Przeciwnicy wprowadzenia przepisów pod nazwą "Blue Lives Matter" (Życie niebieskich też się liczy") domagają się od radnych wycofania poparcia dla zwiększenia kar za ataki na mundurowych.
Autorem projektu rozporządzenia, w którym ataki na funkcjonariuszy policji i straży pożarnej czy ratowników medycznych traktowane są jako akty przemocy powodowane nienawiścią, jest wpływowy chicagowski radny, Ed Burke (14. dzielnica).
Burke wprowadzenie przepisów "Blue Lives Matter" zaproponował już 22 czerwca w reakcji na krwawe ataki na policjantów w Dallas w Teksasie i Baton Rouge w Luizjanie.
Jego inicjatywę poparli m.in. radni: Nicholas Sposato, Christopher Taliaferro czy Anthony Napolitano z północno-zachodnich dzielnic. Jednak od tego czasu poparcie dla inicjatywy nieco osłabło.
W projekcie rozporządzenia jest zapis, że osobom atakującym funkcjonariuszy groziłoby do sześciu miesięcy więzienia oraz kara grzywny w wysokości od $500 do $2,500. Obecnie mandaty za naruszenie nietykalności policjanta czy strażaka wynoszą od $25 do $500.
"Policja nie jest marginalizowaną częścią populacji" - powiedział Damon Williams, wicedyrektor kampanii "Let Us Breathe", która zorganizowała protest w rejonie budynku chicagowskiej policji w okolicach Homan Square. Działacze nazywają to miejsce ponoć "czarną stroną", gdzie - według nich - policja przetrzymuje niesłusznie zatrzymanych.
Protest w miejscu, które nazwali "Freedom Square”, prowadzą od 20 lipca i zapowiadają, że nie zwiną obozowiska dopóki radni nie zrezygnują z przyjęcia rozporządzenia "Blue Lives Matter".
"Mamy nadzieję, że radni zachowają się przyzwoicie i uszanują wolę mieszkańców Chicago" - stwierdziła aktywistka Camesha Jones.
#BlueLivesMatter - to akcja, która przypomina, że ofiarą przemocy są też policjanci. Po oskarżeniach o brutalność policji wobec czarnoskórych, które nasiliły się po wydarzeniach w Ferguson, Baltimore i Nowym Jorku, powstał ruch Black Lives Matter.
Po ostatnich zabójstwach policjantów wiele osób wyraża swoją solidarność z funkcjonariuszami. Na Twitterze pojawiło się konto #BlueLivesMatter z komentarzem „dumni Amerykanie wspierają policję”.
Narodowy Fundusz Pamięci Funkcjonariuszy Służb Porządkowych prowadzi rejestr zabitych od początku powstania policji w USA w 1791 roku. Z opublikowanych tam statystyk wynika, że w tym roku na służbie zginęło już 70 funkcjonariuszy. Najtragiczniejszy pod względem dla policjantów był lipiec; w ub. miesiącu śmierć poniosło 20 funkcjonariuszy.
Najbardziej tragiczne dla policji były lata 20. ubiegłego wieku, kiedy na służbie śmierć poniosło 2,417 funkcjonariuszy. Następnie w 1930 roku zabitych zostało 301 policjantów.
W latach 90-tych odnotowano spadek; średnio ginęło 162 funkcjonariuszy rocznie. Za najbardziej tragiczny dla policji dzień uznano 11 września 2001 roku, kiedy śmierć poniosło 71 policjantów niosących pomoc ofiarom zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku.
Na stronie Chicago Police Memorial Foundation (www.cpdmemorial.org) zamieszczono nazwiska tych, którzy polegli na służbie w naszym mieście.
JT