----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

03 listopada 2016

Udostępnij znajomym:

Garry McCarthy, były komendant chicagowskiej policji, przeciwników miał jeszcze przed nagłośnieniem śmierci Laquana McDonalda zastrzelonego przez funkcjonariusza Jasona Van Dyke. Po odejściu ze stanowiska nie zginął z przestrzeni publicznej, chociaż przeszedł do sektora prywatnego. Ostatnio pozwolił sobie na serię „szczerych” komentarzy.

Ustąpienie Garry'ego McCarthy'ego ze stanowiska, na prośbę burmistrza Rahma Emanuela, było reakcją na protesty po upublicznieniu nagrania wideo z policyjnej interwencji zakończonej śmiercią czarnoskórego 17-latka.

Oskarżony o morderstwo funkcjonariusz Jason Van Dyke czeka na proces, a jego były szef korzystając z tego, że nie jest już związany z władzami miasta, zaprezentował na forum prestiżowego City Club of Chicago swoją szczerą opinię.

Przede wszystkim powiedział, że gdyby to od niego zależało, nie upubliczniałby nagrania z policyjnej akcji, podczas której zginął Laquan McDonald do czasu zakończenia śledztwa.

"Publikowanie nagrań nie będzie budować zaufania" - podkreślił.

McCarthy stwierdził, że policjanci, którzy byli świadkami zdarzenia, nie powinni ponosić żadnych konsekwencji służbowych, gdy sprawa Van Dyke'a jest w toku.

Unikał podczas swojego wystąpienia bezpośredniego krytykowania swojego byłego szefa Rahma Emanuela, a zamiast tego mówił o tym, jak trudno być burmistrzem.

Wskazywał, że wysiłki rządu podejmowane w celu uspokojenia sytuacji po strzelaninach z udziałem policji tylko ją pogorszyły, dając  przestępcom poczucie bezkarności w konfrontacji z policją.

McCarthy odnosząc się do wszystkich nagłośnionych incydentów zakończonych użyciem broni przez policję, powiedział, że można było ich uniknąć dzięki lepszym szkoleniom i pod właściwym nadzorem.

"Policja nie jest problemem w tym kraju. Przestępcy są" - podkreślił.

Były komendant w Chicago skrytykował też Hillary Clinton (chociaż nie wymienił jej nazwiska) za to, że swoją kampanię wyborczą buduje na hasłach "brutalności policji" akredytując w ten sposób przestępców.

Jeszcze przed sprawą Laquana McDonalda zwolnienia Garry'ego McCarthy'ego ze stanowiska komendanta domagało się 15 czarnoskórych radnych skupionych w klubie tzw. Black Caucus. Powoływali się wtedy na statystyki dotyczące przestępczości, z których wynikało, że wzrosła liczba morderstw.

Zaczęto głośno mówić o "kodzie milczenia" i "cienkiej niebieskiej linii", czyli o przypadkach nadużywania władzy i siły przez funkcjonariuszy.

Burmistrz sprowadził McCarthy'ego ze Wschodniego Wybrzeża. Nadinspektor miał już wtedy spore doświadczenie zdobyte w Nowym Jorku, gdzie zajmował stanowisko szefa operacji tamtejszego departamentu w czasie ataków z 11 września 2001 r., a później w Newark w stanie New Jersey, gdzie był też komendantem. McCarthy był wiceprzewodniczącym zrzeszenia komendantów policji największych amerykańskich miast (Major Cities Chiefs Police Association).

Jeszcze przed utratą stanowiska Garry McCarthy brał pod uwagę przejście na emeryturę w 2014 roku po tym, jak dochodził do zdrowia po zawale. Myślał też o przejściu do sektora prywatnego.

Dostał propozycję objęcia stanowiska szefa ds. zabezpieczania imprez sportowych od jednej z amerykańskich lig. McCarthy zdecydował wtedy, że nie będzie się rozstawać z Chicago. Jego żona, Kristin Barnette McCarthy, jest prawniczką i oboje łączyli swoją przyszłość z naszym miastem. 

Garry McCarthy rozpoczął pracę w sektorze prywatnym, ale jego obecność w mediach, w tym w telewizji CNN (komentator ds. związanych z przestępczością), pokazuje, że nie zamierza usuwać się z przestrzeni publicznej, chociaż sam ostatnio powiedział, że nie interesuje go kariera polityka.

JT

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor