USA – TEKSAS: HISTORYCZNY WYCZYN POLSKICH SIATKAREK
POLKI JUŻ W PÓŁFINALE LIGI NARODÓW
Doskonałe wiadomości dotarły do nas z Arlington w USA. Właśnie w tym teksańskim mieście rozgrywany jest turniej finałowy siatkarek w Lidze Narodów. W turnieju bierze udział osiem najlepszych drużyn naszego globu.
Na drodze Polek w walce o półfinał stanęła drużyna naszych zachodnich sąsiadów – siatkarki z Niemiec. Po rozegraniu bardzo dobrego spotkania nasze panie jeszcze raz udowodniły, że w tym sezonie są lepsze i wygrały 3-1, w setach: 25-12, 21-25, 25-21, 26-24.
Ta wygrana oznacza, że po raz pierwszy w historii Polki awansowały do finałowej czwórki Ligi Narodów.
Nasze siatkarki doskonale weszły w ten mecz, demolując Niemki w pierwszym secie do 12. Naszym paniom wychodziło na tym etapie spotkania absolutnie wszystko, a rywalki były całkowicie bezradne. Świetnie rozgrywała Wenerska, w ataku imponowały Stysiak, Różański i Łukasik, a polski blok stanowił zaporę nie do przejścia.
Ponadto Polki świetnie grały w defensywie oraz funkcjonował serwis, który wcześniej nie był aż tak skuteczny. Można śmiało powiedzieć, że był to najlepszy set rozegrany przez nasze siatkarki w tym sezonie.
Do drugiego seta Polki podeszły zbyt rozluźnione i Niemki bardzo szybko odskoczyły na kilka punktów. Mimo ambitnej pogoni w końcówce, nie udało się jednak dogonić rywalek i ta partia padła łupem Niemek.
Nasze zawodniczki jednak odzyskały inicjatywę i wygrały trzeciego i czwartego seta i całe spotkanie 3-1. Na drodze do finału Polki spotkają się ze zwycięzcą rywalizacji Chiny – Brazylia.
SIATKÓWKA MĘSKA– LIGA NARODÓW: POLACY W ĆWIERĆFINALE
BIAŁO-CZERWONI WYGRALI WSZYSTKIE MECZE NA FILIPINACH
Zakończyła się faza zasadnicza Ligii Narodów w siatkówce mężczyzn. Ostatnim turniejem, w którym występowała reprezentacja Polski, była rywalizacja w Pasay na Filipinach. Nasi siatkarze spisali się znakomicie i wygrali wszystkie spotkania, chociaż łatwo nie było.
W pierwszym spotkaniu przyszło się Polakom mierzyć z zawsze sprawiającą wiele problemów drużyną Słowenii. I tym razem było podobnie.
Słoweńcy wygrali pierwszego seta po bardzo zaciętej i emocjonującej grze 31-29. W drugiej partii poszli za ciosem i wygrali jeszcze łatwiej 25-21. Od trzeciego seta obserwowaliśmy na parkiecie już nieco odmienioną reprezentację Polski. Polacy zaczęli grać dużo lepiej, zarówno w ataku jak i w obronie.
Fenomenalnie w ataku spisywał się Śliwka, pomagali Kurek i Kochanowski. Dobrze funkcjonował również polski blok. Podobali się w tym elemencie Bednorz i Bieniek. Efektem coraz lepszej gry Polaków było zwycięstwo w secie trzecim i czwartym w tym samym stosunku 25-20. Końcówka była nieco nerwowa, ale to Polacy byli tu zawsze o krok przed rywalami. Po raz piąty w tej edycji Ligi Narodów nasi siatkarze znaleźli sposób na pokonanie rywali w piątym secie. Tym razem pokonali Słoweńców 15-13 i wygrali całe spotkanie 3-2.
Dwa dni później nasi zawodnicy grali z zawsze groźną reprezentacją Brazylii. Po wygraniu pierwszego seta 25-23, w którym szalał Wilfredo Leon, wydawało się, że nic nie potrafi zatrzymać siatkarzy znad Wisły. Jednak w drugim secie zawodnicy z Ameryki Południowej, znacznie poprawili swoją grę. Coraz bardziej skuteczni w ataku byli Lucarelli, Alan i Lucas. Świetnie zaczął również funkcjonować brazylijski blok, a po polskiej stronie zaczęły się mnożyć błędy. Efektem była wygrana Brazylii w drugiej partii 25-22 i zrobiło się 1-1 w setach.
Jednak w trzecim secie Łukasz Kaczmarek i Wilfredo Leon wzięli sprawy w swoje ręce i zdobywali punkt za punktem dla naszego zespołu. Brazylijska maszyna zaczęła się coraz bardziej zacinać, a Polacy nie zwalniali tempa. Nasi rywale mylili się często i tracili coraz więcej punktów po prostych błędach. Natomiast u Polaków podobał się Bednorz na zagrywce, Leon, Kaczmarek i Kochanowski w ataku oraz blok. Cała zresztą reprezentacja zasłużyła na duże słowa uznania. To był naprawdę świetny mecz naszej kadry.
Polacy zakończyli turniej na Filipinach w doskonałym stylu. W dwóch ostatnich spotkaniach nie stracili nawet seta pokonując najpierw Kanadę a potem lidera Ligi Narodów Japonię w takim samym stosunku: 3-0.
O ile zwycięstwo nad Kanadą, bez straty seta, niespodzianką nie było, to już pokonanie Japończyków (gorąco dopingowanych przez kibiców w filipińskiej sali) i to w tych rozmiarach nie było przed meczem brane pod uwagę.
A jednak nasi siatkarze, rozpędzeni trzema zwycięstwami, nie dali Japończykom w tym meczu na szczycie zbyt wielkich szans i wygrali 3-0 (25-17, 25-19, 25-18).
Polacy pokazali Azjatom w tym meczu między innymi jak się serwuje. Brylowali w tym elemencie Kaczmarek (efektownym asem zakończył pierwszego seta) czy Norbert Huber, którego dwa asy były momentem przełomowym drugiego seta. Specjalne wyróżnienie należy się Wilfredo Leonowi, który oprócz zagrywki imponował atomowym atakiem, na który Japończycy nie mogli znaleźć recepty. Biało-Czerwoni grali jak w transie i nie było takiej siły, która tego dnia była w stanie to zmienić.
To było już dziesiąte zwycięstwo naszej reprezentacji w Lidze Narodów i przy dwóch porażkach poniesionych w poprzednich turniejach dało to Polakom trzecią lokatę.
Turniej finałowy Ligi Narodów odbędzie się w dniach 19-23 lipca w Gdańsku w Ergo Arena.
PARY ĆWIERĆFINAŁOWE:
19.07 USA – FRANCJA
19.07 WŁOCHY – ARGENTYNA
20.07 JAPONIA – SŁOWENIA
20.07 POLSKA – BRAZYLIA
Z pewnością hitem będzie spotkanie Polski z Brazylią. Czy naszym uda się powtórzyć wynik z fazy zasadniczej, gdzie byli górą i wygrali 3-1?
NBA – KLUBY WYDAŁY PONAD MILIARD DOLARÓW!
SZALEŃSTWO NA POCZĄTEK WOLNEJ AGENTURY
W miniony piątek rozpoczęła się wolna agentura, czyli moment, od którego kluby NBA mogły oficjalnie podpisywać zawodników dostępnych na rynku i składać propozycje. I już pierwszego dnia wydały na zawodników ponad miliard dolarów.
Desmond Bane, rzucający obrońca z Memphis Grizzlies, podpisał pięcioletni kontrakt z klubem, opiewający na 207 mln dolarów. 25-latek w poprzednim sezonie zdobywał średnio 21,5 pkt na mecz, miał po 5 zbiórek i 4,4 asysty. Jest to pierwszy kontrakt klubu z Memphis na ponad 200 milionów.
Jerami Grant podpisał pięcioletni kontrakt z Portland Trail Blazers na sumę 160 mln dolarów. To gwarantuje Grantowi zwiększające się dochody roczne od ok. 27 mln dol. w pierwszym roku kontraktu do ponad 37 mln w piątym.
Draymond Green, czterokrotny mistrz NBA, zostaje w Golden State. Koszykarz podpisał czteroletni kontrakt z klubem na 100 milionów, co gwarantuje mu ok. 25 mln rocznie.
Fred VanVleet opuścił Toronto Raptors i podpisał trzyletni kontrakt z Houston Rockets za 130 milionów. Kontrakt VanVleeta jest największym kontraktem w NBA dla zawodnika, który nie był wyselekcjonowany w „drafcie” (undrafted player). Zawodnik w 2019 z Toronto Raptors sięgnął po tytuł mistrzowski.
Kyrie Irving został w Dallas. Mavericks zainwestowało w Irvinga, podpisując z nim trzyletni kontrakt opiewający na 126 milionów. Zważywszy na fakt, że koszykarz jest jednym z najlepszych obrońców w lidze uważa się, że był to całkiem dobry ruch ze strony klubu. Poza tym, gdyby Dallas nie podpisało Irvinga, nie byłoby żadnego gracza z elity obok supergwiazdy Luka Doncica.
Donte DiVincenzo opuścił Golden State i podpisał czteroletni kontrakt z New York Knicks na sumę 50 milionów dolarów.
Jordan Clarkson zgodził się na przedłużenie kontraktu z Utah Jazz. Nowy „deal” gwarantuje mu 55 milionów na najbliższe trzy lata.
Bardzo poważnie podeszli do sprawy właściciele Los Angeles Lakers, którzy zadbali o skład zespołu podpisując kontrakty z większością zawodników. I tak:
- D’Angelo Russell pozostaje z Lakersami na dwa lata dłużej, za sumę 37 milionów
- Gabe Vincent podpisał trzyletni kontrakt na 33 miliony
- Cam Reddish za dwa lata dostanie 4,6 mln, a Taurean Prince za rok 4,5 mln dol.
Być może to nie są wielkie multimilionowe kontrakty, ale Lakersi, którzy mają w wyjściowym składzie LeBrona Jamesa, Anthony Davisa, Russella, Reavesa i Hachimurę, dodając zawodników właśnie takich jak Vincent, Reddish czy Prince, zwiększają wyraźnie potencjał i moc całego zespołu.
Lakersi zyskują, natomiast mistrzowie NBA Denver Nuggets tracą. Do chwili obecnej stracili dwóch zawodników. Bruce Brown przeszedł do Indiana Pacers. Za dwa lata gry w Indianapolis dostanie 45 milionów. Natomiast Jeff Green wybrał Houston Rockets. Jego dwuletni kontrakt z Teksańczykami gwarantuje mu 16 milionów dolarów.
Dużym echem odbił się kontrakt podpisany w tym tygodniu między Minnesota Timberwolves a Anthony Edwardsem. Koszykarz podpisał pięcioletni kontrakt ze swoim obecnym klubem na sumę 205,9 mln dol. Ten deal, nie wdając się w szczegóły (maximum designated rookie extension), może być warty po pięciu sezonach nawet 260 milionów.
TENIS – WIMBLEDON 2023 JUŻ BEZ POLAKÓW
WTA – TURNIEJ PAŃ
Niestety nie udało się awansować naszej najlepszej tenisistce Idze Świątek do półfinału w Londynie.
Polka, po trzysetowej batalii, została pokonana przez Ukrainkę Elinę Switoline 5-7, 7-6 i 2-6. Powracająca w wielkim stylu do światowej czołówki, po urlopie macierzyńskim, pochodząca z Odessy Switolina, wygrała, trzeba to powiedzieć, wyraźnie i zasłużenie.
Przebieg pierwszego seta wcale nie wskazywał na to, że to Ukrainka go wygra. Liderka światowego rankingu kontrolowała wydarzenia na korcie do stanu 5-3. I gdy wydawało się, że już nic nie stanie na przeszkodzie Polki, aby zamknąć seta, stało się coś nieprawdopodobnego. Iga robiła wszystko, aby tego seta… przegrać.
Niezrozumiałe zagrania, po których piłka opuszczała kort za linię końcową, niemoc serwisowa (pierwszego nie było, a po drugim słabiutkim Switolina atakowała, zdobywając łatwe punkty) i kiepskie decyzje co do kierunków ataku. Tak słabo grającej Polki, jak w tym fragmencie, dawno już nie oglądano. Efektem takiego rozwoju sytuacji na korcie były cztery gemy z rzędu wygrane przez Ukrainkę, co przełożyło się na wygranie pierwszego seta 7-5. Tylko czy tego seta na pewno wygrała Switolina, czy przegrała Świątek?
Drugi set to całkowita huśtawka. Panie zdobywały gemy seriami, ale w końcówce seta zobaczyliśmy Igę w najlepszym wydaniu, czyli światowej “jedynki”. Od stanu 5-6 Polka zaczęła grać po prostu mądrzej i pewniej. Wygrała gema na 6-6 a potem w tie-breaku również była lepsza i druga partia padła jej łupem 7-6.
Po wygraniu pierwszego gema w decydującym trzecim secie, mieliśmy nadzieję, że Polka zagra w końcu dobrego, równego seta i pokaże grę na poziomie, do którego nas przyzwyczaiła. Nic z tego! To były tylko dobre złego początki.
Wrócił bardzo niepewny serwis, cała masa pomyłek, szczególnie forhendowych oraz fatalne w skutkach decyzje co do kierunku uderzeń. To wszystko bardzo szybko przełożyło się na wynik na korcie. Z 1-0, zrobiło się 1-4 i dwa przełamania dla przeciwniczki. Tego meczu z taką grą nie dało się już wygrać.
Ostatecznie Switolina wygrała 6-2 i zameldowała się po raz drugi w swojej karierze w półfinale londyńskiego turnieju. Jej rywalką będzie Czeszka Marketa Vondrousova, która nieoczekiwanie pokonała Amerykankę Jessicę Pegula 6-4,2-6 i 6-4.
Iga Świątek, mimo porażki, zanotowała najlepszy wynik na kortach Wimbledonu w swojej karierze, dostając się po raz pierwszy do ćwierćfinału. To prawda, że w spotkaniu o półfinał ze Switoliną Polka miała słabszy dzień, ale ogólnie widać było gołym okiem w poprzednich meczach, że radzi sobie na kortach trawiastych coraz lepiej. W kolejnych latach mamy nadzieję na dalszy progres, i wierzymy, że nasza reprezentantka będzie w dalszym ciągu w gronie faworytów.
Bardzo ładnie po meczu wypowiadała się o Świątek, Elina Switolina: „Iga jest nie tylko wielką mistrzynią, ale też wspaniałą osobą. Jako jedna z pierwszych naprawdę pomogła ludziom na Ukrainie. To było wielkie wsparcie. Dlatego wcale nie jest łatwo grać przeciwko komuś, z kim dzieli się tak wiele dobrych chwil. Myślę, że dla niej to też nie było łatwe”.
Obie panie od dawna są ze sobą zaprzyjaźnione, czemu dały wyraz przytulając się do siebie przy siatce po ostatniej piłce.
ATP – TURNIEJ PANÓW
Hubertowi Hurkaczowi, jedynemu przedstawicielowi Polski wśród singlistów, na pewno długo jeszcze będą się śnić dwa pierwsze sety w pojedynku z Novakiem Djokovicem.
Najlepszy tenisista naszego kraju spotkał się w pojedynku o ćwierćfinał z najbardziej utytułowanym obecnie tenisistą naszego globu. Wrocławianin grał ze słynnym przeciwnikiem jak równy z równym i w niczym mu nie ustępował.
W pierwszym secie żaden z zawodników nie zdobył przełamania i o wszystkim zadecydował tie-break. W końcówce po kapitalnych zagraniach Hubert wyszedł na prowadzenie 6-3. Potrzebował tylko jednego punktu do zamknięcia seta, ale niestety nie udało się i ostatecznie przegrał 6-7.
W drugim secie sytuacja się powtórzyła i ponownie po tie –breaku Hurkacz przegrał 6-7. Po rozegraniu dwóch setów ze względu na ciszę nocną pojedynek został przełożony na dzień następny. I w trzecim secie nastąpiło pierwsze w tym spotkaniu przełamanie. Jego autorem był Polak, który wygrał seta 7-5.
Niestety w czwartym, również bardzo wyrównanym secie, to Djokovicovi udało się przełamać Huberta po raz pierwszy w tym meczu. Konsekwencje jednak były brzemienne w skutkach. Serb wygrał czwartą partię 6-4 i cały mecz 3-1.
Hubertowi Hurkaczowi za postawę w całym turnieju należą się jednak wielkie brawa. Z taką grą Polak na pewno wróci do pierwszej dziesiątki najlepszych tenisistów świata i to powinno nastąpić już wkrótce.
Andy Warta
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.