----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 marca 2018

Udostępnij znajomym:

Wenezuela pogrążona w kryzysie, na Kubie bez większych zmian, kraje byłego bloku wschodniego wciąż nie mogą otrząsnąć się po kilkudziesięciu latach eksperymentów społecznych. Gdzie nie spojrzymy, znajdujemy dowody, że system ten nie sprawdził się. Mimo to socjalizm błyskawicznie odradza się w najmniej spodziewanych miejscach, głównie za sprawą ludzi młodych, których marksistami nazwać raczej nie można, bo prac Marksa i Engelsa nigdy nie czytali, a nawet o istnieniu takiej ideologii często nie mają pojęcia.

Czynnikiem napędzającym od wielu lat ten trend jest globalny wzrost znaczenia neoliberalnego kapitalizmu, który praktycznie we wszystkich krajach przyczynił się do pogłębienia nierówności społecznych. W ostatnich latach jest to zwłaszcza widoczne w takich krajach jak Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, gdzie różnice między najbogatszymi i najbiedniejszymi są największe pośród wszystkich demokratycznych krajów rozwiniętych. W tych właśnie krajach politycy o poglądach lewicowych są niemal bohaterami dla młodych ludzi. W USA jest to Bernie Sanders, w Wielkiej Brytanii Jeremy Corbyn.

W czasie wyborów w 2016 r. Sanders miał w sondażach większe poparcie wśród młodych ludzi, niż Hillary Clinton i Donald Trump razem wzięci. I choć odpadł już na etapie prawyborów, to dziś wśród aktywnych polityków jest najpopularniejszą postacią. Sondaż opublikowany niedawno przez konserwatywny portal The Hill wykazał, iż wśród zarejestrowanych wyborców pozytywnie wyraża się o nim 58 proc. kobiet, 52 proc. mężczyzn, 62 proc. osób w wieku 18 – 34, 73 proc. Afro-Amerykanów, 68 proc. Latynosów, 52 proc. białych, 80 proc. demokratów i ponad 1/3 republikanów. Żaden inny polityk w kraju nie ma takiego wsparcia w tym momencie, więc nic dziwnego, iż coraz częściej mówi się o jego ewentualnym starcie w wyborach prezydenckich w 2020 roku. On sam tego nie wyklucza, choć będzie miał wtedy 79 lat. Namawiający go do jeszcze jednej próby zwolennicy stopniowo przejmują najważniejsze funkcje w partii demokratycznej w kolejnych stanach.

Jeremy Corbyn to gwiazda polityki w Wlk. Brytanii, często nazywany „chodzącą bombą elekcyjną”. W ostatnich wyborach parlamentarnych zapewnił swej Partii Pracy 61 proc. głosów wśród osób poniżej 40 roku życia. Jeszcze niedawno postać marginalna na brytyjskiej scenie politycznej, dziś wiele osób widzi go w biurach i apartamentach przy 10 Downing Street i być może niedługo tam trafi.

Nowa lewica

Choć Sandersa i Corbyna trudno nazwać klasycznymi socjalistami, to reprezentują oni na tle swych partii dość radykalne poglądy. Obydwaj wyrażają skrajnie lewicowe opinie na wiele spraw, ostatnio Corbyn zasugerował, by ludzie którzy utracili mieszkania w pożarze wieżowca w Londynie zostali nieodpłatnie przeniesieni do ekskluzywnych, niezamieszkałych apartamentów w najbogatszych dzielnicach miasta. Sanders opowiada się za publiczną służbą zdrowia, znaczącą podwyżką podatków dla najbogatszych – nawet do 90 procent dochodów, czy całkowitym zakazem poszukiwania i wydobycia paliw kopalnych na gruntach federalnych.

Ich poglądy różnią się więc znacznie od prowadzonej dotychczas polityki progresywnej w obydwu krajach. Zarówno laburzyści w Anglii jak i demokraci w USA na wszelkie sposoby starali się do tej pory pozyskać centrum, a swe programy tworzyli głównie z myślą o wolnym rynku. Nawet Barack Obama, mimo że chwalony przez progresywnych wyborców i działaczy, też nie był radykalny w sprawach ekonomicznych. Nic nie zrobił, a właściwie zrobił niewiele, by powstrzymać konsolidację rynku technologicznego popierającego go w wyborach i podczas sprawowania urzędu, jego Departament Sprawiedliwości nie przeprowadził obiecanych reform antymonopolowych, wspierał wolny handel faworyzowany przez wielkie korporacje i lobby z Wall Street. W tym samym czasie po drugiej stronie oceanu podobną politykę ekonomiczną prowadził Tony Blair i jego następca, Gordon Brown, którzy nieustannie wspierali ideologię neoliberalną i finansową elitę.

Z drugiej strony jest Sanders, przez większość życia zawodowego senator niezależny, otwarcie nazywający siebie socjalistą, który nawet własny miesiąc miodowy spędził w komunistycznym Związku Radzieckim. Jego poglądy na temat handlu i specjalnych wiz dla pracowników sektora technologicznego bliższe są przekonaniom obecnego prezydenta Trumpa, niż Clinton. Corbyn z kolei u siebie nawołuje do nacjonalizacji przemysłu, wręcz podziału dóbr i podobnie jak wielu polityków europejskiej lewicy wyraża poglądy propalestyńskie.

Prekariat – współczesny proletariat

Młodzi ludzie, którzy w 2015 i 2016 r. tak wytrwale walczyli w imieniu Sandersa na portalach społecznościowych, nazywani ironicznie przez krytyków „Bernie Bros” są nietypową, nową siłą na scenie politycznej. Są oni częścią coraz popularniejszego prekariatu. Prekariusze to osoby pracujące na podstawie elastycznych form zatrudnienia. Samo słowo jest neologizmem powstałym z połączenia dwóch słów: precarious (niepewny) oraz proletariat.

Za twórcę tego pojęcia uznaje się Guya Standinga – profesora Uniwersytetu w Bath oraz założyciela, członka i prezesa Basic Income Earth Network. Standing sformułował je w książce „The Precariat: The New Dangerous Class” („Prekariat: Nowa niebezpieczna klasa”), w której zwraca szczególną uwagę na socjoekonomiczny aspekt, charakteryzując prekariat jako ludzi pozbawionych gwarancji zatrudnienia, którymi są między innymi: gwarancja znalezienia pracy, odpowiednia ochrona pracownika przed zwolnieniem, gwarancja bezpieczeństwa w pracy, zapewnienie nauki zawodu, szkoleń, jak i właściwego wykorzystania nabytych umiejętności, gwarancja dochodu, gwarancja przedstawicielstwa interesów pracownika, na przykład bycie członkiem niezależnego związku zawodowego.

Prekariat ma według Standinga nie obejmować poszczególnych grup zawodowych, ale pewne części wszystkich grup. Umieścił on prekariat w dole hierarchii klas społecznych, za plutokracją, elitą, salariatem i proletariatem, a przed lumpenprekariatem. Sam Standing przyznał, że nie jest w stanie oszacować wiarygodnie liczebności tej klasy społecznej, istnieje według niego jedynie pewność co do szybkiego wzrosu jej liczebności. Sprzyjać temu ma „uberyzacja” zatrudnienia, fenomen coraz powszechniejszy w Wielkiej Brytanii i USA, czego coraz częściej dotyczą nawet wykłady w szanowanych uczelniach.

Dla wielu Amerykanów obiecana niegdyś „nowa ekonomia” oznacza obniżenie jakości życia, jak to niedawno wyjaśniał ekonomista z MIT, do poziomu niepewnej pozycji kojarzonej dotąd zwykle z krajami Trzeciego Świata. Nawet Dolina Krzemowa przestała być egalitarną krainą i stała się miejscem, gdzie właściciele stają się miliarderami, a zwykli pracownicy otrzymują za swą pracę mniej, niż przed technologiczną rewolucją.

Młodzi prekarianie mają więc teoretyczne powody, by popierać socjalizm, skoro kapitalizm nie spełnia ich potrzeb. Stała, dobrze płatna praca w pełnym wymiarze godzin jest dziś niedostępna dla coraz większej liczby kończących szkoły ludzi. Większość pokolenia Y, nazywanego często „millenials”, radzi sobie znacznie gorzej, niż ich rodzice w tym samym wieku. Kupno domu, kiedyś świadectwo awansu społecznego, dziś dla wielu osób nie wchodzi w grę. Zjawisko to zaobserwować można zwłaszcza na wybrzeżach USA i w Anglii, gdzie ceny nieruchomości są coraz wyższe przy jednoczesnym obniżaniu dochodów.

Kapitalizm upada?

Według danych rządowych w Stanach Zjednoczonych więcej biznesów w tej chwili upada, niż tworzy się nowych. W latach 80. i 90. było odwrotnie, co chwilę powstawała nowa firma, z których większość dawała sobie radę na rynku. Dla wielu ludzi ze skromną edukacją i niewielkimi środkami, ale za to z pomysłem chęciami założenie własnego biznesu było sposobem uzyskania niezależności już na początku kariery zawodowej. Dziś, przy coraz bardziej ograniczonej przedsiębiorczości, alternatywą dla znajdujących się w podobnej sytuacji jest podjęcie pracy fizycznej lub w usługach, gdzie zarobki są coraz niższe.

Nawet w świecie technologii, gdzie do tej pory na młodych ludzi czekało najwięcej okazji i możliwości wybicia się, tzw. startupy są coraz rzadsze. Jest to wynikiem konsolidacji sektora technologicznego, co ogranicza okazje do wybicia się. Opublikowane niedawno badanie wykazało, że zwane „superplatformami” wielkie konglomeraty technologiczne, choćby Facebook, Google, Amazon, czy Apple, ograniczają konkurencję, zmuszają do uległości dostawców i obniżają wynagrodzenia, podobnie jak czynili to wielcy monopoliści w XIX wieku.

Wielkie korporacje utrzymują, że ich sukces jest wynikiem doskonałości produktu i oferty, jednak nie można ukryć faktu, iż w walce z konkurencją wykorzystują strukturę swych spółek, czy przyciągają większość inwestorów zwabionych mniejszym wprawdzie, ale pewnym zyskiem. Duże firmy do perfekcji opanowały też sztukę unikania płacenia podatków, na co nie mogą pozwolić sobie mniejsi i początkujący gracze. Poza tym jak to bywa w systemie sprzyjającym największym, wtajemniczeni radzą sobie świetnie niezależnie od rzeczywistych wyników swej pracy. Marissa Mayers zarobiła 239 milionów dolarów w okresie 5 lat, czyli prawie milion tygodniowo, próbując przywrócić do życia Yahoo. Nie udało się, ale nikt jej premii nie urwał.

Widzą to młodzi pozostający na zewnątrz i zaczynają się buntować. Na pierwszy rzut oka przyszłość ruchu społecznego wynoszącego Sandersa, Corbyna i im podobnych wygląda dobrze, zwłaszcza, że obecne eksperymenty polityczne prawdopodobnie nie powiodą się. Młodzi w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, ale także w wielu innych krajach zachodniego świata, nigdy nie byli świadkami wzrostu, załamania i następnie upadku komunizmu, socjalizmu i podobnych im ideologii. W związku z tym, bazując na własnych doświadczeniach i perspektywach lepiej oceniają taki system, niż kapitalizm w którym sobie już nie radzą. Z roku na rok stanowić będą coraz liczniejszą grupę, która przy zachowaniu demokratycznych systemów wyborczych będzie miała coraz więcej do powiedzenia.

Z drugiej strony neosocjaliści, czyli zwolennicy kapitalizmu państwowego, a więc stosunkowo nowej formy ustrojowej, zapominają o stojących przed nimi przeszkodach. To choćby zwolennicy wolnego rynku, którzy wciąż w wymienionych krajach stanowią większość, osoby obawiające się wielokulturowości i imigracji, chroniący własne miejsca pracy. W Wielkiej Brytanii jest to grupa, która niedawno doprowadziła do odłączenia się tego kraju od Unii Europejskiej. W USA jest podobnie. Wiele pomysłów progresywnego skrzydła demokratów zagraża utrzymaniu dotychczasowego poziomu życia mieszkańcom stanów środka, tradycyjnie konserwatywnym w swych poglądach. Młodzi ludzie popierający Sandersa i skrajnie lewicowe rozwiązania przez niego proponowane, najczęściej pochodzą z wielkich miast, nie mając większego pojęcia o problemach i potrzebach klasy pracującej i nie zważają na ich potrzeby. W opinii ekspertów zamiast odbierać, dzielić, rozdawać i ingerować w wolny rynek lepiej skupić się na poprawie obecnego systemu poprzez przywrócenie warunków do rozwoju małego biznesu, poprawie opieki zdrowotnej, reformie podatków, etc. Propozycje skrajnej lewicy, w większości młodych, gniewnych ludzi, polaryzują tylko społeczeństwo, w którym większość stanowią jednak zwolennicy status quo, a to sprawia, przynajmniej na razie, że zapanowanie jakiejś formy socjalizmu w krajach dotąd wolnorynkowych pozostanie jeszcze przez jakiś czas tylko grupową fantazją.

Na podst. new geography, slate, realclearpolitics, marketwatch, independent, vox, wikipedia.

Opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor