Makabryczne sceny z Gazy i Ukrainy. Konflikty w Birmie, Sudanie i Haiti. Atak rakietowy z terenu Iranu na posiadający broń nuklearną Pakistan. To te największe i najczęściej opisywane, ale przecież nie wszystkie starcia militarne na świecie, bo trwają wciąż stare, zapomniane konflikty graniczne i wewnętrzne obejmujące kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt krajów świata. Odpowiadając na pytanie zadane powyżej: Tak, wojen jest więcej, ale czy to znaczy, że długi okres względnego pokoju światowego może dobiegać końca?
Do niedawna można było powiedzieć, że żyjemy w miarę pokojowym czasie w historii. Okres od zakończenia II wojny światowej nazywany wciąż jest „długim pokojem” ze względu na historycznie niską liczbę konfliktów międzynarodowych.
Dla Amerykanów pierwsza dekada XXI wieku mogła być zdominowana przez ataki z 11 września oraz krwawe i kontrowersyjne wojny w Iraku i Afganistanie, ale pod pewnymi względami był to jeden z najspokojniejszych okresów, z mniejszą liczbą odnotowanych zgonów na polach bitew.
W następnej dekadzie, głównie z powodu szalejącego konfliktu w Syrii, liczba ofiar śmiertelnych wśród cywilów i wojskowych na całym świecie wzrosła z nieco ponad 25 000 w 2011 r. do niemal 116 000 w 2014 r. To jednak wciąż mniej niż w latach 70. i 80. XX w., kiedy liczba takich zgonów na całym świecie często przekraczała 200 000 rocznie, nie mówiąc już o ponad 400 000 osób, które umierały rocznie pod koniec lat czterdziestych. Do 2020 r. liczba ta spadła ponownie poniżej 54 000.
Jednak spadek liczby ofiar był tylko jednym czynnikiem. Coś zmieniło się w samej naturze wojen, które w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci prawie zawsze toczyły się w obrębie pojedynczych państw i angażowały podmioty niepaństwowe, takie jak grupy rebeliantów lub organizacje terrorystyczne. Chociaż z pewnością brutalne – wystarczy spojrzeć na Syrię lub ludobójstwo w Rwandzie, z których to ostatnie kosztowało życie około 800 000 ludzi – to w konfliktach tych zazwyczaj nie było wystarczającej liczby ludzi ani siły ognia, aby spowodować ofiary na poziomie konfliktów międzypaństwowych.
Konflikty na wzór wojen napoleońskich i rewolucji francuskiej z początku XIX w. (2,5 mln ofiar śmiertelnych) czy wojny irańsko-irackiej z lat 80. XX w. (1 mln ofiar) wydawały się nie do pomyślenia. A wyjątki, jak początkowa kampania USA przeciwko reżimowi Saddama Husajna w 2003 r. lub rosyjska inwazja na Gruzję w 2008 r., były zazwyczaj krótkie i dość jednostronne. Wielu ekspertów doszło więc do wniosku, że prawdziwie niszczycielska wojna należy już do przeszłości – jest czymś zbyt irracjonalnym, aby przetrwać w epoce globalizacji i wzajemnych powiązań. Ale...
Ostatnio jednak sytuacja wygląda gorzej
Dane pokazują dramatyczny wzrost liczby różnych konfliktów na całym świecie, począwszy od około 2011 roku.
W 2022, roku inwazji Rosji na Ukrainę, według instytutu w Uppsala w Oslo zginęło w wojnach ponad 204 000 osób. To sprawiło, że był to najbardziej śmiercionośny rok od połowy lat 80. Ale nie była to nawet najbardziej śmiercionośna wojna w 2022 r. Ten wątpliwy zaszczyt przypadł wojnie Etiopii z separatystami w regionie Tigray, w wyniku której w ciągu dwóch lat zginęło od 300 000 do 600 000 osób. Nie ma jeszcze danych za rok 2023, ale jest mało prawdopodobne, że liczby uległy poprawie.
Czy „długi pokój” dobiegł końca?
By na to odpowiedzieć wiele osób stara się najpierw zrozumieć, dlaczego doszło do tak długiego okresu względnego spokoju – co do tego konsensus jest niewielki – oraz dlaczego sytuacja może się zmienić. Oto ich wnioski:
Wojna się nie opłaca
Jedna sugestia na długi pokój: wojna nie jest tego warta. Teoria mówi, że dzięki globalnym łańcuchom dostaw i rosnącym powiązaniom gospodarczym wszelkie korzyści płynące z wojny nie przeważają nad kosztami zakłóceń. Jednak teoria ta została naruszona wiele razy. Ostatnio w wojnie Rosji z Ukrainą, która drogo kosztowała najeźdźcę - Rosję - w handlu i inwestycjach oraz zaprzepaściła możliwości rozwoju gospodarczego, nie wspominając o życiu co najmniej kilkudziesięciu tysięcy jej żołnierzy. Gotowość Putina do przedłożenia ambicji terytorialnych ponad kalkulację w dolarach jest ostrym ostrzeżeniem dla tych, którzy sugerują na przykład, że chińska inwazja na Tajwan byłaby zbyt kosztowną dla tego kraju.
Globalny policjant wycofuje się
Niektórzy eksperci podkreślali rolę amerykańskiej polityki zagranicznej – a zwłaszcza amerykańskiej siły militarnej – w utrzymywaniu określonego międzynarodowego porządku. Argumentują oni, że rosnące od kilku lat tendencje izolacjonistyczne w USA są odpowiedzialne za rosnącą niestabilność na świecie. Były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen powiedział, że „wszystkie niedawne światowe wydarzenia - w Cieśninie Tajwańskiej, na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie - są wynikiem wahań Amerykanów, czy mają faktycznie przewodzić”.
Prawdą jest, że żyjemy w świecie, w którym prymat USA jest coraz bardziej kwestionowany przez mocarstwa posiadające broń nuklearną, takie jak Rosja i Chiny, z których te ostatnie posiadają obecnie największą na świecie armię pod względem liczby żołnierzy i dozbrajają się w szybkim tempie. Rezultatem jest to, że „jesteśmy świadkami znacznie większej liczby wojen zastępczych” – twierdzi Uppsala.
Do tego dochodzi rola coraz bardziej asertywnych „sił średnich”. Weźmy pod uwagę grupy „Osi Oporu”, których Iran używa do projekcji siły na całym Bliskim Wschodzie, zaangażowanie Turcji w konflikt w Libii lub to, jak Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie uwikłały się w konflikt w Sudanie.
Erozja norm
Wojna jest technicznie nielegalna. Karta Narodów Zjednoczonych zabrania „groźby użycia siły lub użycia jej przeciwko integralności terytorialnej lub niepodległości politycznej jakiegokolwiek państwa”. Nawet jeśli od założenia ONZ zasada ta była często łamana, prawdą jest, że wojny o podbój terytorialny stały się znacznie rzadsze niż przed 1945 r.
Kiedy kraje rzeczywiście używają siły lub grożą jej użyciem przeciwko sobie, na ogół bez ogródek mówią o prawie międzynarodowym, aby usprawiedliwić swoje działania. Ogłaszając rozpoczęcie swojej „specjalnej operacji wojskowej” Putin powołał się na zawarte w Karcie Narodów Zjednoczonych prawo do „indywidualnej lub zbiorowej samoobrony”, argumentując, że działa na rzecz ochrony praw rosyjskojęzycznych we wschodniej Ukrainie.
Nuklearny koszmar
Istnieje także koncepcja „pokoju nuklearnego”: pogląd, że niebezpieczeństwa wojny atomowej są tak wielkie, że główne mocarstwa celowo unikają konfliktu, aby uniknąć katastrofy. Fakt, że Putin kontroluje największy na świecie arsenał nuklearny, jest głównym powodem, dla którego może mieć pewność, że jego wojsko nie będzie musiało stawić czoła oddziałom USA i NATO na polu bitwy. Jednocześnie odstraszanie nuklearne może tracić swoją skuteczność. Coraz więcej krajów chce i dąży do tego, by utrzymywać własne arsenały. Chiny staną się wkrótce trzecim krajem na świecie posiadającym ponad 1 000 głowic nuklearnych, co komplikuje modele odstraszania i kontroli zbrojnej z czasów zimnej wojny. I bez względu na przyczynę Iran – który czyni postępy w realizacji własnego programu nuklearnego – atakując posiadający broń tego typu Pakistan nie wydawał się szczególnie zmartwiony tym faktem.
Technologie dla każdego
Coraz więcej stron – od małych, biednych krajów po niepaństwowe grupy bojowników – ma teraz dostęp do tego rodzaju zdolności, które kiedyś były zarezerwowane dla supermocarstw, takich jak pociski balistyczne, drony, etc. To również zaostrza działania wojenne.
Czy wojny wróciły?
Gdy jedne się zaczynają, kończą się inne. Mamy Ukrainę i Gazę, ale Stany Zjednoczone wycofały się z Afganistanu, a konflikt w Syrii przeszedł od szalejącego piekła do stanu wrzenia. Od dwóch lat w Jemenie obowiązuje niełatwe zawieszenie broni.
Zdecydowanie nierealistyczne jest myślenie, że wojna po prostu zniknie. Choć w ostatnich miesiącach nagłówki gazet na całym świecie były ponure, błędem jest zakładanie, że powrót do globalnego konfliktu z przeszłości jest nieunikniony.
na podst. vox, prio, reuters, foreignpolicy
rj