Mimo upływu czasu nie zrobiono nic, by zapobiec kolejnym masowym strzelaninom. Z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, jest ich coraz więcej. Ginie w nich coraz więcej ludzi. Powiększa się również liczba osób żyjących w ciągłym strachu, zwłaszcza wśród uczniów szkół średnich, u których lekarze rozpoznają już objawy podobne do zespołu stresu pourazowego. Choć prawdopodobieństwo, że akurat my znajdziemy się w takim miejscu i staniemy się ofiarą jest znikome, to jednak istnieje i ma coraz większy wpływ na miliony mieszkańców USA.
Organizacja Gun Violence Archive zbiera dane na temat wszystkich przypadków użycia broni palnej i na ich podstawie opracowuje statystyki i tabele. Za masową strzelaninę badacze z tej organizacji uważają każdy przypadek, gdy w wyniku użycia broni zginęły lub zostały ranne co najmniej 4 osoby, nie licząc sprawcy. Według najnowszych danych, w 2018 r. niemal każdego dnia dochodziło do masowej strzelaniny na terenie Stanów Zjednoczonych (www.gunviolencearchive.org/reports/mass-shooting).
O większości nie słyszymy, bo miały miejsce w odległym zakątku kraju, lub w tym czasie zdarzyło się coś wymagającego większej uwagi. By o strzelaninie mówiono w głównym wydaniu wiadomości, musi dotyczyć wielu osób lub specyficznej grupy, albo wydarzyć się w niecodziennych okolicznościach.
Coraz częściej i coraz więcej z nas myśli o tym podczas zakupów w centrum handlowym, w kinie, w barze, na koncercie, meczu, podczas kościelnego nabożeństwa, czy w szkole. Są tacy, którzy rezygnują z masowych imprez tylko z tego powodu lub korzystają z pomocy psychologa, mimo iż w przeszłości nie mieli bezpośredniego kontaktu z podobnym zdarzeniem. Bo większość z nas nigdy nie doświadczy masowej strzelaniny, pozostanie ona tylko informacją prasową dotyczącą kogoś innego. Jednak są tacy, którzy byli świadkami kilku.
Po ostatniej, która miała miejsce w Thousand Oaks w Kalifornii, podczas której śmierć poniosło 11 osób, dowiedzieliśmy się o dwudziestoparoletnim mężczyźnie, który w ubiegłym roku przeżył tragedię w Las Vegas, by zginąć od kuli zamachowca w studenckim barze podczas koncertu.
11 dni przed wydarzeniami w Kalifornii doszło do strzelaniny w synagodze w Pittsburgu, gdzie zginęło 12 osób. Kilka miesięcy wcześniej, tym razem w szkole, strzelanina zakończyła życie 17 osób, najmłodsza z nich miała zaledwie 14 lat. Wymieniać można długo, a i tak nie wspominamy o setkach mniejszych zdarzeń w tej samej kategorii.
Nic nie zrobiono w związku z powtarzającymi się strzelaninami i w tej chwili można chyba śmiało zaryzykować stwierdzenie, iż nic zrobione nie będzie. Wspólnie, jako społeczeństwo, doszliśmy chyba do wniosku, że niespotykana na taką skalę wcześniej i w żadnym innym kraju przemoc z użyciem broni palnej, jest nieodłącznym elementem życia w USA i wiąże się z tak szanowanymi przez nas wolnościami. Dyskusja będzie się toczyć w nieskończoność i na tym się zakończy. Problem jednak jest jeszcze większy, bo wydarzenia, którymi mieszkaniec demokratycznego, wolnego, bezpiecznego kraju nie powinien się raczej na co dzień martwić, na stałe zagościły w naszych umysłach i wielu z nas nie dają spokoju.
Prawdopodobieństwo śmierci w wyniku masowej strzelaniny jest niezwykle małe. Wyższe jest jednak od zera. Mimo wszystko, przynajmniej statystycznie, prędzej zginiemy w wyniku tornada, fali upałów, ukąszenia przez jadowitego węża, itd. niż jako ofiara masowej strzelaniny. Dlaczego więc coraz więcej osób myśli z obawą o takiej ewentualności, zamiast martwić się na przykład ryzykiem udziału w wypadku drogowym?
Ten strach jest prawdziwy – przekonują eksperci. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, gdzie dojdzie do kolejnego zdarzenia tego typu. Może to być obskurna dzielnica wielkiego miasta lub spokojne i bezpieczne przedmieścia. Thousand Oaks w Kalifornii uznawane było za jedno z najbezpieczniejszych miasteczek w Ameryce, Parkland na Florydzie cieszyło się bardzo dobrą opinią ludzi poszukujących spokoju i komfortu życia.
„Bieżące statystyki nie są w stanie precyzyjnie przewidzieć masowych strzelanin, które są pozornie przypadkowe i mogą się zdarzyć w dowolnym miejscu" - pisze Adam Harris w The Atlantic, uświadamiając nam, że kolejne takie zdarzenie może mieć miejsce w naszej okolicy, w naszej szkole, w naszym sklepie lub na naszej ulicy.
Strach ten wpływa na naszą psychikę. Lęk przed udziałem w masowej strzelaninie jest najszybciej rosnącą obawą w amerykańskim społeczeństwie. W 2015 r. badania sondażowe wykazały, iż 16 proc. dorosłych w USA obawia się utraty życia w wyniku masowej strzelaniny. W 2018 r. ich liczba wrosła do 42 proc. (badanie przeprowadzono w czerwcu br.). Już w 2015 r. The New York Times pytał swych czytelników, czy na co dzień myślą o takiej ewentualności. Liczba napływających odpowiedzi zaskoczyła wydawców gazety. Nastoletni uczniowie przyznawali, iż myślą o tym bardzo często podczas zajęć. Podobnie użytkownicy środków transportu publicznego, zwłaszcza autobusów i pociągów podmiejskich. 68-latka z Nashville przyznała się do lęku podczas wizyt w kościele.
Nawet jeśli nie przyznajemy się do strachu przed ewentualnością znalezienia się w takim miejscu, to bardzo wielu z nas zastanawia się, co w takiej sytuacji by zrobiło. W ostatnich latach pojawiło się sporo osób służących praktycznymi radami. Oczywiście za pieniądze. Bo na lękach przed masowymi strzelaninami zarabiają nie tylko osoby zajmujące się psychologią, ale również ochroną i doradztwem. Na ryku pojawiają się książki na ten temat, w prasie i internecie znaleźć można poświęcone temu artykuły, filmy i podcasty.
Amerykanie szczególnie silny lęk odczuwają w tłumie. Coraz częściej spotkać można osoby, które tylko z tego powodu rezygnują z uczestniczenia w paradach, pokazach sztucznych ogni, robienia zakupów w godzinach szczytu. Jeszcze sześć lat po strzelaninie w kinie w Kolorado, aż 6 proc. badanych przyznawało, że z obawy o własne życie stara się ograniczać seanse filmowe.
Fałszywy alarm
Powtarzające się, a właściwie coraz częściej doświadczane fałszywe alarmy są kolejnym dowodem tego, w jaki sposób masowe strzelaniny odcisnęły na nas piętno. Przykładem mogą być wydarzenia z 2016 r. które rozegrały się na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Wydarzenia zapomniane, ale jakże znamienne.
Dwukrotnie w ciągu jednego dnia doszło do paniki na lotniskowych terminalach. Najpierw na dwójce, gdzie w jednym z barów kilkudziesięcioosobowa grupa czekających na samolot pasażerów oglądała zmagania sportowców na olimpiadzie w Rio. Akurat pokazywano sprint mężczyzn, gdzie Usain Bolt wbrew wszelkim prawom natury i fizyki pobił kolejny rekord. Grupa kibiców zaczęła głośno bić brawo. Wyłożone porcelanowymi płytkami korytarze poniosły ten odgłos w głąb terminalu, gdzie odebrany został przez kilkoro pasażerów jak odległe strzały z pistoletu. Ktoś podniósł głos, ktoś zaczął biec. Jakaś kobieta krzyknęła, że widziała broń. Zaczęła się masowa ucieczka kilkuset osób, która podrywała do biegu kolejnych, nie do końca zdających sobie sprawę o co chodzi. Godzinę później, gdy udało się nieco opanować chaos, na posadzce w hali odlotów wciąż widać było porzucone bagaże, kilka zgubionych paszportów, przewrócone barierki i uszkodzone stoiska sklepików.
Nie był to jednak koniec niespodziewanych wydarzeń tego dnia. Kilka godzin później na terminalu 1 znów wybuchła panika. Tym razem zaczęło się na ruchomych schodach. Wjeżdżający nimi na piętro pasażerowie ujrzeli nagle u szczytu schodów kobietę z twarzą ukrytą w hidżabie, która zaczęła głośno krzyczeć. To wystarczyło, by kilka osób zaczęło krzyczeć również, podejrzewając atak terrorystyczny. Znów setka osób zaczęła uciekać powodując potężne zamieszanie. Dołączyło do nich kolejne kilkaset oczekujących w pobliskiej kolejce na odprawę. Ktoś się przewrócił, zaczęły płakać dzieci, włączono syrenę alarmową, zaroiło się od policjantów i żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału. Po jakimś czasie okazało się, że kobieta, która dotarła już na szczyt schodów porozumiewała się w ten sposób w resztą swej rodziny dopiero na nie wchodzącą. Po prostu informowała podniesionym głosem, żeby się pospieszyli, bo samolot im ucieknie, a ona idzie do odprawy nie czekając na nich.
Według ekspertów ds. bezpieczeństwa najbardziej przerażający w tych wydarzeniach był fakt, że zdarzyło się to w miejscu, które ze względu na zabezpieczenia, znaczenie i budżet powinno być fortecą. Ponadto w mieście, które w okresie kilkunastu lat włożyło miliardy dolarów i mnóstwo wysiłku w zabezpieczenie mieszkańców i infrastruktury. Mimo to w ułamku sekundy doszło do zbiorowej paniki, która mogła okazać się dla wielu osób równie niebezpieczna, jak potencjalna strzelanina lub zamach.
Podobnych zdarzeń jest więcej. Nieco później, również w Nowym Jorku, ale tym razem w Central Park, doszło do podobnej sytuacji. Tym razem do ucieczki tłumu podczas festiwalu muzycznego przyczyniła się otwierana butelka szampana. W ciągu kilku sekund wielotysięczny tłum zaczął szukać schronienia nie zważając na nic. Runęły barierki zabezpieczające teren, ktoś został podeptany, kto inny dostał ataku paniki.
Zbiorowa świadomość mieszkańców USA przypomina nieco – tak przynajmniej uważają eksperci – psychikę ofiary ataku terrorystycznego. Żyjemy w czasach ciągłej obawy, że lada chwila w naszym bezpośrednim sąsiedztwie może zdarzyć się coś złego. Widzimy to przecież codziennie w innych miejscach. Problem w tym, że w przeciwieństwie do terroryzmu, masowe strzelaniny nie są związane z pojedynczą, polityczną ideologią, czy wyznającą ją grupą.
Czasami najlepiej jest ocenić coś z dystansu. Zrobił to australijski specjalista od amerykańskiej kultury i polityki. Według niego Ameryka pogodziła się już z pewnym poziomem przemocy z udziałem broni palnej. Dla mieszkańców USA jest to cena, jaką należy zapłacić za pewne przywileje i swobody. W związku z tym należało się również pogodzić z faktem, że pojawiać się będą śmiertelne ofiary, a to z kolei oznacza, że naturalnym następstwem jest pogodzenie się z ciągłym poczuciem lęku.
Po ostatniej strzelaninie w Thousand Oaks szeryf powiatu Ventura, Geoff Dean, powiedział na konferencji prasowej:
„Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę to wszystko co dzieje się w kraju, ale nauczyłem się, iż nie ma znaczenia gdzie mieszkasz, co robisz, czy jak bezpieczna jest twoja okolica, bo to może się zdarzyć wszędzie”.
Na podst.: theweek, nymag, gunviolencearchive, voanews, vox
opr. Rafał Jurak