TRIUMFALNY POWRÓT BIAŁO-CZERWONYCH Z RZYMU PO POKONANIU WŁOCHÓW W FINALE 3:0 (25:20, 25:21, 25:23)
Polska siatkówka potęgą jest i basta! „Żeby tak Włochów w Rzymie 3:0… mamma mia! Serdeczne gratulacje!” – tak rozpoczął swoje spotkanie premier Mateusz Morawiecki z polskimi siatkarzami, którzy wrócili z Włoch ze złotymi medalami za zdobycie mistrzostwa Europy.
To był doskonały występ naszej reprezentacji, która po wygraniu grupy, w fazie pucharowej była już nie do zatrzymania. Najpierw Belgia, potem Serbia, a w półfinale niewygodna od lat Słowenia po kolei padały ofiarą naszej kadry. I wreszcie - wielki finał - w wypełnionej po brzegi rzymskiej Palazzo dello Sport, która pamięta takie gwiazdy jak Carlos Santana (pierwszy koncert na obiekcie), The Rolling Stones, Paul McCartney, Spice Girls, Bob Marley, Dire Straits oraz wiele, wiele innych. Tym razem najjaśniejszą gwiazdą lśniącą w Palazzo była reprezentacja Polski w siatkówce, która rozbiła gospodarzy turnieju, nie pozwalając im ugrać nawet jednego seta.
W finale Polacy mierzyli się z ekipą Italii, która nie tylko broniła tytułu mistrzowskiego, ale jest aktualnym mistrzem świata. Włosi tytuł najlepszej drużyny globu zdobyli w ubiegłym roku w Katowicach, po wygranej w finale 3:1 z… Polską. Była to więc wielka szansa, aby się Włochom zrewanżować i wyrównać rachunki. I ta sztuka się w pełni naszym siatkarzom udała. Wygrali wyraźnie i pokazali, że w tym roku są poza zasięgiem. Przypomnijmy, Polacy triumfowali w lipcu w Lidze Narodów po zwycięskim finale z USA.
Ten triumfalny powrót Polaków na siatkarski tron Europy, w kraju nad Wisłą oglądały aż cztery miliony widzów na antenach TVP1 i TVP Sport. Powrót, gdyż na kolejny tytuł Biało-Czerwoni czekali aż siedem kolejnych edycji, czyli czternaście lat. W 2009 roku na mistrzostwach w Turcji pokonaliśmy w finale Francję 3:1, zdobywając pierwsze mistrzostwo Starego Kontynentu.
Ten drugi tytuł zawdzięczamy całemu zespołowi wchodzącemu w skład reprezentacji, ale głównie należy wyróżnić zawodników z pierwszej szóstki i trenera. Wszyscy zawodnicy, którzy się pojawili na parkiecie, zagrali świetne zawody, ale dwóch zagrało w opinii większości ekspertów znakomicie.
NORBERT HUBER: Prawdopodobnie rozegrał najlepsze spotkanie w swojej karierze. Niesamowity początek środkowego Jastrzębskiego Węgla, który już „na dzień dobry” zaserwował Włochom trzy asy. W całym meczu popisywał się niezwykle mocną odrzucającą zagrywką, która rywalom sprawiała duże problemy z odbiorem. Huber imponował również swoją skutecznością w atakach i blokach, gdzie w pełni wykorzystywał swoje 207 cm wzrostu.
WILFREDO LEON: Był to znakomity występ skrzydłowego reprezentacji Polski, który swoimi potężnymi bombami siał sporo zamieszania we włoskiej obronie. Imponował również mocnymi i dokładnymi zagrywkami z pola serwisowego. Był po prostu nie do zatrzymania. Nawet próby Włochów złamania go w przyjęciu, tego dnia zdały się na nic. Był to Super Leon w wydaniu wyjątkowym jak za dawnych dobrych lat.
Huberowi i Leonowi niewiele ustępowali inni. Marcin Janusz był niezwykle mocnym punktem w tej wyjątkowo dobrze naoliwionej tego dnia polskiej „młockarni”. Jako rozgrywający dostarczał naszym kapitalnie dysponowanym środkowym i skrzydłowym precyzyjne wystawy, po których Leon, Huber, Kochanowski, Śliwka i Kaczmarek siali popłoch w szeregach obronnych graczy rywali.
Łukasz Kaczmarek mimo tego, że nie zaliczy tego występu do najlepszego w karierze, to jednak skończył wiele ważnych piłek, po których Polacy zdobywali punkty i powiększali przewagę nad rywalem. Do ostatniej piłki dawał z siebie wszystko i to należy docenić.
Wspaniały występ Norberta Hubera na pozycji środkowego nie może zamazać występu Kuby Kochanowskiego, który jeszcze raz udowodnił, że można na niego zawsze liczyć i jest na swojej pozycji czołowym graczem.
Mocnym punktem zespołu był jak zwykle Aleksander Śliwka. Być może statystyki pomeczowe nie do końca przemawiają na jego korzyść, ale trzeba wyraźnie zaznaczyć, że w trudnych i wymagających chwilach Olek był na miejscu i nie zawiódł.
No i nasz libero Paweł Zatorski, gwarant dużego spokoju i opanowania w polskiej drużynie. Dzięki jego postawie Marcin Janusz miał czas na precyzyjne wystawy dla atakujących. Ponadto popisał się wieloma spektakularnymi obronami.
Trener Nikola Grbić, słynący raczej z opanowania, nie ukrywał łez po końcowym sukcesie. Polska reprezentacja pod wodzą Serba z każdej imprezy przywiozła medal. W tym roku są to medale koloru złotego: po wygraniu Ligi Narodów teraz przyszło Mistrzostwo Europy.
W 2022 było srebro mistrzostw świata i brąz w Lidze Narodów. Grbić zdobył swój drugi złoty medal Mistrzostw Europy, pierwszy jako zawodnik zdobył z drużyną Jugosławii po finałowym zwycięstwie nad Włochami w 2001 roku w Czechach.
Andy Warta