----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

26 czerwca 2023

Udostępnij znajomym:

W nocy z piątku na sobotę w Rosji doszło do próby puczu. Jewgienij Prigożyn – szef i założyciel prywatnej armii – tzw. grupy Wagnera - dokonał zbrojnego przejęcia kilku rządowych budynków w Rostowie nad Donem i w mieście Woroneż w zachodniej Rosji. Chciał rozmawiać tam z szefostwem Ministerstwa Obrony. Po bezskutecznej próbie kilkudziesięciokilometrowa kompania ruszyła w kierunku Moskwy, ale około 200 kilometrów od stolicy nastąpił zwrot – koniec akcji. Interweniował prezydent Białorusi Aleksandr Łukaszenka. Tak samo, jak zaskakująca była informacja o próbie rewolucji, tak równie dziwna była decyzja o jej końcu. Politolodzy i eksperci wojenni doszukują się spisku, drugiego dna.

Motywacja Prigożyna

Pierwsze czołgi wjechały do Rostowa w sobotę nad ranem. Sam Prigożyn systematycznie publikował oświadczenia, w których wyjaśniał swoją motywację. Chodziło o atak regularnej rosyjskiej armii na grupę Wagnera stacjonującą na Ukrainie. Miały zostać użyte rakiety i miało zginąć „wielu” wagnerowców. Jak przekazał sam Prigożyn - uderzenia miały nastąpić od tyłu, czyli z terenu Federacji Rosyjskiej. Zapowiedział "przywrócenie sprawiedliwości" w armii i domagał się odsunięcia od władzy skonfliktowanego z nim ministra obrony Siergieja Szojgu i szefa Sztabu Generalnego Walerija Gierasimowa. Rosyjskie służby w sobotę nad ranem przeszukały siedzibę grupy Wagnera w Petersburgu. Zabezpieczono broń, złoto, pieniądze i fałszywe paszporty Jewgienija Prigożyna – to najprawdopodobniej kolejna motywacja. Sytuacja była tak napięta, że w sobotę rano specjalne oświadczenie wydał Władimir Putin. Nakazał „neutralizację” szefa wagnerowców, któremu miała grozić sprawa karna – i to nie jedna.

Popłoch w elitach

Od godzin porannych w sobotę wiele rosyjskich miast było sparaliżowanych. Rosjanie uciekali nie tylko z Rostowa, ale także z Moskwy, gdzie miejskie władze rozpoczęły budowę blokad i barier. Ze wszystkich moskiewskich lotnisk co kilka minut wylatywały prywatne odrzutowce, a stolicę opuścił sam Władimir Putin. Poleciał do swojej rezydencji na północy kraju. Grupa Wagnera rozpoczęła ataki, bo zestrzeliła trzy helikoptery, co potwierdził sam Jewgienij Prigożyn. Marsz na Moskwę nie był pozorowany, bo do stolicy zmierzały 4 kolumny, a tylko w jednej z nich jechało dziewięć czołgów, wyrzutnia Grad, armata, cztery opancerzone samochody Tigr, kilkadziesiąt ciężarówek i setki aut osobowych.

W Moskwie uruchomiono plan "Twierdza". Przenosi on siły porządkowe i paramilitarne podlegające różnym ministerstwom rządowym do obrony miasta przed jakimkolwiek zagrożeniem zewnętrznym. "Wszyscy powinni być w kontakcie, nigdzie nie wyjeżdżać" —brzmiały komunikaty w kierownictwie agencji bezpieczeństwa w Moskwie.

Powody przerwania akcji

W sobotę po południu czasu polskiego o przerwaniu „marszu” poinformował sam szef wagnerowców. Oznajmił, że Grupa Wagnera dotarła na odległość 200 km od Moskwy i w tym czasie "nie przelała ani jednej kropli krwi swych żołnierzy". Dodał, że "teraz nastąpił moment, gdy może dojść do tego przelewu krwi", wobec czego "zdając sobie sprawę z odpowiedzialności" za taką sytuację najemnicy rozpoczynają odwrót. "Idziemy z powrotem, do obozów polowych". Do takiej decyzji miało dojść po rozmowie z prezydentem Białorusi Aleksandrem Łukaszenką.

Rzeczywiste powody?

Nie ma jasnej odpowiedzi na pytanie, z jakiego powodu Prigożyn zdecydował się na próbę puczu. Gracz czy marionetka w rękach służb? To pytanie zadają sobie politolodzy na całym świecie.

Prigożyn nie otrzymał wsparcia od wojskowych oraz nie zdobył szerokiego poparcia wśród rosyjskiego społeczeństwa. To te czynniki miały skłonić go do zawarcia ugody i przerwania marszu na Moskwę – tak uważają m.in. dyrektor polityczny Federalnego MSZ Niemiec Tjorven Bellmann oraz parlamentarny sekretarz stanu ds. obrony Zimtje Möller. Wydaje się to prawdopodobne, bo pojawia się dużo medialnych doniesień mówiących o tym, że nawet w samej grupie Wagnera nie było jednomyślności w sprawie natarcia na Moskwę. Ci, którzy się sprzeciwili, mieli zostać rozstrzelani. Z kolei "NYT" poinformował, że w ostatnich miesiącach funkcjonariusze wywiadu USA monitorowali narastający konflikt między Prigożynem a rosyjskimi szefami obrony i poświęcili dużo czasu na jego analizę. Oznacza to, że operacja nie była ściśle tajna, skoro wiedziały o niej obce wywiady. W ocenie części niezależnych rosyjskich komentatorów bunt nie był spowodowany troską o stan armii, a jedynie osobistym interesem Jewgienija Prigożyna, który chciał uniknąć zemsty Kremla za wcześniejsze wypowiedzi krytykujące Putina i jego resort obrony. Same poglądy Prigożyna są odmienne od tych prezentowanych przez decydentów z Kremla. W ostatnich tygodniach szef wagnerowców wypowiadał się krytycznie o posunięciach rosyjskiej armii, która według niego działa chaotycznie, bez pomysłu, a na front wysyłani są 18-letni chłopcy bez doświadczenia wojskowego. Otarcie twierdził, że wojna na Ukrainie nie jest spowodowana rzekomym nacjonalizmem Ukraińców, a „ambicją” rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu.

Co pokazała próba puczu?

Wielu politologów mówi jasno – Prigożyn ośmieszył Rosję, bo okazało się, że jedno z najpotężniejszych mocarstw na świecie jest „republiką bananową” – to stwierdzenie u niektórych wywołujące uśmiech na twarzy jest podsumowaniem tego, jak działa aparat rosyjskiego państwa. W ciągu kilku godzin grupa Wagnera zajęła Rostów, a to jedno z największych miast w Rosji. Nikt nie stawiał oporu.

Putin był na tyle słaby, że bał się starcia z Prigożynem - twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Adam Eberhardt, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych WEI. Ekspert uważa, że dojdzie do zmian na Kremlu - stanowisko straci m.in. Siergiej Szojgu. To jednak nie koniec konsekwencji po próbie puczu w Rosji. Rzecznik Kremla Dymitrij Pieskow poinformował, że wszystkie postępowania karne przeciwko Prigożynowi zostają umorzone, a najemnicy, którzy sprzeciwiali się marszowi na Moskwę, mogą znaleźć zatrudnienie w rosyjskiej armii.

Kim jest Jewgienij Prigożyn?

Szorstki i bezwzględny – tak mówią o nim byli wagnerowcy. Urodził się w 1961 roku w Leningradzie. Kryminalista, przedsiębiorca działający pod parasolem ochronnym państwa. Jego ojciec wcześnie zmarł, matka pracowała w szpitalu. Wychowywał go ojczym. Jako 18-latek został skazany na 13 lat kolonii karnej za rozbój, kradzież i oszustwo. Opuścił ją po 10 latach kary na mocy ogłoszonej w kraju amnestii. Po wyjściu na wolność zajął się biznesem gastronomicznym, co w komunistycznej Rosji bez układów politycznych było niemożliwe. Z roku na rok firma się rozrastała, a w jego lokalach gościli najważniejsi ludzie państwie z Władimirem Putinem na czele. Prigożyn dostarczał jedzenie gubernatorom czy członkom rosyjskiej Dumy – to właśnie ze względu na filar działalności Jewgienij Prigożyn często nazywany jest „kucharzem Putina. Mimo wszystko najbardziej znany jest jako założyciel prywatnej armii najemników nazwanej Grupą Wagnera. To prywatna armia składająca się przynajmniej z 25 tysięcy żołnierzy. Wyposażona w nowoczesny sprzęt nieustępujący armii zawodowej. Grupa Wagnera jest jednak lepiej wykwalifikowana – pracuje w niej większość skazańców, ale są to ludzie sprawni i wyszkoleni technicznie. Pierwsze operacje Grupy Wagnera zaczęły się w 2014 r. w Ukrainie. Najemnicy brali czynny udział w zajęciu części Donbasu oraz Krymu. Następnie wysłano ich do przeprowadzenia operacji w Libii oraz Syrii. Teraz walczą na Ukrainie i okazjonalnie… w Rosji.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor