Tysiące osób w całym kraju wyszły na ulicę w poniedziałek, aby walczyć o sprawiedliwe warunki pracy i w obronie praw emigrantów.
Marsz dla imigrantów rozpoczął się około godziny 1 po południu w Union Park w centrum Chicago, a następnie jego uczestnicy przeszli w pobliże Daley Plaza. Tysiące osób przemaszerowało w deszczu, niosąc transparenty i amerykańskie flagi. Organizatorzy poinformowali, że w demonstracji wzięło udział około 20,000 osób.
Marsz określany jako May Day przyciągnął większe tłumy niż w ubiegłych latach. Uczestników przyciągnęły przede wszystkim kwestie imigracyjne i działania administracji prezydenta Donalda Trumpa.
"Martwię się o siebie i moje dzieci. Martwię się o przyszłość swoich dzieci. Ponieważ one potrzebują rodziców, aby dorastać" - powiedział Fabiola Morales, nieudokumentowany imigrant, który w poniedziałek maszerował wraz z pozostałymi uczestnikami.
Przez ostatnie lata sprawy imigracyjne stały się dominującą kwestią majowych protestów. W tym roku coraz więcej osób głośno wyraża swoje obawy i niezadowolenie, obawiając się deportacji siebie lub swoich najbliższych.
Pracownik restauracji, Israel Gascon powiedział, że uczestniczył w May Day ponieważ jest zobowiązany do reprezentowania klasy robotniczej, zwłaszcza podczas prezydentury Donalda Trumpa.
"Toczy się wojna przeciwko pracownikom i imigrantom" - powiedział 42-letni Gascon, który niósł znak z napisem: "Zatrzymajmy terror ICE. Nie dla KKK".
"Widzę moją społeczność terroryzowaną przez ICE, kryminalizację szczególnie wspólnoty meksykańskiej i nie zgadzam się z tym" - powiedział pochodzący z Meksyku mężczyzna.
"Jak Chicago może twierdzić, że jest miastem sanktuarium, skoro imigranci nie są tu chronieni, a na dodatek jak chronić pracowników, gdy czynsze wzrastają, a płace są niskie?" - powiedziała Rebecca Vosler, która uważa, że walka o prawa pracowników i imigrantów są ze sobą połączone. Kobieta uważa, że walka o imigrantów i prawa robotników nigdy nie była pilniejsza.
W marszu wzięli udział przedstawiciele wielu grup, w tym Koalicji na rzecz imigrantów i uchodźców z Illinois, związków zawodowych pracowników oraz grup wspierających mniejszości.
"Celem tego marszu jest wezwanie burmistrza i naszej rady miejskiej do wprowadzenia zmian w polityce Chicago, zapewniających ochronę nie tylko imigrantom, ale także amerykańskim obywatelom, w których skierowane są działania administracji prezydenta Trumpa" - powiedziała Tania Unzueta, członek Mijente, grupy zrzeszającej rodziny latynoskie.
Do uczestników dołączyli politycy i działacze z Illinois, obecny był kandydat na gubernatora, Chris Kennedy oraz senator Dick Durbin, który starał się wspierać i uspokajać społeczność imigrantów mieście.
"Głosujemy nad projektem ustawy budżetowej, która mówi, że nie będzie muru i nie zostanie przeznaczony ani jeden cent z budżetu na jego budowę, nie będzie ekspansji sił ICE i innych agencji, nie będzie kar dla miast sanktuariów takich jak Chicago" - powiedział Durbin.
Niewielka grupa zwolenników Donalda Trumpa także uczestniczyła w marszu, aby głosić swoje poparcie dla polityki prezydenta.
Marsz w ramach międzynarodowego Święta Pracy, w obronie sprawiedliwych warunków zatrudnienia rozpoczął się na Daley Plaza około godz. 4 po południu, przyłączyli się do niego nauczyciele chicagowskich szkół publicznych, którzy zrezygnowali z własnej akcji strajkowej zaplanowanej na 1 maja. Przemówienie na zakończenie marszu wygłosiła Karen Lewis, prezydent związków zawodowych chicagowskich nauczycieli.
Podobne marsze May Day odbywały się w poniedziałek w całym kraju.
Monitor