Według danych Gallupa, Pew i PRRI odsetek Amerykanów identyfikujących się z jakąkolwiek religią stale spada, podobnie jak liczba tych, którzy twierdzą, że religia jest bardzo ważną częścią ich życia, należą do kościoła lub synagogi i regularnie chodzą do kościoła.
Tak naprawdę Amerykanie są coraz bardziej świadomi słabnącego autorytetu kulturowego religii. Od 2010 roku średnio prawie 74% Amerykanów uważa, że religia traci wpływ na ich życie – jak wynika z danych Gallupa. W ciągu poprzednich 10 lat średnia ta była bliższa 55%.
Co powoduje spadek wpływu religii?
Na sytuację wpływa niewątpliwie wiele czynników. Dobrobyt gospodarczy i system rządowy mogą osłabić naszą potrzebę korzystania z zasobów religijnych. Większość tego, co instytucje religijne w przeszłości zapewniały obywatelom Ameryki – edukacja, doradztwo, wsparcie dla potrzebujących, przygotowanie do małżeństwa, rozrywka czy wyjaśnienia, jak działa świat – w coraz większym stopniu dostarczane są przez państwo i rynek. Uczestnictwo w kościele stało się bardziej opcjonalne i opiera się na indywidualnych wyborach.
Innym czynnikiem jest po prostu nieunikniona konsekwencja życia w coraz bardziej kosmopolitycznej, wielorasowej demokracji, w której celebruje się liberalne wartości tolerancji. Zróżnicowane dzielnice, szkoły i instytucje obywatelskie zmuszają nas do skonfrontowania się z rzeczywistością, w której istnieją wspaniali ludzie niekoniecznie podzielający nasze przekonania religijne. Nasze dzieci się ze sobą przyjaźnią, wychowują, zawierają małżeństwa. Dorastające pokolenia uważają, że dzielące dogmaty wielu grup religijnych są coraz bardziej dziwne, jeśli nie obraźliwe.
Jednak poza dobrobytem, pluralizmem i obecnym tempem życia, Amerykanów od religii odciągają także inne czynniki.
Przez ostatnie kilka dekad socjolodzy i politolodzy wykazali w licznych badaniach, że w miarę jak chrześcijaństwo w coraz większym stopniu zbliżało się do prawicowego konserwatyzmu i Partii Republikańskiej, Amerykanie, którzy w przeciwnym razie mogliby identyfikować się w ankietach jako chrześcijanie, obecnie często tego nie robią. Konkluzja, jaką wielu zdaje się wyciągać, brzmi: „Jeśli to właśnie oznacza bycie religijnym, nie chcę w tym uczestniczyć”.
Dotyczy to szczególnie młodych ludzi, którzy często mają lewicowe poglądy polityczne. W swojej wielokrotnie nagradzanej książce Secular Surge politolog z Notre Dame David E. Campbell i jego współautorzy przeprowadzili eksperymenty, aby wykazać, że kiedy młodym Amerykanom skłaniającym się ku Partii Demokratycznej pokazywano przykłady polityków wypowiadających się w duchu chrześcijańskiego nacjonalizmu lub pastorów popierających kandydatów politycznych o konserwatywnych poglądach, ci młodzi ludzie byli bardziej skłonni do dystansowania się od religii. Dosłownie zmienili swoją tożsamość religijną. Wydaje się, że zjawisko to ma miejsce na większą skalę w całym kraju.
Ale związek między religią a polityką działa również w przeciwnym kierunku i ostatecznie nie jest na korzyść samej religii.
Badania pokazują, że konserwatyści polityczni coraz częściej identyfikują się z religią ze względu na jej polityczne znaczenie. Na przykład analityk polityczny Gregory Smith z Pew Research Center odkrył, że w latach 2016–2020 coraz więcej białych Amerykanów zaczęło identyfikować się z etykietą „biały ewangelik”. Kiedy jednak zbadał, kto zaczął identyfikować się w ten sposób, okazało się, że byli to prawie wyłącznie zwolennicy Trumpa. Innymi słowy, coraz więcej białych Amerykanów było skłonnych identyfikować się jako „biali ewangelicy” nie z powodu nawrócenia religijnego narodzonych na nowo, ale dlatego, że sama etykieta ewoluowała i zaczęła oznaczać coś w rodzaju „protrumpowskiego, konserwatywnego wyznającego tradycyjne wartości”.
To kolejny przykład, w jaki polityka napędza sekularyzację. Z jednej strony związek między prawicową polityką a religią w widoczny sposób odsuwa młodych postępowców od identyfikacji z religią. Ale jest to także sekularyzacja samych tożsamości religijnych. Jak pokazał politolog Ryan Burge, kategoria białych ewangelików coraz częściej obejmuje Amerykanów, którzy rzadko lub nigdy nie chodzą do kościoła. Innymi słowy, bycie konserwatywnym chrześcijaninem szybko przestaje opierać się na przekonaniach teologicznych i praktykach religijnych, a raczej na przywiązaniu do ideologii politycznej.
Na podst. time
jm