Większość wyborców w dalszym ciągu ma dość ograniczoną wiedzę na temat kandydatów ubiegających się o urząd prezydenta USA. Nie chodzi nawet o ich programy, poglądy, czy wiedzę na wybrane tematy, ale – jak wskazują ostatnie badania opinii – niewielu z nas jest w stanie wymienić nazwiska wszystkich osób ubiegających się o partyjne nominacje. Nic dziwnego, kandydatów jest wciąż zbyt wielu, w dodatku media skupiają się na prowadzących w sondażach.
Ponieważ ostatnie debaty obydwu partii przed przyszłorocznymi prawyborami za nami, warto przypomnieć sobie, kto w tym momencie ubiega się o nasze głosy. W tym momencie, gdyż z czasem ich liczba będzie coraz mniejsza, choć wcale nie oznacza to, że w ostatniej chwili nie pojawi się ktoś nowy. Mimo że po dwóch nieudanych próbach (2008 i 2012) odrzucił możliwość ubiegania się ponownie o prezydenturę, Mitt Romney wciąż jest do tego namawiany. To pewnie tylko plotka, ale podobno wielu polityków GOP chciałoby widzieć go wśród tegorocznych kandydatów. Zresztą na portalach społecznościowych pojawiło się ostatnio więcej wypowiedzi pracowników jego wciąż istniejącego sztabu, którzy nie przebierając w słowach krytykują wypowiedzi Donalda Trumpa, zwłaszcza jego niedawne pochwały pod adresem Władimira Putina.
Republikanie
Zaczynamy od kandydatów tej partii, bo jest ich wielu, poza tym przedwyborcza walka w łonie GOP wydaje się na razie cieszyć większym zainteresowaniem mediów. Głównie ze względu na wspomnianego przed chwilą magnata hotelowego, o którym jednak za chwilę. Zacznijmy od polityka, który właśnie zapowiedział wycofanie się z wyścigu, ale pozostawia po sobie ślad.
To Lindsey Graham, senator z Płd. Karoliny, od lat sojusznik Johna McCaina w niewielkim gronie umiarkowanych republikanów, reprezentujących jednak bardzo zdecydowane poglądy na politykę zagraniczną. Graham nie zyskał wielkiego poparcia i nawet przez moment nie miał szans na nominację, jednak przez cały czas sprawiał wrażenie, iż świetnie się bawi. To jego prywatny numer telefoniczny podał do publicznej wiadomości Trump, a on w odpowiedzi na nagranym wideo zniszczył swój przedpotopowy telefon z klapką i wymienił na iPhone. Wciąż jednak zapewniał, że o skoku technologicznym nie ma mowy, bo w życiu nie wysłał jednego emaila. Nie zmieniło się to do końca kampanii. O Grahamie było również głośno, gdy w konserwatywnym środowisku pojawiły się plotki, iż polityk ma skłonności homoseksualne. W odpowiedzi ogłosił, że w razie wygranej wprowadzi rotację Pierwszych Dam, co wprowadziło nieco humoru. Dla wielu jego rezygnacja z wyścigu oznacza, że nie zobaczymy w Białym Domu żadnej znanej modelki lub urodziwej piosenkarki, co zapowiadał. Mógł w ten sposób żartować, bo od początku zdawał sobie sprawę z nikłych szans. Wprawdzie bardzo stanowczy w polityce zagranicznej, to jednak gotowy do negocjacji z demokratami na wiele tematów społecznych nie uzyskałby głosów konserwatywnego środowiska.
Rezygnacja Grahama pozostawia jeszcze 13 innych kandydatów republikańskich. Wciąż zbyt wielu, by ich zapamiętać. O niektórych tylko więc wspomnimy, o innych powiemy nieco więcej.
Jim Gilmore, były gubernator Virginii. Wcześniej przez rok przewodniczący krajowego Komitetu Wyborczego GOP. Bezskutecznie ubiegał się o fotel w Senacie. O tym, że wciąż prowadzi kampanię, świadczy wyłącznie fakt, że jeszcze nie ogłosił jej końca. Raczej nieobecny w mediach i sondażach. Bez szans na zwycięstwo.
John Kasich, obecny gubernator Ohio, ubiegał się już o prezydenturę w 2000 r. po tym, jak przez chwilę uznawano go za republikańskiego specjalistę od budżetu w Izbie Reprezentantów. Później, ale przed objęciem stanowiska gubernatora, pracował dla Lehman Brothers. Twierdzi, że poza znajomością finansów potrafi zdobyć głosy pracowników fizycznych i poradzi sobie w kluczowych tzw. swing state.
Nie ma wielkich szans na nominację, choć brał udział w głównych debatach i był czynnym ich uczestnikiem. Jego strategia polega na zdobyciu New Hampshire, gdzie prowadzi w sondażach z Bushem. Przegrywa jednak z czterema innymi kandydatami. Co jeszcze o nim wiadomo? Wiele, jednak najciekawszy wydaje się fakt, że tak bardzo nienawidził filmu Fargo braci Cohen, że w swoim okręgu wyborczym próbował zmusić wypożyczalnię Blockbuster do zdjęcia go z półek.
Chris Christie, wcześniej prokurator krajowy, obecnie gubernator New Jersey w drugiej kadencji. Ma poparcie umiarkowanych i wysoko postawionych polityków GOP nie lubiących Busha, a także wielu wpływowych biznesmenów. To jednak za mało, by zdobyć nominację. Jego wysokie notowania przerwał słynny skandal z mostem w rodzinnym stanie. Przez konserwatywnych wyborców uznawany za zbyt umiarkowanego. Ostatnio zyskał poparcie związków w New Hampshire więc podniósł się nieco w sondażach.
Donald Trump. Inwestor rynku nieruchomości, do niedawna również gwiazda programu typu reality-show. Wtajemniczeni twierdzą, że niemal na pewno nie ma tyle pieniędzy, ile mówi że ma, ale mimo wszystko ma ich sporo. Jego kandydaturę popiera zaskakująco wielu republikańskich wyborców, przede wszystkim skrajnie konserwatywnych. Po cichu kibicują mu również demokraci, przekonani że w razie uzyskania nominacji nie będzie w stanie przekonać do siebie wyborców o umiarkowanych i centrowych poglądach, a także niezależnych.
Jednocześnie reszta partii republikańskiej sprawia wrażenie przerażonej możliwością zwycięstwa Trumpa w prawyborach. Na razie po długim okresie prowadzenia w decydujących o dalszym kształcie kampanii stanach Iowa i New Hampshire nieco stracił w sondażach. Jego kolejne, kontrowersyjne wypowiedzi cementują poparcie już zadeklarowanych sympatyków, jednocześnie powiększają grono przeciwników.
Czy ma szansę wygrać? Absolutnie, choć od wielu miesięcy wciąż słyszymy, że nie. Jednak na razie ma największe poparcie wśród konserwatywnych wyborców w skali kraju, więc należy się z taką ewentualnością liczyć. Do pierwszych prawyborów jednak mamy jeszcze chwilę, wydaje się, że słupki sondażowe Trumpa nie wzrastają, zyskują natomiast inni.
Jeb Bush, syn i brat byłych prezydentów, były gubernator Florydy. Popiera go tzw. establishment partyjny oraz część Wall Street. Na początku kampanii wydawał się pewniakiem, obecnie ma już nikłe szanse. Przeszkodził mu fakt bycia bratem byłego prezydenta i słabo prowadzona kampania. Okazał się też słabym mówcą podczas debat. Wciąż ma dużo pieniędzy na koncie sztabu i zmienioną strategię. Poparcie dla niego nieznacznie wzrosło, chyba jednak nie zdąży odrobić strat.
George Pataki, były trzykrotny gubernator stanu Nowy Jork. Ma poparcie wyłącznie coraz mniej wpływowych polityków partyjnych z północno-wschodniej części kraju. Nominacja poza zasięgiem.
Rick Santorum. Podobnie jak Pataki, bez szans na nominację, choć w 2012 r. zajął drugie miejsce w prawyborach republikańskich. Popierają go głównie obrońcy tradycji i przeciwnicy progresywizmu.
Mike Huckabee. To były gubernator Arkansas, komentator telewizji Fox i pastor. W 2008 r. zakończył prawybory z trzecim wynikiem, 3 lata temu nie brał w nich udziału. Poparcie dla niego było zauważalne, głównie dzięki ewangelikom. Jednak głosy te przejęli Carson i Cruz, właściwie pieczętując kolejną porażkę Huckabee.
Ben Carson. Sławny neurochirurg z równie sławnego szpitala Johns Hopkins. Zyskał popularność w 2013 r. po publicznym wystąpieniu przeciw powszechnemu ubezpieczeniu zdrowotnemu wprowadzanemu przez prezydenta Obamę. Brak jakiegokolwiek doświadczenia politycznego i sukces życiowy to jego największe atuty wśród konserwatywnych wyborców, jednak od czasów Eisenhowera partia nie nominowała nikogo bez doświadczenia na jakimś wysokim urzędzie. Przez chwilę prowadził w sondażach, obecnie na drugim lub trzecim miejscu. Szanse na zwycięstwo w prawyborach ma, choć obecnie coraz mniejsze, zwłaszcza że coraz częściej prezentuje zaskakujący brak wiedzy na tematy pozamedyczne.
Carly Fiorina, była szefowa Hewlett-Packard, przyjazna biznesowi. Wydaje się, że swoje 10 minut już miała, zwłaszcza podczas pierwszych dwóch debat telewizyjnych. Obecnie tendencja spadkowa, choć nikt jej jeszcze nie przekreśla. Znana z ciętej riposty i ostrych odzywek. Była doradczynią Johna McCaine`a, gdy ten starał się o prezydenturę.
Marco Rubio, syn kubańskich imigrantów, obecnie reprezentujący w Senacie Florydę. Ma poparcie establishmentu partyjnego i postrzegany jest jako zwolennik interwencjonizmu w polityce zagranicznej. W listopadzie uznawany był za faworyta do nominacji, dzięki czemu otrzymał ostatnio spore wsparcie finansowe od sponsorów. Wciąż jednak nie może znaleźć sposobu na popularnego Trumpa, a kolejnym liczącym się przeciwnikiem zaczyna być Ted Cruz. Jednak z możliwością uzyskania przez niego nominacji należy się liczyć.
Rand Paul, okulista i syn znanego libertarianina Rona Paul`a. W Senacie reprezentuje Kentucky. Jeszcze niedawno określany jako najciekawszy z kandydatów, nie zyskał jednak szerokiego poparcia. Do ostatniej debaty ledwo się zakwalifikował. Prawdopodobnie niedługo ogłosi rezygnację z dalszego prowadzenia kampanii.
Ted Cruz. Pełnił niską funkcję w administracji George W. Busha, następnie urzędniczą w Teksasie. W 2012 r. uzyskał fotel senatora zwyciężając z faworyzowanym przez GOP kandydatem. Popierany głównie przez skrajnych konserwatystów, Tea Party, zwolenników ostrej polityki zagranicznej, przeciwników progresywizmu. Jeszcze niedawno nie dawano mu wielkich szans uznając, że jest zbyt konserwatywny. Obecnie pnie się w sondażach i w niektórych rejonach zaczyna zagrażać liderowi. Jego nominacja zależy od ewentualnego niepowodzenia Trumpa i Carsona, wówczas ich zwolennicy przejdą do obozu Cruza. Zresztą w przypadku Carsona ma to już miejsce. Poza tym może liczyć na wysokie wsparcie finansowe kampanii, a podczas starcia o Senat pokazał, iż walczy do końca. Uważa, że to on i Rubio stoczą ostateczny bój o nominację GOP.
Lista drugiej partii jest znacznie krótsza:
Demokraci
Hillary Clinton. Bliżej przedstawiać jej nie trzeba. Prawnik, była Sekretarz Stanu, senator z NY, była Pierwsza Dama. Ma poparcie większości demokratów. Zamiast pytać, czy ma szansę na nominację, należy raczej zapytać, czy może ją stracić? Ale odpowiedź na to pytanie przy sylwetce Bernie Sandersa.
Clinton jest bardzo kontrowersyjną postacią. Szeregi jej zwolenników równe są liczbie przeciwników. Zarzutów pod jej adresem uzbierało się wiele, zwłaszcza z okresu sprawowania przez nią funkcji Sekretarz Stanu. Na pewno jeszcze usłyszymy o Benghazi i prywatnych kontach pocztowych. Na początku zachowywała się, jakby nominację miała w kieszeni. Z opóźnieniem zajęła się kampanią i obecnie prowadzi w sondażach. Jednak podstawowe pytanie brzmi: Czy ma jeszcze coś do ukrycia? Establishment partii demokratycznej ma nadzieję, że to, co najważniejsze już wyszło na jaw. Jeśli nie, to ujawnienie kolejnego skandalu oznacza dla demokratów katastrofę. Na pewno wróci temat finansowania rodzinnej fundacji Clintonów i umów zbrojeniowych podpisywanych za jej kadencji. Mimo to w ewentualnym starciu z bardziej konserwatywnymi kandydatami GOP sondaże wskazują na jej zwycięstwo.
Martin O'Malley. Były gubernator Maryland. Krótko: ma i mówi wszystko, co demokratyczny wyborca niezbyt lubiący Clinton chciałby usłyszeć. Wciąż jednak na szarym końcu w sondażach. Małe szanse na nominację.
Bernie Sanders. Nikt nie podejrzewał, że polityk określający siebie socjalistą ma w USA szanse wyborcze, zwłaszcza gdy chodzi o prezydenturę. Popierają go osoby skrajnie lewicowe, nie pałające miłością do bogatych, zwolennicy państwa opiekuńczego i przeciwnicy dynastii Clintonów. Gdy zaczynał kampanię nikt nawet nie zastanawiał się, czy ma szanse. Dziś na jego wiece przychodzą tłumy, a w kilku kluczowych stanach zrównał się lub przegonił Hillary. Wciąż jednak ewentualna wygrana jest mało prawdopodobna, bo elektorat demokratyczny głosuje zwykle na tych, którzy mają większe szanse w późniejszych wyborach. Może zagraża Clinton, ale z kandydatem republikańskim prawdopodobnie miałby niewielkie szanse.
Do tematu wyborów będziemy powracać. Miejsce rezygnujących z kampanii polityków zajmować będą dokładniejsze informacje o pozostałych. Do ściągawki przedwyborczej na pewno jeszcze wrócimy.
Na podst. Atlantic, Times, Fox, Boston Globe, TheWeek, Wikipedia
opr. Rafał Jurak