Dzień przed prawyborami w tzw. Superwtorek członkowie Sądu Najwyższego jednomyślnie orzekli, że stany nie mogą powoływać się na poprawkę do Konstytucji wprowadzoną po wojnie secesyjnej, by uniemożliwić kandydatom na prezydenta pojawianie się na kartach do głosowania. Decyzja taka należy do Kongresu -stwierdził Sąd Najwyższy.
Decyzja ta kończy wysiłki podejmowane w niektórych stanach, w tym Kolorado, Illinois, Maine i kilku innych, mające na celu wykreślenie nazwiska głównego kandydata do nominacji z ramienia GOP z kart do głosowania, czego powodem miała być próba unieważnienia wyborów z 2020 roku.
Sprawa Trumpa była pierwszą w historii Sądu najwyższego dotyczącą zapisów 14. poprawki przyjętej po wojnie domowej.
Czy to koniec?
Niektórzy obserwatorzy polityczni ostrzegają, że orzeczenie sądu zrzucające na Kongres decyzje dotyczące sekcji 3 we wspomnianej poprawce do Konstytucji, może pozostawić otwarte drzwi do ponownej walki o próbę jej wykorzystania do dyskwalifikacji Trumpa w przypadku wygrania przez niego wyborów i jednoczesnym przejęciu Kongresu przez demokratów. Sprawa może więc powrócić do sądu, ale tylko w obliczu pełnego kryzysu konstytucyjnego.
Nie było zaskoczenia
Obie strony zwróciły się do sądu o szybką decyzję w tej sprawie tuż po odrzuceniu Trumpa z karty wyborczej w Kolorado. Od początku wydawało się, że sędziowie są gotowi wydać orzeczenie na korzyść byłego prezydenta.
Sprawa ta stanowi najbardziej bezpośrednie zaangażowanie Sądu Najwyższego w wybory prezydenckie od czasu wyroku w sprawie Bush v. Gore ćwierć wieku temu.
Konserwatywni i liberalni sędziowie kwestionowali zasadność zakazu wobec Trumpa. Ich głównym argumentem było, że to Kongres musi podjąć działania, zanim stany będą mogły powołać się na 14. poprawkę. Pojawiły się także pytania o to, czy zapis obejmuje prezydenta.
Zwolennicy usunięcia nazwiska Trumpa z kart do głosowania argumentowali, że istnieją wystarczające dowody na to, że wydarzenia z 6 stycznia stanowiły powstanie i że zostało ono wywołane przez Trumpa, który nawoływał tłumy swoich zwolenników na wiecu przed Białym Domem, aby „walczyć jak diabli”.
Przeciwnicy takiej decyzji przedstawiali kilka argumentów przemawiających za tym, że poprawki nie można wykorzystać do powstrzymania Trumpa od udziału w głosowaniu. Utrzymywali, że zamieszki z 6 stycznia nie były powstaniem, a nawet jeśli tak było, Trump nie udał się na Kapitol ani nie przyłączył się do uczestników zamieszek.
rj