W ostatnich latach konsumenci na całym świecie doświadczają zjawiska zwanego "cheapflation" (z ang. cheap - tani, inflation - inflacja). Termin ten opisuje sytuację, w której ceny tańszych produktów rosną szybciej niż ich droższych odpowiedników. To zjawisko szczególnie dotyka konsumentów o niższych dochodach, którzy tradycyjnie radzili sobie z inflacją, wybierając tańsze zamienniki produktów.
Czym dokładnie jest "cheapflation"?
"Cheapflation" to trend, w którym różnice cenowe między markowymi produktami a ich tańszymi odpowiednikami znacząco się zmniejszyły i utrzymują się na niskim poziomie. Badanie przeprowadzone przez Alberta Cavallo z Uniwersytetu Harvarda wykazało, że zjawisko to występuje w 10 krajach, w tym w Stanach Zjednoczonych. Oznacza to, że konsumenci, którzy zwykle oszczędzali, wybierając tańsze marki, teraz czerpią z tego mniejsze korzyści.
Przyczyny rosnących cen
Wzrost cen, szczególnie w sektorze spożywczym, ma wiele przyczyn. Wśród nich są: nierównowaga między podażą a popytem, napięcia geopolityczne wpływające na globalne łańcuchy dostaw, rosnące koszty pracy, czy zwiększone koszty surowców i produkcji.
Przykładem może być cena Big Maca w McDonald's, która wzrosła o 21% od 2019 roku, przy czym znaczną część tego wzrostu przypisuje się wyższym cenom mięsa. To dlatego w ubiegłym tygodniu McDonald`s złożył pozew przeciw czterem największym amerykańskim firmom zajmującym się pakowaniem mięsa, zarzucając im spiskowanie mające na celu podnoszenie cen mielonej wołowiny.
Ale sprawa jest poważniejsza. Bo w sytuacji, gdy inflacja zwalnia i w tym momencie wynosi 2.4%, czyli jest na poziomie z lutego 2021, to dlaczego ceny żywności wciąż rosną, choć nie rosną już ceny większości innych produktów?
Kto jest winny?
Kwestia odpowiedzialności za rosnące ceny jest złożona i budzi wiele kontrowersji. Z jednej strony, znaczna część amerykańskich konsumentów - aż 58% według najnowszego sondażu FT-Michigan Ross - uważa, że duże firmy wykorzystują inflację jako pretekst do nieuzasadnionego podnoszenia cen. Ta perspektywa odzwierciedla rosnące niezadowolenie społeczne i poczucie, że korporacje bogacą się kosztem przeciętnych obywateli.
Z drugiej strony, Izba Handlowa USA i inne grupy biznesowe zdecydowanie odrzucają te oskarżenia. Argumentują, że za wzrost cen odpowiadają głównie czynniki zewnętrzne, na które firmy mają ograniczony wpływ. Wskazują na zakłócenia w łańcuchach dostaw, rosnące koszty pracy, będące efektem zmian na rynku zatrudnienia oraz na wzrost cen surowców i energii, częściowo spowodowany napięciami geopolitycznymi.
Monopole i algorytmy cenowe
Jednocześnie, rosnąca koncentracja w wielu sektorach gospodarki i powszechne wykorzystanie algorytmów do ustalania cen stwarzają nowe możliwości dla potencjalnych nadużyć. Przykładem może być sektor mięsny w USA, gdzie cztery największe firmy kontrolują do 85% rynku bydła gotowego do uboju. Sytuacja ta budzi obawy o możliwość zmowy cenowej i manipulacji rynkiem.
Ostatecznie, odpowiedź na pytanie "kto jest winny?" nie jest, jak widać, jednoznaczna. Prawdopodobnie jest to kombinacja różnych czynników. W rezultacie koszty ponoszą klienci, przy czym najbardziej dotkliwe są te zmiany cenowe dla mniej zarabiających.
rj