Żona sierżanta chicagowskiej policji, Donalda Markhama, znalazła go martwego w ich łóżku we wrześniu 2015 roku. Popełnił samobójstwo strzelając sobie w głowę. Dwa lata od tych wydarzeń FBI wszczęło ponowne śledztwo w sprawie jego śmierci. Dina Markham, też policjantka, pod koniec maja została znaleziona martwa w wannie. Miała przedawkować lekarstwa, ale w tej sprawie śledztwo trwa.
Małżeństwo tej nocy pokłóciło się w barze Firewater Saloon w Edison Park, a potem ostrą wymianę zdań kontynuowali w drodze powrotnej. Markham wszedł do domu, ale nie wpuścił żony. Weszła dopiero po tym, jak stukając w okno obudziła synów. W przyciemnionej sypialni wyglądało na to, że jej mąż już spał. Próbując sprawdzić, czy ma jej klucze, zdała sobie sprawę, że jest zakrwawiony. Zadzwoniła pod numer 911 i wezwała pomoc.
Zanim na miejscu, w domu przy 5900 North Newark Avenue w dzielnicy Old Norwood Park na północnym-zachodzie miasta, pojawił się koroner powiatu Cook, który zgodnie ze standardową procedurą miał dokonać oględzin zwłok, ciało 51-letniego sierżanta z wydziału ds. przestępczości narkotykowej zostało przetransportowane przez policję.
Wkrótce uznano śmierć Donalda Markhama za samobójstwo. Jednak, jak doniósł ostatnio dziennik "Chicago Sun-Times", w sprawie rozpoczęto ponowne śledztwo prowadzone przez FBI i inspektora miasta Chicago, bo pojawiły się wątpliwości co do postępowania chicagowskiej policji.
W dodatku teraz sprawa nabrała wstrząsającego zwrotu, bo wdowa po Markhamie, 47-letnia Dina Whitson Markham, chicagowska policjantka z 22-letnim stażem, została 28 maja znaleziona martwa w wannie w swoim domu, prawie dwa lata po śmierci męża. Kobieta miała przedawkować leki, ale trwa oczekiwanie na wyniki badań toksykologicznych.
Kilka dni przed śmiercią Dina Markham powiedziała dziennikarzowi "Chicago Sun-Times", że nie wiedziała o tym, iż wszczęto śledztwo w sprawie śmierci jej męża. FBI prowadzi postępowanie w sprawie okoliczności śmierci sierżanta Donalda Markhama od kilku miesięcy. Jest nim między inny objęty koroner powiatu Cook, który przeprowadzał sekcję zwłok.
Policja usunęła nie tylko ciało Donalda Markhama z domu, ale także poduszki i pościel, zanim na miejsce przybył koroner. Poza tym nie sprawdzono Diny Markham w poszukiwaniu śladów z broni, aby ustalić, czy to ona nie strzelała do męża 2 września 2015 roku.
Z raportu policji wynika, że Donald Markham trzymał swojego półautomatycznego Glocka kaliber.380 w prawej ręce, kiedy strzelił sobie w głowę. Wersję miały potwierdzić testy balistyczne przeprowadzone przez laboratorium stanowej policji.
Badania toksykologiczne wykazały, że poziom alkoholu we krwi miał znacznie powyżej .08 procent, który określa nietrzeźwość u kierowców.
W policyjnym raporcie nie ma informacji o tym, czy kobieta albo jej dzieci słyszały strzał.
Donald Markham, który w 2007 r. przegrał wybory na radnego w 41. dzielnicy, nie pozostawił listu pożegnalnego, ani nie próbował wcześniej popełnić samobójstwa. Nidy nie mówił też o takich zamiarach.
Po śmierci męż, Dina Markham została przydzielona do wydziału spraw wewnętrznych w chicagowskiej policji. Po tym, jak FBI rozpoczęło śledztwo ws. śmierci jej męża, została przeniesiona do dystryktu Area North. Na początku roku została przeniesiona do innego oddziału - poinformował rzecznik prasowy CPD.
22 maja dziennikarze "Chicago Sun-Timesa" udali się do domu Diny Markham, by zadać jej pytanie dotyczące wszczęcia przez FBI i miejskiego inspektora generalnego śledztwa w sprawie śmierci jej męża. Odpowiedziała, że nic o tym nie wiedziała.
"Chciałabym z wami porozmawiać, ale nie jestem pewna, że to w moim najlepszym interesie" - powiedziała. "Dajcie mi dzień, aby sprawdzić co mogę zrobić".
Dziennikarze powrócili 24 maja i usłyszeli, że nadal musi porozmawiać z "niektórymi osobami”. "Muszę się zabezpieczyć" - powiedziała Dina Markham - "Muszę chronić moje dzieci".
Następnego dnia, Markham wysłała e-maila, w którym stwierdziła, że z dziennikarzami skontaktuje się ktoś w jej imieniu, chociaż jeszcze nie wiedziała, kto to będzie. "Razem z moją rodziną przeszłam przez trudny okres, było to straszne zwłaszcza dla moich dzieci" - podkreśliła. Martwą policjantkę w wannie znaleziono w jej domu w niedzielę 28 maja.
Donald i Dina Markham pobrali się w 1995 roku. Dla niego było to drugie małżeństwo. Ich pięcioro dzieci jest wieku od 13 do 27 lat. Dina była córką emerytowanego chicagowskiego strażaka, który był właścicielem kilku barów w północno-zachodniej dzielnicy, a także właścicielem firmy zajmującej się wideo pokerem. Miała niewielkie udziały w firmie, która zapewniała maszyny do gry do dwóch barów na przedmieściach.
Policyjne małżeństwo miało swój dom w dzielnicy Old Norwood Park na północnym-zachodzie, gdzie mieszka wielu innych urzędników miejskich, w tym sędzia powiatu Cook. Markhamowie byli znani ze swojej gościnności, często organizowali przyjęcia w domu i ogrodzie.
Po opublikowaniu artykułu przez "Chicago Sun-Times", adwokat rodziny Markham opublikował oświadczenie, w którym zaznaczył, że najważniejszy jest interes pięciorga dzieci Diny i Donalda i zwrócił się z prośbą o poszanowanie prywatności rodziny.
"Chociaż ten artykuł zawiera pewne informacje, które są potwierdzone, wiele elementów jest niedokładnych lub niekompletnych" - głosi oświadczenie prawnika. "Ponadto rodzina usilnie odrzuca wszelkie sugestie, implikacje lub zarzuty w sprawie odpowiedzialności Diny za śmierć Dona" - podkreślił.
JT