Praktycznie każdego dnia do prawyborczego wyścigu na prawej stronie sceny dochodzą kolejni kandydaci. Do niedawna zarys programu każdego z nich wyglądał mniej więcej tak samo – skupiał się na kwestiach aborcyjnych, czyli ochronie praw życia. Druga sprawa to prawo migracyjne. Migrantów ma nie być – to tak w dużym skrócie. Teraz do typowych dla konserwatystów postulatów dochodzą kolejne. Te swoje – autorskie - otwarcie zaprezentował ubiegający się o partyjną nominację gubernator Florydy Ron DeSantis.
Chce gruntownej przebudowy systemu
Guberantor Florydy Ron DeSantis obiecał w środę, że jeśli zostanie wybrany na prezydenta, zlikwiduje trzy agencje federalne: Internal Revenue Service (IRS), Departament Handlu, Departament Energii i Departament Edukacji.
"Jeśli Kongres będzie współpracował ze mną w tym zakresie, będziemy w stanie zmniejszyć rozmiar i zakres rządu" - powiedział gubernator Florydy w wywiadzie dla Marthy MacCallum z Fox News. "Jeśli Kongres nie posunie się tak daleko, zamierzam wykorzystać te agencje, aby odeprzeć lewicową ideologię, którą widzimy wkradającą się do wszystkich instytucji amerykańskiego życia".
DeSantis zaproponował te reformy, ponieważ nadal pozostaje w tyle za Donaldem Trumpem w sondażach dotyczących nominacji prezydenckiej GOP. Gubernator Florydy zmierza na prawo od Trumpa w kluczowych kwestiach, mając nadzieję na zmobilizowanie konserwatywnej bazy GOP – tak uważają komentatorzy.
Ale to już było
Politycy ubiegający się o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych od dobrych kilkudziesięciu lat na ustach mają postulaty mówiące o odchudzeniu administracji federalnej. Pod przysłowiowy młotek mają też iść agencje federalne, ale prezydent nie może tego dokonać w drodze jednostronnej decyzji, ponieważ potrzeba zgody Kongresu. Rick Perry, były gubernator Teksasu miał jeden z najbardziej zabawnych momentów w kampanii prezydenckiej w 2012 roku. Zapomniał o jednej z agencji, którą chciał zlikwidować. Donald Trump wybrał go później na szefa tej agencji - Departamentu Energii. Żarty na bok. To nie koniec zmian zaproponowanych przez DeSantisa. Zapowiada też głębokie reformy personalne w agencjach rządowych, oskarżając urzędników o uprzedzenia względem partii republikańskiej. Ten postulat nie jest nowy, bo o „partyjniactwie” w administracji publicznej mówią wzajemnie demokraci i republikanie.
Są też inne obietnice
De Santis obiecuje też dokończenie budowy południowego muru granicznego i wysłanie sił amerykańskich do Meksyku w celu zwalczania karteli narkotykowych w ramach agresywnej - i znanej - polityki imigracyjnej. Ten plan częściowo bazuje na pomysłach Donalda Trumpa, ale według wielu komentatorów jest znacznie bardziej radykalny - masowe deportacje, duże wysiłki na rzecz ograniczenia ubiegania się o azyl i legalnej imigracji, a nawet koniec z prawem do obywatelstwa nabywanym przez imigrantów od urodzenia. Chodzi o tzw. prawo ziemi.
"Pierwsze cztery lata Obamy przyniosły więcej deportacji niż kadencja Trumpa, co jest niewiarygodne" – zaatakował Trumpa De Santis na jednym z wieców.
W tych obietnicach uwagę zwraca jeszcze jeden szczegół - prezydenci nie mają uprawnień do zamykania legalnej imigracji w jakikolwiek znaczący sposób. Nie mają uprawnień jednostronnych, bo jak zostało to powiedziane, takie decyzje wymagają zgody Kongresu.
Jak duże szanse ma gubernator?
Gubernator Florydy konsekwentnie ustępuje Trumpowi w sondażach opinii publicznej, ale jego poziom poparcia jest wyższy od reszty konserwatywnych kandydatów. Około 43% republikanów poparło Trumpa w sondażu Reuters/Ipsos przeprowadzonym w dniach 9-12 czerwca. DeSantisa poparło 22% respondentów.
fk