W poniedziałek niewielki ładunek wybuchowy domowej roboty został znaleziony w skrzynce pocztowej finansisty i sponsora liberalnych organizacji, George`a Sorosa. We wtorek wieczorem podobna przesyłka została przejęta w drodze do domu Clintonów. W środę sytuacja powtórzyła się, ale tym razem odbiorcą miał być Barack Obama. Jeszcze tego samego dnia żółta koperta z podobną zawartością dotarła do głównej siedziby telewizji CNN, gdzie jej odbiorcą miał być współpracujący z nią w roli komentatora były szef CIA, John Brennan. Kolejna odnaleziona została w poczcie rep. Debbie Wasserman Schultz z Florydy, której rzeczywistym odbiorcą miał być były prokurator generalny USA, Erick Holder. Późnym wieczorem poinformowano o kolejnej, tym razem zaadresowanej do innej demokratki, rep. Maxine Waters z Kalifornii. Następny dzień, czwartek, przyniósł doniesienia o wybuchowej przesyłce wykrytej w nowojorskiej restauracji należącej do znanego z krytyki Trumpa aktora Roberta de Niro, a chwilę później dwie podobne zabezpieczono w Delaware, gdzie miały trafić do byłego wiceprezydenta, Joe Bidena.
W momencie powstawania tego tekstu otwarte pozostaje pytanie, czy to już wszystkie ataki, czy też piątkowy poranek przyniesie kolejne próby. Nie wiadomo, kto je przeprowadził i z jakiego powodu. Wydaje się jednak oczywiste, że mają podłoże polityczne, a ich prawdopodobnym autorem jest osoba o skrajnie prawicowych poglądach. Wszyscy adresaci przesyłek to osoby, które publicznie krytykowały politykę i zachowanie prezydenta Donalda Trumpa, lub które prezentują przeciwstawne mu poglądy. Choć oczywiście, co należy zaznaczyć, do momentu zakończenia śledztwa pewności co do motywów i tożsamości sprawcy nie ma.
Teorii jednak, często dość karkołomnych, jest wiele. Jedna mówi, że to akcja propagandowa samych demokratów, którzy w ten sposób starają się zdobyć przychylność wyborców przed zbliżającym się, listopadowym głosowaniem. Inna głosi działanie służb obcych krajów lub organizacji terrorystycznych. W mediach obydwu nurtów mało kto ma jednak wątpliwości, kim okaże się nadawca przesyłek. Osoby zajmujące się profilowaniem kryminalnym są niemal zgodni: najprawdopodobniej będzie to biały mężczyzna w wieku ok. 50 lat, o bardzo konserwatywnych poglądach. Zyskał już nawet przydomek: MAGAbomber.
Sam prezydent ostro potępił nieznanego sprawcę i zapowiedział, że podległe mu służby zrobią wszystko, by go schwytać i pociągnąć do odpowiedzialności. Mimo to nie cichnie krytyka pod jego adresem. Wielu polityków zarzuca mu, iż swoimi wypowiedziami i działaniami prowokuje swych zwolenników do działania, czyli jest współodpowiedzialny za obecne wydarzenia.
Wraz z kolejnymi doniesieniami z Nowego Jorku, Waszyngtonu i Florydy, w różnych częściach kraju ewakuowano budynki i przeglądano pocztę w poszukiwaniu potencjalnie niebezpiecznych pakunków. Tak było w San Diego w redakcji tamtejszego dziennika Union Tribune, czy w biurach senator Kamali Harris. Znalezione tam podejrzane koperty okazały się jednak niegroźne. Mimo to w wielu miejscach w całym kraju zaostrzono środki bezpieczeństwa i w stan gotowości postawiono niemal wszystkie służby mundurowe.
Fałszywe alarmy tego typu nie są niczym nadzwyczajnym po informacjach dotyczących rzeczywistych ataków lub ich prób. Po raz kolejny mieliśmy okazję przekonać się, jak szerokim echem odbijają się w społeczeństwie i sięgają poza wyznaczone cele wywołując powszechną panikę.
U.S. Postal Service ma doświadczenie w podobnych przypadkach. W przeszłości kilku pracowników poczty straciło życie w wyniku kontaktu z niebezpiecznymi przesyłkami. Tuż po atakach terrorystycznych 9/11, w okresie od 16 września do 25 października 2001 roku, do redakcji kilku mediów w Nowym Jorku i na Florydzie, jak również biura Toma Daschle, ówczesnego przewodniczącego większości senackiej oraz senatora Patricka Leahy, dostarczono koperty zawierające laseczki wąglika (anthrax). W wyniku kontaktu z przesyłkami zmarło wówczas pięć osób, w tym dwóch pracowników sortowni na poczcie w Waszyngtonie. Podejrzewany o dokonanie zamachów naukowiec Bruce Ivins popełnił samobójstwo w 2008 r. zanim udało się udowodnić mu te czyny. Dochodzenie wkrótce potem zamknięto i do dziś nie ma pewności, czy był on rzeczywistym sprawcą.
Najsławniejszym zamachowcem wykorzystującym przesyłki pocztowe był jednak Ted Kaczyński, czyli Unabomber, który począwszy od roku 1978, w okresie prawie 20 lat, wysłał do różnych osób 23 ładunki wybuchowe. Zginęły wówczas trzy osoby, a kilkanaście odniosło obrażenia. Liczba zabitych mogła być znacznie wyższa, gdyż jedną z paczek udało mu się dostarczyć do luku bagażowego na pokładzie samolotu pasażerskiego linii United. Jednak z jakiegoś powodu zapalnik w niej nie zadziałał. Kaczyński zatrzymany został w końcu w 1995 r. i odsiaduje obecnie wyrok wielokrotnego dożywocia w jednym z więzień federalnych.
Sortownia poczty w Pentagonie przechwyciła niedawno listy zawierające pochodne trującej rycyny. Adresowane były do Jamesa Mattisa, sekretarza obrony USA, oraz innych wysokich urzędników w administracji Donalda Trumpa. Nie jest do końca jasne, co dokładnie znajdowało się w kopertach, wiadomo tylko, iż formułując oskarżenie Departament Sprawiedliwości użył określenia „materiał pochodzący z rącznika pospolitego (castor bean)”.
Sprawą nieudanych zamachów zajęło się doświadczone w podobnych sprawach FBI, którego agenci przekonani są, iż ujęcie sprawcy to jedynie kwestia czasu. Na razie wiemy, iż przesyłki zawierały niemal identyczne bomby rurowe, gdzie ładunek wybuchowy zamknięty jest w hydraulicznej rurze z dołączonym zapalnikiem. Wszystkie okazały się być wykonane dość amatorsko, z wykorzystaniem jedynie podstawowej wiedzy na temat budowy podobnych urządzeń, jednak w pełni sprawne – zaznaczają eksperci. Na razie nie wiemy, czy wyposażone były w zapalniki czasowe, czy mechaniczne. FBI poinformowało też, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w drodze do kolejnych osób znajdują się następne.
Wykorzystanie poczty jako broni jest wyjątkowo skuteczne jako metoda wywołania paniki, głównie ze względu na wielkość i zakres jej operacji. Oficjalne dane mówią o ponad 493 milionach przesyłek każdego dnia, co daje średnio 5,711 sztuk procesowanych na poczcie w każdej sekundzie.
Ataki z wykorzystaniem wąglika w 2001 r. sprawiły, że zmieniono sposób obchodzenia się z przesyłkami. Sortownie wyposażone zostały między inymi w czujniki badające zawartość substancji biologicznych w powietrzu, a listy adresowane do budyków federalnych poddawane są napromieniowaniu zabijającemu wszelkie żywe komórki, jak wirusy i bakterie. Ponadto rozszerzono działalność programu Dangerous Mail Investigations, czyli komórki zajmującej się badaniem przypadków wykorzystywania poczty do przesyłki niebezpiecznych substancji.
Warto pamiętać, że wszystkie przypadki wykorzystania poczty do przeprowadzenia ataku zakończyły się w ostatnim czasie niepowodzeniem. Tak było w przypadku rycyny, czy ostatnich prób dręczenia domowej roboty ładunków wybuchowych. Z jednej strony pomogły w tym zaostrzone procedury, z drugiej fakt, iż wszystkie miały trafić do szczególnie chronionych miejsc, jakimi od wielu lat są budynki użyteczności publicznej, czy wszystkie biura federalne. Byli prezydenci i wysoko postawieni politycy od dawna otaczani są opieką przez Secret Service, który przed doręczeniem kontroluje każdy, najmniejszy nawet kawałek papieru.
Jednak podobnie jak w przypadku innych, dużych i skomplikowanych systemów, poczta też nie może zagwarantować 100 proc. ochrony. Istniejące w systemie luki pozwalają potencjalnym terrorystom i przestępcom ponawiać próby.
Od 2001 r. w związku z podejrzanymi przesyłkami różnego typu ogłaszono wewnętrzny alarm tysiące razy. Zwykle okazywał się on niepotrzebny, jednak filozofia poczty mówi, by dmuchać na zimne. Choć tak naprawdę w ostatnich latach żadna z przesyłek nie okazała się śmiertelna, to korzystanie z tego sposobu dostarczania potencjalnie niebezpiecznych materiałów wzbudza uczucie strachu i panikę. Ryzyko, iż przeciętny mieszkaniec kraju otrzyma coś takiego jest znikome, w przypadku znanych polityków jest dość znaczne. Strach, że przestępca, psychopata lub terrorysta wykorzysta w ataku niewinne przedmioty codziennego użytku, podsyca czarne wizje i stawia na baczność służby wszelkiego rodzaju.
W naszym życiu nowe mogą być komputery, internet, czy samochody hybrydowe, ale paczki zawierające groźne przedmioty i substancje są bardzo starym pomysłem. W 1712 r. próbowano zamordować hrabiego Oxfordu, Roberta Harleya. Przed drzwiami wejściowymi do jego domu ktoś postawił pudełko, w którym zwykle sprzedawane były kapelusze. Zamiast nakrycia głowy wnętrze kryło dwa pistolety wycelowane w górę, które miały wypalić w momencie otwierania wieka. Warto wiedzieć, że zamach udaremnił znany pisarz, Jonathan Swift, twórca między innymi Podróży Guliwera.
W 1764 r. duński kronikarz, Bolle Willum Luxdorph, opisał prawdopodobnie pierwszy, prawie udany zamach z wykorzystaniem przesyłki pocztowej. Otrzymał ją pułkownik Poulsen. „Po otworzeniu pudełka oczom jego ukazał się proch strzelniczy i uruchomiony otwarciem zapalnik, który podpalił zawartość wyzwalając potężny wybuch. Poulsen przeżył, choć przez wiele miesięcy leczył ciężkie obrażenia wywołane eksplozją.
Politycy od lat byli celem podobnych ataków. Jeden z nich wymierzony był w senatora Thomasa Hardwicka w 1919 r. Choć groźny, wybuch przesyłki nie wyrządził większych szkód. To była jednak pierwsza z serii 30 podobnych paczek wysyłanych w tamtym okresie przez grupę anarchistów. Celem ich ataków oprócz polityków byli sędziowie i biznesmeni, a wszystkie miały eksplodować w 1-szo majowe święto. Miesiąc później ta sama grupa wysłała pocztą osiem większych przesyłek, tym razem raniły one śmiertelnie kilka osób.
W czerwcu 1939 r. aż pięćdziesiąt listów zawierających materiały wybuchowe eksplodowało w skrzynkach na poczcie w Londynie, Birmingham i Manchesterze. Była to akcja Irlandzkiej Armii Republikańskiej, którą zainspirowały nazistowskie Niemcy w celu zaburzenia ładu i porządku w Wielkiej Brytanii.
Również rządy wielu krajów korzystały z podobnych metod. Choćby w 1961 roku, gdy izraelski Mossad wysłał wybuchową przesyłkę do Aloisa Brunnera, poszukiwanego za zbrodnie wojenne nazisty. W ataku tym stracił oko, podczas kolejnego, przeprowadzonego w 1980 r. stracił cztery palce.
W 1970 r. doszło do wybuchu paczki przewożonej na pokładzie samolotu linii Swissair lecącego do Tel Avivu. Do zamachu przyznali się terroryści palestyńscy.
Podobnych przykładów jest znacznie więcej i nie sposób powiedzieć o wszystkich. Warto pamiętać, że metoda dokonywania zamachów w ten sposób nie jest nowa, bywa skuteczna, zwłaszcza gdy celem jest zastraszenie. Wykorzystują ją ludzie, grupy, organizacje i rządy krajów o różnych poglądach politycznych, którym przyświecają różne motywy. Prawdopodobieństwo, iż staniemy się celem podobnego zamachu jest niewielkie. Poważnie narażeni są jednak politycy, osoby publiczne i różne organizacje, w związku z czym służby śledcze nadają podobnym sprawom absolutny priorytet.
Na podst.: theweek, atlantic, nbcnews, economist, cnn, dailybeast
opr. Rafał Jurak