Sąd Najwyższy. Ale dziś w sądzie dominują osoby, które interpretują dokument ściśle przez pryzmat słów i czasów, w których został napisany. Jednak Ameryka roku 2023 nie jest Ameryką twórców Konstytucji końca XVIII wieku, kiedy niewolników liczono jako trzy piąte osoby, a kobiety nie miały w ogóle prawa głosu.
Nie wszystkie kraje mają spisane konstytucje – na przykład Wielka Brytania. Jednak proces nowelizacji, jeśli funkcjonuje skutecznie, jest „mechanizmem pokojowej rewolucji” – zwraca uwagę Jill Lepore, historyk z Harvardu. Zatem spisana konstytucja ma wartość, ale tylko wtedy, gdy można ją zmienić.
„Niebezpieczeństwo” – mówi Lepore – „polega na tym, że stanie się ona krucha i niezmienna, a wtedy jedynym sposobem na zmianę systemu rządów lub zreformowanie jego części będzie powstanie”.
na podst. washingtonpost opr. RJ