Po raz pierwszy zauważono je w latach 60-tych: niewielkie impulsy sejsmiczne, wystarczająco silne, aby zarejestrowały je urządzenia sejsmologiczne, ale wystarczająco niewielkie, aby pozostać niezauważonymi, występujące co 26 sekund.
Jack Oliver, badacz z Lamont-Doherty Geological Observatory, udokumentował te mikrowstrząsy i wywnioskował, że pochodzą z jakiegoś miejsca „w południowym lub równikowym Oceanie Atlantyckim”. Dopiero w 2005 r. ustalono, że prawdziwe źródło impulsów znajdowało się w Zatoce Gwinejskiej, tuż przy zachodnim wybrzeżu Afryki, ale do dziś naukowcy nie wiedzą, dlaczego w ogóle tak się dzieje.
Oczywiście istnieją teorie, od aktywności wulkanicznej po fale, ale wciąż nie ma zgodności w tej kwestii. Na wyspie São Tomé w Zatoce Gwinejskiej znajduje się wulkan w pobliżu punktu początkowego impulsu, nie wspominając o innym mikrosejsmicznym wstrząsie związanym z wulkanem Mount Aso w Japonii, który sprawił, że to konkretne wyjaśnienie stało się bardziej popularne w ostatnich latach. Chociaż nie ma sposobu, aby wiedzieć, kiedy (lub nawet czy) dowiemy się, dlaczego to zjawisko występuje, jedno jest pewne: lepszy mikrosejsmiczny wstrząs niż makrosejsmiczny wstrząs.
jm