Cztery osoby zginęły, a kilka zostało rannych w wyniku pożaru w sklepie z rowerami elektrycznymi w Nowym Jorku. Wiadomo już, że śmierć poniosły dwie kobiety i dwóch mężczyzn. Ogień z terenu sklepu rozprzestrzenił się też na wyższe kondygnacje mieszkalne – straty mają sięgać kilkuset tysięcy dolarów. Strażacy mają już swoją hipotezę – za pożar odpowiadają baterie litowo-jonowe, które instaluje się w elektrycznych rowerach czy hulajnogach. Samozapłony elektrycznych rowerów stają się coraz poważniejszym problemem w dużych amerykańskich metropoliach.
Szczegóły
Pożar wybuchł w jednym ze sklepów w dzielnicy Chinatown. W minionym roku wykryto tam przypadki naruszenia bezpieczeństwa. Dotyczyły właśnie nienależytego przechowywania i ładowania akumulatorów. Szef nowojorskiej straży zwrócił uwagę, że sklep został skontrolowany w sierpniu ubiegłego roku – na właścicieli nałożono wówczas grzywnę wynoszącą 1 600 dolarów. Niewiele to dało – cztery ofiary to już kolejne w tym roku i z całą pewnością nie ostatnie.
To nie jedyny przypadek
Komisarz tamtejszej straży pożarnej Laura Kavanagh oznajmiła, że w mieście doszło dotąd w tym roku do ponad 100 pożarów i 13 zgonów związanych z eksplozjami baterii. Problem jest ogromny, bo pożary są powodowane przez tanie, niebezpieczne baterie elektryczne zasilające dwukołowe urządzenia. Rada miasta Nowy Jork niedawno uchwaliła zakaz sprzedaży rowerów elektrycznych, skuterów i akumulatorów bez tzw. certyfikatu UL, a także ich regeneracji i odsprzedaży. Chodzi o zakup wyłącznie sprawdzonego sprzętu. Niewiele to jednak daje, bo wiele osób nadal kupuje rowery i hulajnogi importowane z Chin bez wymaganych przez prawo koncesji i licencji. Decyduje cena. Rowery elektryczne są niezwykle popularne, bo tylko w Nowym Jorku korzysta z nich przynajmniej 65 tysięcy osób – głównie dostawców jedzenia. W kwietniu w dzielnicy Queens dwoje dzieci zginęło w pożarze wywołanym wybuchem baterii roweru elektrycznego. W listopadzie wadliwy akumulator roweru spowodował ogień na Manhattanie. Rany odniosło wówczas blisko 40 osób.
Pożar elektryków jest dla strażaków dużym wyzwaniem
Pożar elektrycznego samochodu, skutera czy roweru jest podobny. Z baterii wydobywa się bardzo gęsty dym o kwaśnym zapachu, gryzący w oczy. Strażacy elektryczne sprzęty gaszą podobnie do elektrycznych samochodów – przeważnie przy użyciu tzw. kocy gaśniczych. Sam proces trwa dużo dłużej niż w przypadku pożaru chociażby spalinowego samochodu. Mowa jest nawet o kilku godzinach. W związku z coraz częstszymi samozapłonami elektrycznych sprzętów strażacy zwracają się z apelem, by elektryczne hulajnogi i rowery trzymać z dala od miejsca zamieszkania. Najlepiej na zewnątrz budynków, w miejscach oddalonych od części mieszkalnych.
fk